stoimy, to jest męczące”. Inna pracownica opowiadała nam, jak to kiedyś przed południem ona i jej koleżanki stosunkowo szybko uporały się z pracą, robota była wykonana doskonale, więc wolno im było wyjść na przerwę dwie czy trzy minuty wcześniej. „Te dwie, trzy minuty są bezcenne, bo to znaczy, że pobiegniemy pierwsze i nie czekamy w kolejce kilkanaście minut”.
Internat i wyżywienie
W Chongąing pracownicy mieszkali w dzielnicy Qingying. Podczas naszego pierwszego tam pobytu dzielnica sprawiała wrażenie handlowej i mieszkaniowej. Nowo wybudowane hotele pracownicze z zewnątrz wyglądały czysto i schludnie, niemal wszędzie widać było windy i klimatyzatory. Dla zewnętrznego obserwatora sytuacja mieszkaniowa pracowników mogła wydawać się zadowalająca. Jak to wyglądało naprawdę? Z ciekawością weszliśmy do środka razem z pracownikiem Feng. Było około 20:00, dokładnie o tej porze większość ludzi wracała z pracy. Przed windami czekali ciasno stłoczeni ludzie, którzy chcieli dostać się na wyższe kondygnacje. Feng skomentował: „Z wind często nie można skorzystać, zwłaszcza rano, kiedy zaczyna się pierwsza zmiana, bo są bardzo przepełnione. Mieszkamy na środkowych piętrach i chcąc nie chcąc musimy wchodzić po schodach, bo kiedy winda do nas dojeżdża, jest tak przepełniona, że nie możemy się do niej wcisnąć”. Nie pozostało nam nic innego, jak iść piechotą na szóste piętro. Na wielu piętrach klatki schodowej było zepsute oświetlenie, więc szliśmy powoli, po omacku, rozświetlając sobie drogę w ciemności wyświetlaczami z komórek.
Kiedy przybyliśmy do strefy mieszkalnej pracownika Feng, wszystko wyglądało zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażaliśmy. Mieszkańcy spali nawet w pokoju dziennym, gdzie stały trzy dwupiętrowe łóżka dla sześciu osób. W nieco większym pokoju obok mieszkało osiem osób. Każde pomieszczenie posiadało mały balkon, na którym leżały stosy rzeczy i suszyła się bielizna, a także dwie łazienki. W 40-metrowym mieszkaniu przebywało w sumie 20 osób, które w tym ścisku nie miały żadnej prywatności. Oprócz łóżek nie było prawie innych mebli, ani stołów, ani krzeseł. Jedna szafa służyła wszystkim lokatorom, którzy w niej przechowywali swoje rzeczy osobiste. Był to oczywisty dowód na to, że internaty służą wyłącznie do zapewnienia ciężko pracującym ludziom miejsca do spania. Nie są to miejsca do życia i spędzania wolnego czasu. Deprymujące były również kraty, zainstalowane w każdym oknie internatu, zarówno w Shenzhen, jak i w Chongąing. Kraty ochronne na zewnętrznych ścianach budynku miały zapobiegać skokom samobójczym. Dzięki nim budynki wyglądały jak więzienia1.
Wielu pracowników mówiło, że jedzenie w kantynie zakładowej jest bardzo niesmaczne, wprost niejadalne, o znikomej wartości odżywczej, nie pokrywa zapotrzebowania na energię i witaminy ludzi wykonujących ciężką pracę ponad 10 godzin dziennie. Nasz zespół udał się do parku przemysłowego Foxconn Hewlett-Packard w Chongąing, żeby zbadać sprawę na miejscu. Standardowy posiłek składał się z „dwóch dań mięsnych i porcji warzyw”. Tak zwane dania mięsne prawie wcale nie zawierały mięsa. Jedna z uczennic powiedziała: „Dostajemy tylko jeden mały kawałek mięsa wieprzowego, ale za to dużo źle oskrobanej słoniny wieprzowej”. Praktykantka Gong skarżyła się: „Kiedy jadłam tam po raz pierwszy, omal nie zwymiotowałam. Nigdy nie jadłam czegoś tak obrzydliwego. Przedtem myślałam, że w mojej szkolnej stołówce źle karmią, ale teraz tamtejsze jedzenie w porównaniu z tym wydaje mi się smaczne”. Pracujący na nocnej zmianie skarżyli się, że nocą jedzenie jest jeszcze gorsze, bo wtedy personel nie przygotowuje nowych posiłków, tylko podaje to, co zostało z dnia. Pracownica Lei skwitowała: „Jedzenie w kantynie jest okropne, bez smaku. To raczej karma dla świń”.
Wiele osób wolało zapłacić więcej i zjeść na zewnątrz, poza terenem fabryki. Można tam było kupić wszelkie możliwe przekąski, było dużo niewielkich restauracji, na ulicach stały małe, otwarte garkuchnie. Z higieną bywało jednak nie najlepiej, a przydatność niektórych potraw do spożycia budziła niekiedy spore wątpliwości.
„Najcenniejsze zasoby”
W centrum rekrutacyjnym Foxconna przy ul. Shuangbaidongyi, w okręgu Pi w Chengdu, na obu ścianach wielkiego budynku wisiała czerwona wstęga z napisem: „Nauki przyrodnicze i technika to najważniejszy sektor, najcenniejsze zasoby to wykwalifikowany personel”. W innym biurze rekrutacyjnym w Chengdu przy ul. Jule 9 widniały podobne hasła: „Kiedy się rodzisz, nie masz wyboru, ale u nas możesz kierować swoim losem. Miej marzenia, a uda ci się je zrealizować”; „Jeżeli masz talent, przyjdź do nas. Ofemjemy ci wielkie możliwości” i tak dalej. Chociaż kiedy zbadaliśmy sprawę dokładniej, to przeżyliśmy duży szok. Prawdziwa sytuacja była dokładnym przeciwieństwem sielskich obrazków malowanych przez Foxconna. On istotnie traktował ludzi jak swoje „najcenniejsze zasoby”. Wyciskał z nich, ile się dało, nieustannie windował normy produkcyjne, podnosił wymagania dotyczące intensywności, wydłużał czas pracy, redukował wynagrodzenia za nadgodziny. W ten sposób rozbudowywał i umacniał swoje imperium.
Pracownica Foxconna w Chengdu stwierdziła, że w grudniu 2010 r. pracownik z Liangzhou w prowincj i Junnan wyskoczył z 18 piętra hotelu pracowniczego pod wpływem „problemów w pracy”.
Foxconn nie zajął w tej sprawie oficjalnego stanowiska. Chodziło o 19 z kolei samobójstwo od stycznia 2010 r.