Ir
i
lipca 201
i • i > • i
11
Co wydarzyło się w domu znanego poszukiwacza?
To historia o skarbach, rozprutym sejfie, grożeniu śmiercią, tajnych notatkach i prywatnym śledztwie. Mogłaby posłużyć reżyserom do nakręcenia filmu sensacyjnego. Akcja rozpoczyna się w Bolkowie...
i Wina
Malediwy: Rannalhi Adaaran Island Resorty * 20 28.07, all inclusiwe. 1250 EUR z Frankfurtu] Mauritius: le Bougainviile 13-21.07, all inclusive, z Frankfurtu. 1178 EUR Meksyk: Be LiveGrand Riviera Maya ** '5||
18-26.08, all inelusive, z Frankfurtu 1394 Euro
ul. Koperniku 2 jelenia Góra tel. 75 752 50 43 www.podro2eiwino.pl
Eksplorer twierdzi, że został obrabowany, policja i prokuratura że nie ma na to dowodów.
Mieczysław Bojko jest znanym jeleniogórskim poszukiwaczem skarbów oraz autorem licznych artykułów i książek o skarbach. W ich poszukiwaniu pierwszy raz wyjechał w egzotyczną podróż w 1974r. Wiosenna eskapada na Bliski Wschód była bodaj 20. z kolei. W przeszłości „grzebał” w ziemi między innymi we Francji, Rosji, Hiszpanii, Włoszech, Meksyku, na Ukrainie i Kubie. Ostatnio szukał szczęścia na pustyni skrywającej tajemnice starożytnej Syrii, Mezopotamii i Persji... Trudno się dziwić, że z podróży tych, a także poszukiwań, które prowadził na Dolnym Śląsku, pozostało mu wiele drogocennych precjozów i artefaktów. Dużo było ich do niedawna, ponieważ...
- Byłem w Czechach - opowiada. - Organizowałem tam swoją wystawę. Kiedy zmęczony przyjechałem do domu, zauważyłem, że ktoś podczas mojej nieobecności włamał się do mieszkania.
Przeczuwał, że byli to „fachowcy”. Pierwsze swoje kroki skierował więc ku schowanemu w jednym z pomieszczeń sejfowi. Był rozpruty.
- Straty oceniam na około 10 tys. zł - mówi Bojko. - Zabrano mi złoto, stare monety, obrazy oraz inne drogocenne przedmioty.
Oczywiście zgłosiłem to natychmiast policji.
Mężczyzna mówi, że policjanci zabrali się do ustalania sprawców profesjonalnie. Wierzył, że uda im się ich odnaleźć. Sam też nie zasypiał gruszek w popiele, tym bardziej że jeden ze znajomych przekazał mu bardzo ciekawą informację.
- Usłyszałem, że w okolicach Piechowic pojawili się jacyś ludzie, którzy zaczęli kopać w ziemi - mówi. - Zainteresowało mnie to, ponieważ kopali w miejscu niezwykłym. Kiedyś wskazał mi je pewien autochton, który wkrótce potem
zmarł. Mówił, że Niemcy ukryli tam jakieś skrzynie. Chciałem to sprawdzić. Notatki na ten temat zapisałem w swoim dzienniku. Miałem przeczucie, że ci, którzy teraz tam kopali, oparli się na tych notatkach. Być może okradli mnie, a teraz wykorzystują moją wiedzę.
Bojko zakradł się w okolice eksplorowane przez poszukiwaczy. Podsłuchiwał ich kierunkowymi mikrofonami. Z zarejestrowanych rozmów wywnioskował, że poszukiwacze nie okradli, a jedynie dostali od kogoś lub kupili jego zeszyt z notatkami. Kopiących
doskonale znał. Osoby te znalazły się w kręgu jego podejrzeń już wcześniej, bowiem odwiedzały go w Bolkowie i mogły mieć wiedzę na temat tego, co posiadał.
- Bardzo ciekawe materiały z mojego podsłuchu nagrałem na płytę CD i zaniosłem policji - twierdzi. - Ona jednak, zamiast przeszukać mieszkanie mieszkańca Jeleniej Góry, którego im wskazałem jako osobę mogącą mieć związek z obrabowaniem mnie... zapytała go tylko, czy ma z tą sprawą cokolwiek wspólnego! Jak łatwo się domyślić, stanowczo zaprzeczył. Drugi raz przeżyłem szok, gdy prowadząca sprawę okradzenia mnie prokuratura w Kamiennej Górze umorzyła postępowanie. Na tym nie koniec. Policja zasugerowała, że kradzież sfingowałem, a część niby skradzionych przedmiotów trzymam w Krzeszowie! To kompletna bzdura!
Poszukiwacz mówi, że w taki oto sposób nie dość, iż został obrabowany, to posądzono go także o oszustwo. W konsekwencji ucierpiał więc nie raz, a dwa razy.
- Poza tym wielokrotnie nieznane osoby groziły mi w SMS-ach śmiercią - mówi. - Numery telefonów, z których otrzymywałem pogróżki, przekazałem policji. Początkowo mówiono mi, że sprawa jest poważna i nawet komenda wojewódzka się nią interesuje, ale na tym się skończyło. Z akt dowiedziałem się. że na okoliczność okradzenia mnie rozpytano w Bolkowie bodaj 15 osób. Dwie z nich przysięgają mi, że nikt z nimi nie rozmawiał...
St. asp Kordian Mazuryk. oficer prasowy jaworskiej policji, mówi, że sprawa prowadzona była pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Kamiennej Górze.
- Nie mogę za wiele powiedzieć - twierdzi Kordian Mazuryk. - Jedynie tyle, że nie było dowodów na to, iż do włamania w ogóle doszło. Pogląd taki podzielił prokurator i śledztwo umorzył. Poza tym nie otrzymaliśmy żadnych nagrań na płycie CD. Nic również nie wiem na temat SMS-ów z groźbami.
Podobne informacje uzyskaliśmy od Heleny Bondy. prokurator rejonowej w Kamiennej Górze. Potwierdziła nam, iż nie ma w ogóle dowodów na to, że do włamania i kradzieży doszło.
- Ten pan na postanowienie o umorzeniu złożył zażalenie do sądu - usłyszeliśmy. - Jeśli sąd podzieli nasze zdanie, poszukiwacz może odpowiedzieć za składanie fałszywych zeznań oraz za zawiadomienie o niepopełnionym przestępstwie.
Zbigniew Rzońca