zeskrobany ze ścian materiał można zamienić ponownie w glinę do lepienia. Kiedy zakończysz wyrównywanie ścian, pozwól, żeby garnek dokładnie wysechł- najlepiej w cieniu, gdzie proces ten będzie przebiegał równomiernie i powoli. Podczas lepienia garnków nie wolno się spieszyć. Wysychanie gliny trwa zwykle tydzień, a pewnego wyjątkowo deszczowego, angielskiego lata moje garnki schły dwa tygodnie.
Wypalanie
Wypalanie to najprostszy etap wytwarzania naczyń z gliny, ale ponieważ decyduje o powodzeniu całego przedsięwzięcia, dostarcza wielu emocji. Nawet jeżeli spędziłeś wiele godzin starannie wykonując wszystkie czynności związane z poprzednimi etapami produkcji, obawa nigdy Cię nie opuści. Żeby zmniejszyć tę psychiczną presję stosuj podstawową zasadę wypalania naczyń: nie wypalaj jednego garnka, a kilka naraz.
Poza nią nie ma jakichś specjalnych zasad określających, jak należy wypalać glinę. To jeszcze jedna umiejętność przy nauczaniu której zwykłem mawiać, że można ją opanować tylko poprzez praktykę. Zamieszczam jednak poniżej kilka istotnych wskazówek. Garnki pękają w czasie wypalania, jeśli w glinie znajdują się pęcherzyki powietrza lub wilgoć, w miejscach o słabszej konstrukcji oraz kiedy ich ściany mają nierówną grubość. Pękają również, jeśli rozgrzewają się za szybko, kiedy temperatura jest zbyt wysoka, jeśli są za długo wypalane i gdy temperatura obniży się zbytnio lub zbyt gwałtownie. Można wypalać naczynia w rozmaity sposób: robić to w piecu do pieczenia, zbudować specjalny piec do wypalania gliny, zagrzebać garnki w piasku i rozpalić nad nimi ognisko lub po prostu umieścić je w ognisku. Najlepszą jednak metodą, jaką znam, jest stopniowe wypalanie. Stosując ją pozwalamy, by nim glina stwardnieje, wyparowała resztka zawartej w niej wilgoci i uwolniły się uwięzione w niej gazy. Największą zaletą tej metody jest fakt, że umożliwia ona kontrolowanie procesu wypalania i to że doskonale nadaje się do wypalania naczyń w środowisku wilgotnym.
Stopniowe wypalanie. Na samym wstępie ustaw garnki, które zamierzasz wypalić przy ognisku, żeby utraciły wilgoć (jeżeli dysponuję plastikową torbą, na dzień przed wypalaniem ustawiam garnki w nasłonecznionym miejscu i tuż przed zachodem słońca owijam je szczelnie w plastikowe torby). Obracaj je co jakiś czas, żeby ogrzewały się równomiernie. Kiedy masz to już za sobą, zbierz opał i przygotuj ognisko do wypalania. Musi to być oddzielne ognisko, przeznaczone wyłącznie do tego celu. Temperatura powinna w nim stopniowo wzrastać przez kilka godzin, aż do osiągnięcia stanu prawdziwego gorąca, bez żadnych spadków, więc upewnij się, czy masz odpowiednią ilość paliwa. Ustaw garnki w stertę (starannie i równo ułożoną), powtykaj między nie małe suche patyczki z drewna drzew liściastych i rozpal ognisko w kształcie pierścienia odległego od nich w każdym miejscu na wyciągnięcie ręki. Pierścień ten należy w czasie wypalania powoli zacieśniać. Rób to bez pośpiechu, bo ten etap powinien przebiegać powoli.
Kiedy przesuniesz ogień bliżej, garnki rozgrzeją się bardziej, aż zapali się opał umieszczony między nimi. Wtedy zgarnij płonące gałęzie wokół nich i dołóż do ognia, żeby zapłonął pełną mocą. Jeżeli będziesz dobrze zorganizowany, to wszystko powinno odbywać się bez pośpiechu. Utrzymuj duży ogień przynajmniej przez godzinę, a potem pozwól mu samoistnie wygasnąć. Zaczekaj aż węgle ostygną i będziesz mógł wziąć garnki do ręki. Może to potrwać całą noc, a w wypadku wyjątkowo dużego kręgu ognia nawet dwie noce. Nigdy nie próbuj studzić garnków zimną wodą!
Żeby sprawdzić, czy garnki nie popękały, uderzaj lekko w ich krawędzie. Jeżeli wydadzą odgłos dźwięczny i czysty, to wszystko jest w porządku. Gdy zabrzmi on głucho, to znaczy, że garnek jest uszkodzony. Nie należy jednak takich garnków wyrzucać - zamiast do gotowania można używać ich do przechowywania żywności.
Żywica z sosny smołowej i kleje z żywicy
Żywica z sosny smołowej - błotnej (Pinus palustris), zwana potocznie „smołą”, i inne żywice wyciekają z niektórych drzew, żeby zasklepić skaleczenia kory i nie dopuścić, by wdała się infekcja. Posiadające lepką konsystencję, wyśmienicie nadają się na wodoodporne kleje. Zbieranie żywicy jest czasochłonnym zajęciem. Najpierw musisz znaleźć skaleczone drzewa, z których ona wycieka. Żeby poprawić jej właściwości należy ją oczyścić. Można zrobić to na dwa sposoby. Tradycyjna metoda polega na włożeniu żywicy do muślinowego woreczka i umieszczeniu go tak obciążonego, żeby utonął w naczyniu z gotującą się wodą. Wysoka temperatura wody powoduje topienie się żywicy, która przesącza się przez ściany woreczka, wypływa na powierzchnię wody i jest z niej zbierana.
Inny sposób pokazał mi kolega zajmujący się wykonywaniem krzemiennych narzędzi. Żywicę umieszcza się w płaskim pojemniku, na przykład starej puszce, w której z boku wywiercono otwory. Puszkę następnie podgrzewa się, tak że płynna żywica wypływa przez otwory do ustawionego pod nią zbiornika. Kiedy chcemy użyć żywicy, musimy ją podgrzać i zmieszać z drobno sproszkowanym węglem drzewnym. Sprawia on, że żywica staje się mniej krucha i lepiej twardnieje. Jeżeli masz dużo szczęścia, możesz trafić na pszczeli wosk, który dodany do żywicy działa podobnie. Inne drzewa (na przykład brzozy) również wytwarzają żywicę, którą można wykorzystywać w ten sam sposób.
Przed użyciem żywicę trzeba podgrzać; kiedy ostygnie, stężeje. Ponieważ twardnieje ona bardzo szybko, najlepiej umieścić ją najpierw w miejscu, które ma być klejone, potem ponownie podgrzać razem z klejonymi elementami. Gdy żywica ostygnie, możesz wygładzić jej powierzchnię przeciągając wilgotnym palcem po plastycznym jeszcze lepiszczu. Stężały klej wiąże mocno, chociaż jest dość kruchy i podgrzany robi się znowu miękki. Trzeba więc uważać, żeby nie kłaść sklejonych przedmiotów zbyt blisko ognia.
Na koniec ostrzeżenie: nigdy nie zaglądaj do pojemnika z gotującą się żywicą, bo bulgocze ona gwałtownie i pryska na dużą odległość. Kiedyś o mało nie straciłem oka, kiedy kropelki żywicy prysnęły mi na powiekę i zakrzepły na rzęsach. Usuwanie ich nie należy do przyjemności, a jeśli prysną prosto w oko, może się to skończyć fatalnie.
197