174 POSŁOWE
skim. Z punktu widzenia SS i nadzorującego akq'ę „Reinhardt” Wyższego Dowódcy SS i Po!iqi w Lublinie SS-Brigadefuhrera Odilo Globocnika najbardziej naganna była zwłoka z przesyłaniem do centrali zrabowanego zamordowanym złota i cennych przedmiotów. Celem uporządkowania sytuacji do Treblinki został wysiany inspektor akcji „Reinhardt” kapitan policji Christian Wirth i komendant obozu w Sobiborze, późniejszy następca Eberla, SS-Ober-sturmfuhrer Franz Stangl.
O piekle, które Żydom stworzył Eberl, jeden z uratowanych więźniów— Oskar Berger — pisał: „Gdy zostaliśmy wyładowani, dostrzegliśmy przerażające widowisko: wszędzie wokół leżały setki zwłok ludzkich. Stosy pakunków, ubrania, walizki — wszystko leżało pomieszane. Esesmani — Niemcy i Ukraińcy—stali przy narożach baraków i strzelali na oślep do tłumu. Mężczyźni, kobiety i dzieci, wszyscy padali zakrwawieni. Powietrze brzmiało krzykiem i rozpaczą. Tych, którzy nie zostali ranieni wystrzałami, siłą kierowano w kierunku otwartej bramy, musieli przeskakiwać zabitych i rannych, aby dostać się na placyk opasany drutem kolczastym”2. Ruch transportów był tak duży, że Niemcy decydowali się na odsyłanie do Warszawy nieoczyszczonych wagonów kolejowych.
Machina śmierci w Treblince ruszyła ponownie 4 września 1942 r. Do końca 1942 roku zamordowano tu, zgodnie z odnalezionym w ostatnich latach ra- j diogramem szefa akcji „Reinhardt” SS-Sturmbannfuhrera Hermanna Hoefle-go do dowódcy SS w dystrykcie krakowskim, dokładnie 713 555 osób. W1943 roku, do wybuchu powstania w obozie w dniu 2 sierpnia — zbiegła wówczas blislm połowa z około 840 zatrudnianych tu więźniów, woj nę przeżyło siedemdziesięciu z nich—zagazowano dalsze 60 tys. Żydów. Po odbudowie instalacji zniszczonych w powstaniu, uśmiercono już „zaledwie” 7600 osób. Łącznie I Treblinka pochłonęła co najmniej 780 tysięcy istnień ludzkich.
Samuel Willenberg przebywał w obozie Treblinka II od 20 października 1942 r. aż do dnia buntu więźniów, czyli do 2 sierpnia 1943 r. Po udanej ucieczce ukrywał się w Warszawie, gdzie aktywnie działał w polskiej konspiracji zbrojnej aż do ostatecznego starcia z Niemcami podczas powstania warszawskiego.
Prezentowane wspomnienia w wersji rękopisowej powstały w 1948 roku.
Dopiero jednak w 1986 r. ukazała się ich pełna hebrajskojęzyczna wersja, zatytułowana Powstanie w Treblince, w rok później jej angielskie tłumaczenie, hiszpańskie w roku 1988, wreszcie francuskie w roku 1989.
Do spisania przez Samuela Willenberga zasadniczego zrębu obecnie prezentowanych wspomnień doszło w okolicznościach bardzo ciekawych i w pewnym sensie charakterystycznych. W 1948 r. jedna z pracownic łódzkiego oddziału Centralnego Komitetu Żydów w Polsce przeprowadziła z naszym autorem obszerny, liczący 87 stron wywiad, który przechowywany jest obecnie w Archiwum ŻIH3. Fakt ten z pewnością umocnił Willenberga w przekonaniu, iż koniecznie powinien utrwalić i przechować dla następnej generacji zapis swoich przeżyć i doświadczeń obozowych. Porównując oba teksty, można stwierdzić, iż w części poświęconej Treblince są one prawie tożsame.
Dzięki relacji z ŻIH poznajemy natomiast znacznie lepiej okupacyjne losy autora, poprzedzające „wysiedlenie” do Treblinki. Warto je, choćby w skrócie, przedstawić, gdyż najprawdopodobniej nabyte wówczas doświadczenia zahartowały bardzo młodego Willenberga na tyle, że zdołał przeżyć późniejsze piekło.
Wybuch wojny zaskoczył Willenberga w Radości pod Warszawą, gdzie spędzał wraz z matką i dwiema siostrami wakacje. Jego ojciec znajdował się w tym czasie w Opatowie; restaurował tam miejscową bożnicę. Chaos pierwszych dni wojny, lęk i obawa o jej wynik spowodowały, że nasz bohater najpierw zaciągnął się do ochotniczej milicji w Otwocku, a następnie, już 6 września, wyruszył wraz z innymi mężczyznami na wschód, w stronę Ryk i Lublina. W trakcie marszu przyłączył się do rozbitej kompanii z 66. pułku piechoty i wraz z nią dotarł az za Chełm Lubelski. Tutaj zaskoczyło go, już jako żołnierza, natarcie rosyjskie. Przeżył wtedy, jak pisze, sporą rozterkę duchową, gdyż pokusę pozostania po stronie rosyjskiej wzmagał fakt, iż jego matka była Rosjanką, prawosławną, która przeszła na judaizm dopiero po ślubie. 25 września Willenberg wziął udział w swojej pierwszej potyczce w tej wojnie, i to nie z Niemcami, a z Rosjanami. Został w niej ciężko ranny. Uratowali go miejscowi chłopi, którzy, mimo że, jak pisze, „przyszli wieczorem, aby z nas ściągnąć ubranie, buty”, widząc, że jeszcze żyje, zabrali go wraz z innymi rannymi do jakiejś obory, skąd po przejściowym wycofaniu się Rosjan został przeniesiony do szpitala polowe-go. W szpitalu tym, od pewnego momentu pilnowanym już przez Niemców, spędził trzy miesiące. Udało mu się stamtąd uciec z powrotem do Radości, mimo niedoleczonej, ropiejącej rany. Tbtaj rodzina Willenbergów nie pozostała zbyt długo. Represje niemieckie, szczególnie mord w Wawrze, skłoniły ich do wyjazdu do Opatowa.
W getcie opatowskim Willenbergowie nie należeli do elity mieszkańców, mimo to dawali sobie jakoś radę. Ojciec malował matę obrazki, które Samuel
5 AŻIH, Zespól: Pamiętniki (dalej: pam.) nr 247. Protokół sporządziła Klara Mirska.