z mistrzów Komornickiej, Fryderyk Nietzsche — postawy heroicznej. Nad własnym życiem trzeba panować; stąd nazwanie go wprawdzie „bożyszczem”, ale i „niewolnicą” (Biesy).
Około 1900 r. Komornicka próbuje ukrócić swoją nadmiernie żarliwą — odrzucającą wszelki umiar elokwencję. Uczy się powagi, patosu, powolnego rozwijania argumentacji; za pomocą licznych anafor powstrzymuje zbyt szybki bieg myśli; zabiegi stylizacyjne hamują spontaniczną rozrzutność obrazowania. W ten sposób powstały psalmodie, i to nie tylko te objęte tytułem Baśnie. Psalmodie.
Nawiązanie do Biblii nie było jedynie wynikiem poszukiwania nowej formy. Bardzo religijna w dzieciństwie, w okresie Forpoczt manifestowała Komornicka swój ateizm („Nam niebo Boga nie ukrywa”, Przejściowi) oraz stanowisko antyklerykalne (Powrót ideałów). Około roku 1899 musiała nastąpić zmiana światopoglądowa: może jako rezultat zerwania z grupą Forpoczt, może pod wpływem przeżycia tchnienia śmierci w czasie ciężkiej choroby męża. Poetka przyjęła nie tylko konwencję wersetów, ale przede wszystkim modlitewny ton i szczególnie przez psalmy eksponowany bezpośredni zwrot do Boga. Pisała teraz:
Panie, ratuj mnie, albowiem slaby jestem i nikczemny
i nie wyjdę sam z otchłani swojej.
(Psalm pokutni/)
Przyjęcie konwencji psalmów nie przeszkodziło ani w przedstawianiu halucynacji (Wieczór chorych), ani w wyrażaniu żarliwych uczuć (Tęsknota), ani nawet w odważnym, wręcz ryzykownym traktowaniu Stwórcy. Szczególnie interesujący wydaje się utwór Pan kona. Nie jest to jeszcze jedna wersja Nietzscheańskiego stwierdzenia „Bóg umarł”. W niemal leśmianowskiej aurze mówi się tu o istnieniu i nieistnieniu, o nicości, o stosunku Stwórcy i tego co stworzone, a także — o ciążącej nad światem śmierci i cierpieniu. Jedynym akcentem pozytywnym jest palin-genetyczne zakończenie: zapowiedź nowej kreacji.
Za pomocą wersetowej formy psalmów, coraz bardziej zresztą rozluźnianej, tworzy Komornicka tak piękne utwory, jak Tęsknota i Dziękczynienie. Dziękczynienie jest utworem wyjątkowym, choć nie jedynym w twórczości Komornickiej: wywołane pięknem świtu zachwycenie, niezwykle rzadkie u poetki poczucie szczęścia, prowadzi do rozpoznania w świecie Boga: „odkąd rozdarłeś przed nią zasłonę cudu i ukazałeś jej oblicze Swoje we mgłach porannych”.
Po okresie uspokojenia — tu trzeba wymienić zwłaszcza cykl Maj — powraca Komornicka do ostrych środków wyrazu, do bezforemnego rozwichrzenia (bardzo długie zdania przerywane pauzami), do erupcji obrazów — typowych zatem cech ekspresjonizmu krzyku. Wśród takich wierszy na uwagę zasługuje Ból fatalny. Twórczość jest tu grzechem, klątwą, bólem. Lot w górę kończy się klęską, trzeba bowiem tworzyć w ludzkim materiale, w słowie:
1 spadam — spadam — spadam — spadam Ja obłok niemy — gradem stów!
Wyraźna koncepcja poety jako obłożonej klątwą ofiary, męczennika, wywołuje wśród innych obrazów — potoki krwi. Komornicka chętnie sięga w obrazowaniu do fizjologii. Nawet dusza jest tu nie tylko ukonkretniona i odziana w ciało, jak zwykle u młodopolan, ale... walczy z ciałem. Nie daje się „wdusić w trumnę piersi”, rozrywa ją, „przez ramiona spływa”, toczy „ostatnie fale” z żył. To zupełnie odosobniony sposób poetyckiej prezentacji duszy.
Pod koniec twórczości coraz częściej mówi się w wierszach Komornickiej o śmierci ofiarnej, o „całopaleniu”. Tak jest np. w pięknym wierszu Żal, w którym teofania
23