— Hej! Hej! — zawołałem go na górę. Pomyślałem przy tym nie bez pewnej wesołości, że mieszkam na szóstym piętrze, a schody są bardzo wąskie, będzie więc szedł z trudem, narażając co krok swój kruchy towar.
Zjawił się wreszcie; obejrzałem ciekawie wszystkie szyby i powiedziałem:
— Jak to! Nie ma pan szyb kolorowych? szyb czerwonych, różowych, niebieskich, szkieł czarodziejskich, szkieł rajskich? Zuchwalcze! Ośmielasz się spacerować po dzielnicach ubogich ludzi, nie mając szyb, przez które życie wydałoby się piękniejsze? — 1 wypchnąłem go gwałtownie na schody, na których potknął się złorzecząc.
Wyszedłem na balkon, chwyciłem doniczkę z kwiatami i kiedy szklarz ukazał się w wylocie bramy, spuściłem mój oręż prostopadle na tylną listwę jego nosideł; wstrząs rzucił go na ziemię i plecami potłukł resztki swojej nędznej przenośnej fortuny, która rozsypała się z ogłuszającym brzękiem, niby kryształowy pałac przeszyty piorunem.
Pijany szaleństwem krzyknąłem do niego wściekle:
— Piękniejsze życic! Piękniejsze życie!
Te nerwowe żarty nie są bezpieczne i często można za nie drogo zapłacić. Lecz czymże są wieki potępienia dla kogoś, kto w sekundzie znalazł nieskończoność rozkoszy?
Nareszcie sam! Słychać już lylko turkot kilku spóźnionych i zmęczonych dorożek. Na kilka godzin mamy spokój, jeśli nie wytchnienie. Nareszcie! znikła tyrania ludzkiej twarzy i będę cierpieć jedynie przez siebie.
Nareszcie wolno mi odpocząć w kąpieli ciemności! Najpierw podwójny obrót klucza w zamku. Wydaje mi się, że ten podwójny obrót powiększy moją samotność i umocni barykady dzielące mnie teraz od świata.
Okropne życie! Okropne życie! Odtwórzmy dzień: widziałem się z kilku literatami, z których jeden zapytał mnie, czy można do Rosji wyprawić się lądem (sądził zapewne, że Rosja jest wyspą); wdałem się wielkodusznie w dyskusję z redaktorem naczelnym pisma, który na każdy zarzut odpowiadał: „Bo tu jest stronnictwo uczciwych ludzi", z czego wynika, że wszystkie inne redagują hultaje; witałem się z dwudziestu osobami, z których piętnastu nie znam; rozdałem uściski dłoni w tej samej proporcji, a nie byłem dość przezorny, by zaopatrzyć się w rękawiczki; chcąc zabić czas zaszedłem podczas ulewy do pewnej cyrkówki, która poprosiła mnie, żebyś jej narysował kostium Wcnus-k i; nadskakiwałem dyrektorowi teatru, który powiedział mi na pożegnanie: „Zrobiłby pan lepiej zwracając się do Z...; to najbardziej ograniczony, najgłupszy i najsławniejszy z moich autorów; z nim mógłby pan może doprowadzić rzecz do skutku. Niech pan z nim pogada, zobaczymy potem”.
21