nych podczas drugiej wojny światowej, gdzie warunki były pod pewnymi względami zbliżone (lecz cierpiący tam ludzie mieli dodatkową świadomość, że ich los został im dobrowolnie i świadomie zgotowany przez innych ludzi i zależny jest od tego, jak długo władza będzie pozostawała w ręku tego odłamu ludzkości), nawet tam takie wyzbycie się większości cech „ludzkich” należało do rzadkości, chociaż czasem się zdarzało, na przykład w Treblince i gdzie indziej.
Widząc, jak łatwo Ikowie wyzbywają się owych cech. zwłaszcza związanych z organizacją społeczną, wraz z jej wierzeniami i praktykami religijnymi, nie dostrzegając żadnych zewnętrznych przejawów miłości, od samego początku rmmo wszystko usilnie szukałem jakichkolwiek jej dowodów. Jednakże więcej miłości zaobserwowałem u dwóch lamparciątek niż wśród Ików. Nie miałem złudzeń co do charakteru tego lamparciego uczucia: biednym stworzeniom, które ledwo otworzyły oczy, potrzeba było ciepła i pożywienia, czyli tym samym potrzeba im było miłości. Pomijając fakt. że w ciągu dwóch lat lamparty okazały mi więcej miłości i więcej jej we mnie obudziły niż Ikowie, zastanówmy się, co zajęło jej miejsce w życiu Ików? Miłość,-"jakkolwiek się ją zdefiniuje, wymaga dwustronności/ musi być odwzajemniona albo un/nera. jeśli nie ma się czym żywić. W krańcowych wypadkach tą pożywką jest jakieś bezosobowe wyobrażenie, idea, wiara; w innych, mniej zadowalających, rolę tę przejmują w zastępstwie zwierzęta. Można przypuszczać, że powszechne trzymanie zwierząt domowych, co jest jedną z charakterystycznych cech naszej cywilizacji, wskazuje na pogorszenie się stosunków międzyludzkich. Ale miłość między ludźmi zakłada wzajemność, gotowość do poświęcenia samego siebie, która wypływa z potrzeby serca. Przywodzi nas to znów do Ików, gdyż nasuwa przypuszczenie. że miłość, tak jak wszystko inne, dajemy bliźnim myśląc głównie o sobie i że nawet najwyższe poświęcenie — oddanie życia dla osoby ukochanej — jest w gruncie rzeczy pięknie zakamuflowanym egoizmem, ponieważ nagrodą dla ofiary jest rozkosz i satysfakcja, jaką odczuwa poświęcając się dla kogoś. Jednakże Ikowie nie przekładają wzruszeń nad chęć przetrwania i żyją bez miłości.
Ale ja wciąż jej szukałem, tylko" ona bowiem mogła wypełnić pustkę, jaka powstała wokół każdego z Ików w wyniku metod, którymi walczyli o przeżycie, a jeśli miałoby
się okazać, że miłość w żadnej formie wśród nich nie istnieje, oznaczałoby to, iż dla całej ludzkości miłość wcale nie jest koniecznością, lecz tylko zbytkiem lub złudzeniem. A skoro nie istnieje wśród Ików, to bez względu na to, czy jest zbytkiem, czy złudzeniem, wszyscy możemy ją utracić, a obecny stan rzeczy w świecie zachodnim wskazuje na to, że taka sytuacja jest nie tylko możliwa, ale prawdopodobnie nawet nieunikniona. Proces ten już się zaczął. Kiedy żyłem wśród Ików, trudno mi było przypomnieć sobie, co to właściwie jest miłość, czy zdefiniować ją choćby tylko dla siebie. Musiało to być inne uczucie niż potrzeba, coś więcej niż potrzeba i niż zwykłe pożądanie, musiało to być coś w rodzaju spełnienia: dokonanie i wiecznie płonący ogień, ustawicznie żywa świadomość autentycznego przeżycia. Oto jak pamiętałem miłość — jako coś, co wypełnia życie i nadaje mu sens, coś, czego nie można pragnąć, bo nabiera znaczenia dopiero wtedy, kiedy już istnieje.
Rozstrzygnięcie kwestii, czy Ikowie żywią takie uczucie do świata, w którym żyją, podobnie jak choćby Pigmeje Mbuti do lasów tropikalnych i jak wiele innych plemion do swoich okolic, wymagałoby nie tylko obserwacji, lecz długich rozważań filozoficznych. Wynik moich obserwacji na nic podobnego nie wskazywał, podobnie jak i skąpe wypowiedzi, które udało mi się na ten temat uzyskać. Ich własne rozmowy ani razu nie zahaczały o ten temat. Jedyna możliwość wykrycia śladów miłości istniała w dziedzinie stosunków między poszczególnymi ludźmi. Tutaj perspektywy nie były zbyt pomyślne, gdyż nadmierna samowystarczalność Ików w połączeniu z samotnością i nudą życia codziennego nie przyczyniała się do powstawania głębszych stosunków międzyludzkich. Nuda nie jest tu może właściwym słowem, bo gdyby byli znudzeni, mogliby pewno czymś się zająć, ale trudno jest znaleźć odpowiednie określenie na życie, jakie pędzili. Każdy z nich był po prostu sam i najwi- i doczniej nie miał nic przeciwko temu. Właśnie ta akcepta-' cja samotności uniemożliwiała miłość. Kontakt nawiązywano' ze sobą jedynie w konkretnym i praktycznym celu, ma- -jąc zwykle na względzie napełnienie żołądka, własnego żołądka. Takie kontakty były przelotne, wypływające z potrzeby chwili i nie miały nic wspólnego z trwałością i ciągłością niezbędną do tego, aby powstała sytuacja, która daje początek miłości. Ostatnią ewentualnością była sympatia.
193
13 ikowie, ludzie gór