82 LOSY PASIERBÓW
— Atrds animales, atrds! — wrzeszczał.
Dubowik nie łączył się do szeregów, stał na szynach kolejowych i obserwował ludzi.
O siódmej tłum bezrobotnych urósł do półtora tysiąca ludzi. Niedługo rozwarły się drzwi w murze i wyszło na próg dwóch wybrańców losu: Brown i Perez. Pierwszy, wysoki i chudy blondyn o szczupłej twarzy i ostrym wąskim nosie, drugi niższy, ciemny jak cygan, dziobaty na twarzy. Stali obok siebie obserwując niespokojną ciżbę.
A półtora tysięcy par oczu spoczywało na nich, tuliło się do nich z psią pokorą, błagało żałośnie o jedno wskazanie palcem. Jeden życzliwy gest tego smyka z ostrym nosem, lub tej czarnej, dziobatej głowni, jedno ich niedbałe skinienie podrywało w człowieku bicie serca, gnało galopem krew po żyłach, zatykało z radości dychanie.
Coś z pięć razy kiwnęli tak palcem wyrywając z tłumu szczęśliwców i kazali ludziom rozejść się.
Wielu biedaków pobiegło jeszcze do „Armour” — drugiej olbrzymiej rzeźni w Berisso. Ruszył i Dubowik za nimi, lecz gdy wyszedł ku dzielącemu obie rzeźnie polu, spostrzegł, że już i stamtąd sypią ludzie do domu.
Kupił w sklepie tytoniu i powrócił do rodziny. Parę godzin do obiadu i po południu kopał na życzenie gospodyni ogródek i snuł z żoną projekty na przyszłość. Wieczorem przy wspólnej macie znowu wystąpił z projektem przesłania Makrycy podarunku, lecz Sacharynka i tym razem się sprzeciwiła:
— Ja to z waszą żoną załatwię w lepszym czasie — powiedziała. — Zostawcie to dla nas.
— Prawda — przytwierdził Suszycki. — Baby to same załatwią. Zostawmy to dla nich.
_Wy nie martwcie się o pracę, dostaniecie
ją na pewno. Lepiej ot znowu opowiedzcie nam skazaczku. Opowiedzcie! — przypomniała Sacharynka.
— Może kiedyś indziej — bronił się.
— Nie, dzisiaj. Wyż obiecali. Opowiedzcie! Uległ życzeniu kobiety, bawiąc ją do kolacji
baśniami.