obok siebie Shy Boya. Członkowie ekipy filmowej i kilku pracowników rancza samochodami z napędem na cztery koła przewieźli na miejsce cały ekwipunek.
Pat Russell i Scott Silvera mieli ze sobą wyposażenie jeździeckie, wędzidło i uzdę, mój powęz, małe ćwiczebne siodło, czapraki i duże siodło kowbojskie. Byliśmy gotowi.
Założenie powęzu nie było żadnym problemem; przerobiliśmy to już poprzedniego dnia. Następnie poprosiłem Shy Boya, by zaakceptował małe ćwiczebne siodło, a on odparł: „Nie ma mowy". Tak dużo wyprawionej skóry na grzbiecie po prostu mu nie odpowiadało. Jednakże po krótkich namowach, podczas których musiałem się trochę przymilać, pozwolił mi je sobie załozyć.
Siodło kowbojskie, z drugiej strony, wydało się Shy Boyowi nieprzezwyciężoną przeszkodą, która uniemożliwiała wszelki dalszy postęp w naszych stosunkach. Następne pół godziny poświęciłem na przekonywanie go, ze może nam zaufać. Na szczęście połączenie najwidoczniej utorowało już nam drogę: gdy pierwsze ogniwa zostaną wykute, reszta sama się układa — jeśli postępujesz rozsądnie. Shy Boy zaakceptował normalne siodło, które zakładałem mu kilkakrotnie, i to z obu stron. Zaakceptował również uzdę, prawie bez oporu; ale tym razem naprawdę szukał przyjaciela.
Następnie nadszedł czas na krok największy ze wszystkich: przedstawiłem go Scottowi Silverze, pierwszemu człowiekowi, który miał na nim pojechać. Nieznana twarz wzbudziła w Shy Boyu nieufność i odsunął się od Scotta. Daliśmy im trochę czasu na zawarcie znajomości; mustang wąchał ubranie Scotta, czuł, jak ten głaszcze go po szyi i czole.
Następnie Scott powoli i ostrożnie włożył stopę w strzemię. Shy Boy odskoczył do tyłu i kopnął przednimi nogami.