92 Rozdział II. Archeologia duszy Bohatera Polaków
nie kończy się dla chrześcijan z chwilą śmierci osoby. Czyściec jest dziełem miłości Bożej, która wyzwala miłość ludzką.
Bohaterowi Polaków wydawało się kiedyś, że dualizm raju i piekła całkowicie określa los człowieka. Idea „stanu pośredniego” wyprowadziła więc jego świadomość poza to kategoryczne i okrutne albo-albo. Chociaż czyściec jest lekcją pokory i zgodnie z wizją Dantego ostatecznym starciem pychy, Upiór upatruje w nim przede wszystkim możliwości wyjścia poza koszmarną antynomię natychmiastowego i wiecznego zbawienia i natychmiastowego i wiecznego potępienia. W tym duchu interpretuje on Dziady. Ten obrzęd stworzyła wiara w miłość Boga, który nie zostawił ludzi bez nadziei. Upiór, w przeciwieństwie - jak zobaczymy — do Konrada, wierzył jeszcze w dobrego Boga.
Toteż w trzeciej godzinie, kiedy nadeszła pora, zaczął odprawiać przed Księdzem Dziady, w swej najgłębszej istocie zupełnie takie same, jakie Guślarz wraz z ludem odprawił w cmentarnej kaplicy. Tym razem żywi usłyszą głos zmarłego potępieńca. Nie zobaczą go, bo jest przecież kołatkiem i siedzi w desce, ale usłyszą. „Czego potrzebujesz, duchu?” — pyta tedy raz jeszcze nocny gość tego samego robaczka, awanturującego się w kantorku, podejmując się ponownie roli Guślarza. I tym razem sama dusza ludzkim głosem wypowie do wszystkich obecnych zdanie, które w pierwszej godzinie słyszał tylko Gustaw: „Proszę o troje paciorek”. Tym razem Upiór nie musi już tłumaczyć zmarłej duszy. To nie jest zabawa w duchy. To są Dziady.
Kiedy nauczyciel usłyszał na własne uszy głos z kantorka, wpadł w panikę. Zdjęty nagle strachem przed złym duchem, zdobył się na zaklęcia egzorcysty. Upiór zaczyna z niego szydzić, Ksiądz zwołuje bowiem ludzi, bojąc się najwyraźniej o życie swych dzieci. Przypomina mu o rozumie, o wierze, o krzyżu, a przede wszystkim o bojaźni Bożej. To znaczy wyjaśnia mu, że nie stanął wobec zjawiska przerażającego, wzbudzającego zwierzęcy lęk, lecz wobec zjawiska sakralnego, które powinno wzbudzać święte drżenie, tremendum. Nie na miejscu jest teraz strach. Na miejscu jest adoracja tajemnicy, bojaźń Boża, pozwalająca odróżnić niepojęte od zrozumiałego. Protagoniści zamienili się bowiem rolami. Ksiądz wpadł w histerię, Upiór natomiast zastygł w zimnym spokoju. Nie umie rozmawiać, ale tryumfować potrafi znakomicie.
Zupełnie niepostrzeżenie, przymuszony poniekąd nagłym objawieniem się tajemnicy, Ksiądz mimo woli przejął więc funkcję egzorcysty. Powtarza teraz tę samą formułę, której Guślarz używał podczas obrzędu Dziadów, kiedy zjawiała się przed nim dusza zmarłego człowieka: „Mów, czego potrzebujesz...”
Jest to moment zupełnej kapitulacji oświeconego chrześcijaństwa. Nareszcie Ksiądz został wtajemniczony. Nareszcie pojął, że upiory istnieją, ponieważ zetknął się z jednym z nich. „Ach, to upiór, mara!” Najistotniejszym argumen-tem Upiora okazało się samo jego istnienie. Jego nieprawdopodobna, nadprzyrodzona, niepojęta egzystencja, która jest paradoksem i nonsensem.
Ponieważ gospodarz chaty doznał szoku i nie może przeprowadzić żadnej sensownej analizy tego niezwykłego zdarzenia, zmuszony jestem wyręczyć tego nieszczęśnika, chociaż skądinąd wiem, że zrobiłby to sprawniej i wnikliwiej. Co się tedy naprawdę wydarzyło na chwilę przed zapadnięciem ciemności? Wydarzył się cud, który zburzył odwieczne marzenie racjonalnie nastawionych chrześcijan o wierze opartej na prawidłowych wnioskach z logicznego rozumowania i na poprawnej językowo refleksji filozoficznej, uwzględniającej dane nauki. Toteż w izbie parocha dogorywa nie tyle racjonalizm, ile zracjonalizowana duchowość chrześcijańska, która dialektykę rozumu przenosi ponad bezpośrednie dane irracjonalnego doświadczenia.
Jak każde doświadczenie ponadrozumowe, cud ten można traktować jako wyzwanie rzucone zmysłom i rozsądkowi. Ale można też uznać go za znak przekazujący prawdę ponad prawami zwykłego poznania. Pierwsza postawa była właściwa klasykom, których fascynowała, bądź jako błogosławieństwo, bądź jako przekleństwo, prawda o charakterze naukowym. Druga postawa charakteryzowała romantyków, stęsknionych za prawdą objawioną. Cud był dla nich skandalem gnozeologicznym, a nie zabobonem, jak utrzymywali klasycy. Miał charakter jednocześnie religijny i magiczny. Rozum nie mógł go wytłumaczyć, ponieważ cud był znakiem prawdy ukrytej, którą umysł może poznać tylko w nagłym szokującym objawieniu.
Romantycy pamiętali, że Jezus - jak przekazuje Ewangelia - czynił znaki, semeia. I my powinniśmy o tym pamiętać, jeśli chcemy zrozumieć myśl romantyków, wszystkie bowiem główne przekłady Pisma w Polsce nazywają owe znaki tylko cudami. Romantycy twierdzili ponadto, że takie znaki zdarzają się również we współczesnym świecie. Pojmowali więc cud jako wydarzenie nadprzyrodzone, które jest jednocześnie znakiem do odczytania, przekazującym nam ukrytą głęboko tajemną istotę życia. „Wszelkie przekonanie - pisał Novalis — jest niezależne od prawdy natury. Odnosi się ono do prawdy magicznej, czyli prawdy cudu. O prawdzie natury można być tylko przekonanym — o ile stanie się prawdą cudu. Wszelki dowód opiera się na przekonaniu, a zatem jest tylko środkiem zastępczym w braku powszechnie przyjętej prawdy