Nie powinno być zaskoczeniem, że ludzie żywią takie uczucia do koni. Żadne inne zwierzę w dziejach nie miało takiego wpływu na naszą historię, jak właśnie koń. Miliony z nich oddały życie w naszych wojnach. Przewoziły osadników przez kontynenty, dostarczały naszą pocztę, orały nasze pola, oczyszczały naszą ziemię i zabawiały nas swoją sprawnością na torach wyścigowych lub na różnego typu konkursach jeździeckich. I przez cały ten czas były naszymi wiernymi towarzyszami.
Przodkowie Shy Boya przybyli do Ameryki wraz z hiszpańskimi konkwistadorami cztery wieki temu. W pewnym sensie był to dla tych zwierząt powrót do domu, jako że rozwinęły się one na tym kontynencie pięćdziesiąt pięć milionów lat temu; stąd przeszły po mostach lądowych do Azji, po czym rozprzestrzeniły się po Europie. Miejscowe konie wymarły na około piętnaście tysięcy lat przed wylądowaniem Kolumba w Ameryce Środkowej i nikt tak naprawdę nie wie, dlaczego tak się stało. Tymczasem przodkowie Shy Boya wolno, ale pewnie, okrążyli cały glob.
Konie porzucone lub zagubione przez hiszpańską kawalerię, oddziały konkwistadorów, a później osadników, dały początek mustangom, które skolonizowały dzikie tereny Zachodu Stanów Zjednoczonych. Były twarde i odporne; musiały takie być, by przetrwać wyczerpującą, ośmiotygodniową podróż z Hiszpanii do Ameryki. Podróże w owych czasach nie były dla słabowitych, tak ludzi, jak i zwierząt.
Niektórzy twierdzą, że określenie „końskie szerokości” (30 stopni na północ, 30 stopni na południe od równika) wyznaczające strefy, w których statki często były unieruchamiane przez morską ciszę, wzięło się stąd, ze gdy zabrakło wody i konie zdychały z pragnienia, wyrzucano je za burtę. Trudności, jakie wiązały się z transportem zwierząt przez ocean, skłoniły Hiszpanów do założenia hodowli koni na Kubie.
n