od XIII stulecia, uczyniwszy z arystotelizmu oficjalną filozofię chrześcijaństwa, był reżimem, który uprzywilejował „myśl bezpośrednią” ze szkodą dla wyobraźni symbolicznej i sposobów myślenia pośredniego.
Od XIII wieku sztuka i poznanie nie mają już ambicji, aby prowadzić do znaczenia, lecz chcą „kopiować naturę”26. Gotycki konceptualizm chce uchodzić za realistyczne odbicie rzeczy takich, jakimi one są. Obrazy świata, jakie są malowane, rzeźbione lub myślane, od-kształcają się i zastępują poczucie Piękna i inwokacje do Bytu, manieryzmem śliczności albo ekspresjonizmem odpychającej brzydoty. Można powiedzieć, że jeżeli kartezjanizm i scjentyzm, który z niego wyszedł, były obrazoburstwem z niedostatku i z ogólnej pogardy obrazu, to obrazoburstwo perypate-tyczne było rodzajem obrazoburstwa z nadmiaru: w symbolu zaniedbywało oznaczone, ażeby przywiązywać wagę tylko do naskórka znaczenia, do znaczącego. Cała sztuka, cała wyobraźnia oddaje się na usługi jedynej, faustycznej i zdobywczej ciekawości chrystia-nizmu. Prawdą jest, że jeszcze głębiej świadomość Zachodu została przygotowana do tej ornamentali-stycznej roli przez prąd obrazoburstwa bardziej prymitywnego i bardziej fundamentalnego, który teraz musimy zbadać.
Racjonalizm, arystotelesowski czy kartezjański, miał olbrzymią przewagę wynikającą z tego, iż chciał uchodzić za uniwersalny dzięki indywidualnemu podziałowi „zdrowego rozsądku” lub „pospolitego rozsądku”. Nie odnosił się on jednak do obrazów: obrazy są podporządkowane wydarzeniom, pewnej sytuacji historycznej lub egzystencjalnej, która je zabarwia. Właśnie dlatego obraz symboliczny nieustannie musi być od nowa przeżywany, trochę tak jak utwór muzyczny lub bohater teatralny potrzebują „wykonawcy”. A symbol, jak każdy obraz, jest zagrożony regionalizmem znaczenia i narażony na to, że w każdej chwili może przeobrazić się w to, co R. Alleau słusznie nazywa „syntemem” 27, to znaczy obrazem mającym przede wszystkim za funkcję uznanie społeczne, jakąś konwencjonalną segregację. Moglibyśmy powiedzieć, że to właśnie tu symbol sprowadza się do swej siły socjologicznej. Każda „konwencja”, choćby była ożywiona najlepszymi intencjami „obrony symbolicznej”, jest fatalnie dogmatyczna28. W planie odnowy mitologicznej i powołania osoby, wytwarza się jakieś zdegenerowanie, które bardzo dobrze wyodrębnił pastor Bernard Morel29: „Teologia łacińska tłumaczyła grecki wyraz „tajemnica” przez „sakrament”, lecz słowo łacińskie nie oddawało całego bogactwa słowa greckiego. Istniało w greckiej tajemnicy otwarcie na niebo, poszanowanie niewyslowionego, jakiś realizm duchowy, jakaś siła uniesienia30, których nie wyraża logiczny umiar i prawnicza rzeczowość sakra-mentalizmu rzymskiego”. Te zalety otwarcia na transcendencję w łonie wolnej immanencji obraz symboliczny zatraci. Stając się syntemem, funkcjonalizuje się i niemal mielibyśmy ochotę powiedzieć, mając na uwadze klerykalizm, który będzie go określał, że on się biurokratyzuje. Obraz symboliczny wcielając się w pewną kulturę, w jakiś język kulturowy, kostnieje w dogma-
45