Obraz9 (5)

Obraz9 (5)



134 LOSY PASIERBÓW

—    Jestem bardzo panu wdzięczny za tę przysługę — odparł również z ironią. — Muszę jednak uprzedzić, że jeśli któryś z moich tu wrogów zacznie się do mnie przydzierać, to ja nie ręczę za siebie. Stracę ja pracę, ale pójdą też i oni.

—    Ależ gdzie tam! — zawołał tłumiąc uśmiech. — Oni po tej łaźni, jaką im sprawiliście, nie tylko nie będą się przydzierać, ale nie ważą się wam nawet w oczy śmiało spojrzeć. Bądźcie pewni.

—    No to i dobrze. Ja ich na pewno nie sprowokuję.

Po paru godzinach pracy zaczął się oswajać z położeniem. Kurnosowa nie było, a Ananka i inni jego koledzy naprawdę zdawali się unikać jego wzroku. Zresztą nie miał potrzeby z nimi się spotykać: najbliższymi towarzyszami pracy byli ludzie mu nieznani.

—    Nic mi nie zrobią, na próżno się martwię — pocieszał siebie w duchu.

Wiedział, że zarabia się tutaj trochę mniej, niż przy ładowaniu okrętu, lecz godziny tu były stałe i praca daleko lżejsza. Polegała na rozcinaniu zamrożonych półwołów na ćwiartki i pakowaniu ich w gazę bawełnianą i worki po-krzywne. Towar większą część drogi odbywał na toczących się po szynach kółkach. Każda część mięsa miała własny wieszak z hakiem i kółkiem żelaznym, zdolnym do samodzielnego toczenia się po szynie. Czasami tylko, gdy z braku wieszaków czy miejsca zachodziła potrzeba układania w sterty towaru, wtedy się brało ćwiartki na ramię.

Domka wiadomość o zmianie pracy męża przyjęła bez wzruszeń.

— No i cóż, mniej zarobisz, ale w czas się

wyśpisz i zdrowie zachowasz — powiedziała, gdy ją poinformował przy obiedzie.

Makryca zdawał się faworyzować Dubownika przy pracy. Pierwszy dzień z woli jego podawał robotnikom wieszaki, a nazajutrz wdziewał na ćwiartki wołów gazę. Towarzyszył mu w tym zajęciu od rana posiwiały i sterany już pracą czernihowiec, nazywany przez kolegów Mielnikiem. Dubowik nie znał go i nie przypominał sobie, by go kiedyś widział. Rysy twarzy jego miały wyraz cierpienia i żalu. Patrząc na niego, miało się wrażenie, że na płacz mu się zbiera. Lubił jednak mówić i był bardzo koleżeński.

W parę godzin po południu większość robotników sekcji, ukończywszy pracę na miejscu, przeszła gdzieś do innej komary, a Dubowiko-wi z Mielnikiem kazano zgarniać trociny z posadzki. Lecz w jakiś czas później przyszedł posłaniec z rozkazem, by przynieśli robotnikom jakieś worki.

Mielnik zażył tabaki, poczęstował nią Dubo-wika i wyruszyli.

Szli pewien czas korytarzem prosto, potem skręcili na lewo, następnie na prawo, potem znów na lewo, przecięli dwie kamary w poprzek i znowu wyszli na korytarz. Zygmunt miał wrażenie( że stary chochoł rozmyślnie prowadzi zawiłymi drogami, ażeby zadziwić kolegę znajomością terenu. A teren naprawdę był trudny do orientacji: korytarze, kamary, drzwi, tory i światło wszędzie były jednakie.

Wkońcu stanęli w kamarze o niezwykle niskiej temperaturze. Pośrodku stały dwie olbrzymie sterty przygotowanego na okręt towaru. W głębi leżało sporo rozrzuconych bezładnie worków.

rzekł Mielnik,


— Tego za mało będzie —


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Obraz6 (3) 288 LOSY PASIERBÓW śmiecie wrócić — odrzekł Zygmunt, odwzajemniając się równie czułym
46311 Obraz3 (7) 122 LOSY PASIERBÓW bronią kapitalistów. Wiemy, że wszystkie religie w świecie są k
12693 Obraz6 (5) 188 LOSY PASIERBÓW sariatu. Tam zrewidowano każdego na nowo i przesłuchano: gdzie
77577 Obraz1 (6) 198 LOSY PASIERBÓW ła zagłuszyć tym w sobie ogarniający ją żal i oburzenie. Ale ni
79084 Obraz9 (3) 294 LOSY PASIERBÓW nej wizyty. Nawet żony twej z dziećmi gdy znajdziemy nie dopuśc
81619 Obraz0 (3) 276 LOSY PASIERBÓW —    A nie lepiej do Konsulatu? Mnie się zdaje,

więcej podobnych podstron