głe pojawianie się nieregularnych wersów dłuższych, tak i proces zwężania się przestrzeni zakłócany jest przez momenty jej nagłego rozszerzenia imagi-nacyjnego na obszar np. całej smutnej planety albo drogi olbrzymiej, pustej, mroźnej).
Z tym zwężaniem i konkretyzowaniem się przestrzeni ściśle się z kolei wiąże stopniowa zmiana perspektywy osobowej: od początkowego planu ogólnego zakreślonego przez użycie trzeciej osoby liczby mnogiej {przebudzeni), poprzez „my” (nad nami zamkniętymi) i „ja” anonimowego narratora, aż po zogniskowanie wizji na „niej”, na osobie konkretnej bohaterki, widzianej początkowo z zewnątrz, rychło jednak dającej nam również dostęp do swojego wewnętrznego świata. Wiersz przypomina nie tylko tryptyk ale, z innego punktu widzenia, tunel — tunel, w którym ruch nabiera coraz większego pędu, w którym wzmaga się crescendo świst i wycie upływającego coraz szybciej czasu historycznego i czasu biologicznego, i który sam gwałtownie się zwęża, aż wreszcie jego wylot pokrywa się z okrągłą ramą lustra, gdzie widnieje już tylko twarz przyciemniającej brew samotnej bohaterki.
To zwężanie się perspektywy, jakby użycie filmowego transfokatora pozwalającego przejść płynnie od planu ogólnego do detalu - od ogólnej panoramy widzianej z dystansu ludzkiej zbiorowości po oglądaną z bliska osobowość pojedynczego bohatera - nie jest oczywiście rzeczą przypadku, tak jak zresztą nic chyba nie jest przypadkowe w tym zdumiewającym utworze. Istotą wewnętrznej dynamiki „Świtów”, dokonującego się w tym wierszu gwałtownego zwężenia perspektywy od rozmiarów wysokiego domu do ram czarnego lustra, jest bowiem, w ostatecznym rozrachunku, sprowadzenie ogólnej prawdy o ludzkiej kondycji do sytuacji konkretnego człowieka. „Świty” są, najkrócej, wierszem o — zarówno zbiorowym, jak i pojedynczym - ludzkim losie, naginanym przez prawa kosmosu i prawa cielesnej biologii do rytmu przemian dnia w noc i młodości w starość, o losie miotającym się pomiędzy obojętnością natury i obojętnością historii (nad nami przelatują zarówno stada ptaków jak i wiatr czasu). Tocząca się tu w materii brzmie-niowo-rytmicznej „walka z wierszem” jest zewnętrzną formą głębiej ukrytego buntu poety - zdefiniowanego jako ten, kto pragnie prawa zbadać -przeciw koniecznościom egzystencji, przeciw jej nie uznającym sprzeciwu ograniczeniom, jej despotycznym rytmom i porządkom. I podobnie jak „walka z wierszem”, ten bunt naznaczony jest przez wewnętrzną sprzeczność — dokładnie tak jak tradycyjne schematy wierszowe zostają tu przełamane ale przecież przedtem przywołane, tak i porządek ludzkiego życia spotyka się z protestem ale i świadomością, że trzeba mimo wszystko patrzeć na wszelkie zło, więcej, że trzeba wszystko na nowo poznać samemu.
W tym młodzieńczym wierszu zawarty jest in nucę cały późniejszy Miłosz -poeta smutnej planety, ale poeta, któremu na tej planecie życia jednego za mało.
Stanisław Barańczak
Przypisy
1 Szczegóły zob. w: Ewa Czarnecka, Podróżny świata. Rozmowy z Czesławem Miłoszem. Komen
tarze. Nowy Jork 1983. s. 29-30.
2 Ib., s. 30.
3 Na trójczłonowość konstrukcji „Świtów” zwrócił już uwagę Janusz Kryszak w swojej książce
Katastrofizm ocalający: Z problematyki tzw. Drugiej Awangardy, Warszawa-Poznań-Toruń 1978. Zob. przedruk w: Poznawanie Miłosza. Studia i szkice o twórczości poety, red. Jerzy Kwiatkowski, Kraków-Wrocław 1985, s. 307-310.
4 Jerzy Kwiatkowski, „O poezji Czesława Miłosza. Poemat o czasie zastygłym”, „Twórczość”
1957, nr 12, s. 77-78.
5 Stanisław Balbus, „«Pierwszy ruch jest śpiewanie* (O wierszu Miłosza - rozpoznanie wstępne)”,
w: Poznawanie Miłosza, s. 478-479 (podkreślenia autora).
6 Określenie zaproponowane pTzcz Balbusa, s. 464.
7 Ib., s. 516.
8 Moje ujęcie tego problemu różni się w szczegółach dość zasadniczo od interpretacji Kryszaka,
choć zgadzam się z jego stwierdzeniem, że w „Świtach” mamy do czynienia z „rzeczywistością poetycką, o której istocie rozstrzyga upływ czasu” (s. 308).
101