62
MIKOŁAJ MADUROWICZ
□ Wyobraźmy sobie, że na świecie nie ma turystów... Jedynym łącznikiem między obszarami kulturowymi, miastami, regionami pozostały komiwojażer rzeczy, kapitału lub idei, w ostateczności - wygnaniec, względnie uciekinier, włóczęga. Potrzeba zaspokojenia ludzkiej ciekawości i wrodzona dynamika organizmów żywych (poza roślinami) zastąpiona byłaby intensywnością egzystencji w miejscu przyjścia na świat, in situ. Ale w jakim miejscu? Którym miejscu - faktycznie i formalnie? Kontynencie? Obszarze językowym? Kraju? Departamencie czy województwie? Mieście czy wsi? Tym czy tamtym końcu miasta? Dzielnicy? Osiedlu?
Życie miejskie uprawiają obcy wśród obcych. Mówiąc [innymi] (...) słowami: „obcym jest każdy z nas, gdy wychodzi na ulicę” -
- zauważa Z. Bauman (1997,146). Specjalne uwarunkowania naszego eksperymentu myślowego spróbował swego czasu określić R. B. Bentley (1992), wychodząc z założenia, że jeśli naszą planetę zdominowałaby jedna kultura, wszyscy ludzie zaś ubierali się tak samo, podobnie wyglądali, żyli w jednakowych domach i miejscowościach, wówczas istniałoby niewiele przyczyn podróżowania w gruncie rzeczy, np. za granicę, aby zobaczyć, jak się żyje, mieszka, odpoczywa, pracuje w innym miejscu, aby poznać, aby nauczyć się... Wyobraźmy sobie zatem, że na świecie nie ma mieszkańców...
Pierwotna przynależność do jednego miejsca ustąpiła pola przynależności do wielu miejsc bądź - w konsekwencji - brakowi przynależności do miejsca. Poszukiwanie coraz to nowych lokalizacji, choćby tylko tymczasowych (kryterium nowości doświadczenia stawia w nieco bledszym świetle sam proces nieustannego poszukiwania - bo i czego?), zaciera stopniowo różnicę między miejscem wyjścia (ang. place-that-was) a miejscem przeznaczenia (ang. place-to-come). Każdy człowiek staje się mimowolnym bytem „między”: dynamicznym, ciekawym, niezaspokojonym poznawczo.
Prawdopodobnie łatwiej wyobrazić sobie świat bez mieszkańców (stałych, zakotwiczonych, rdzennych) niż bez turystów. Paradoksalnym kontrapunktem dla takiej wizji wydaje się spostrzeżenie J. Kotusa (2003,173):
Nie grożą nam również, (...) miasta nomadów, przystanki na drodze globalnych ludzkich wędrówek, wyludnione w swych i sąsiedzkich, i zbiorowych obszarach życia.