OY
Weterynarz wpadł do biura Crawforda: „Co to za dzikusktórego mi przyprowadziliście W
J eśli wielkanocny weekend z roku 1997 byl punktem zwrotnym w moim życiu, to samo z pewnością można powiedzieć o Shy Boyu. Mały gniady mustang wszedł do świata konia hodowlanego — bardzo różniącego się od tego, jaki znał na wzgórzach Nevady.
Podobnie jak wiele innych złapanych mustangów, pierwsze, co zrobił w swoim nowym życiu, to urósł i przybrał na wadze. Ziemia pozostawiona dzikim koniom jest zwykle dzika, jałowa i skalista; życie na niej jest często ciężkie, a brak dobrych pastwisk i konieczność nieustannego przenoszenia się z miejsca na miejsce przyczyniają się do tego, ze mustangi są na ogół chude. Kiedy go po raz pierwszy zobaczyłem tego dnia w Paso Robles, Shy Boy miał około trzynastu dłoni i dwa cale wzrostu. Teraz ma czternaście dłoni i jeden cal, i wazy 975 funtów, około stu funtów więcej niż wtedy, gdy był na wolności.
Kiedy to piszę, upłynęło już mniej więcej dwa lata od czasu, kiedy go ujeździłem, ale jego zachowaniem nadal rządzą niektóre instynkty dzikiego zwierzęcia. Na przykład, trudno jest mu spuścić całkowicie głowę i włożyć ją do wiadra z wodą. Z przesłoniętymi oczami nie może zauważyć wrogów. Ciągle boi się drapieżników, nawet w bezpiecz-