‘dysku
Zganią, ośmieszą, przestraszą, by po chwili nam współczuć i połechtać niedopieszczone ego. Głosy z zewnątrz -placebo na publiczne bolączki - coraz częściej goszczą w polskich mediach i na listach bestsellerów.
53 MAGDALENA NOWICKA ILUSTRACJE: ELA WAGA
ROK 2008 zaczął się mocnym uderzeniem. „Strach” Jana Tomasza Grossa dla jednych jest zdradzieckim ciosem w plecy, dla innych słusznym policzkiem wymierzonym w polski antysemityzm. Pierwsi dostrzegają w Grossie już-nie-Polaka, który opluwa eks-ojczyznę. Drudzy widzą w nim głos gryzący sumienia. Z kolei blisko 40 rocznicy Marca ’68, ukazały się wygrzebane z lamusa reportaże Umberto Eco. Książka „Mój 1968. Po drugiej stronie muru” zawiera dwie relacje, które filozof, wówczas dziennikarz włoskiego tygodnika „L’Espresso”, napisał z Pragi i pomarcowej Warszawy. Polska część jest opatrzona podtytułem: „Podróż do udręczonej Polski, najbardziej tajemniczego dziś kraju Europy Wschodniej”. Owa „tajemniczość” nie przeradza się u Eco w fascynację Polską, ale jest wyrazem zdumienia głosu elit Zachodu, że w kraju, gdzie ogląda się filmy Antonioniego i sztuki Durrenmatta, rządzą tacy ludzie jak Gomułka i Moczar.
55 lat wcześniej. Jeżeli w „Trans-Atlantyku” daje się słyszeć (...) pewien niedopuszczalny dotąd ton w stosunku do Polski -niechęć, lęk, szyderstwo, wstyd - to dlatego, że utwór pragnie bronić Polaków przed Polską - tak Witold Gombrowicz odpowiadał na płynącą z kraju krytykę. Jak wielu publicystów emigracyjnych, był dla czytelników w PRL gorzkim, lecz wiarygodnym głosem rodaka z zagranicy, dla reżimu
"WIEDZA I ŻYCIE CZERWIEC 2008
zaś głosem już-nie-Polaka, wypieranym ze sfery publicznej pod zarzutem fałszu i antypatriotyzmu.
120 lat wcześniej. Licealista z Rennes lubił fantazjować. Z kajetu piętnastolatka wyłonił się przerażający świat, który należało jakoś ochrzcić. Może usłyszał to słowo na lekcji, może przeczytał je w książce. W Polsce, czyli nigdzie Alfred Jarry nigdy nie był. Krótką dorosłość, nim zmarł na gruźlicę, wypełniły mu bicykle, rewolwery i absynt. Wieczną młodość zapewniła mu debiutancka sztuka „Ubu król, czyli Polacy”. Do dziś, co dekadę lub dwie, reżyserzy teatralni i filmowi wydobywają nową polskość z groteski bon vivan-ta. Głos artysty prowokuje, a zarazem jest bezpieczny -wszak artystów nie trzeba traktować poważnie.
995 lat wcześniej. Zawrócili Polacy ze smutkiem do domu, nie uczyniwszy nikomu szkody, lecz sami także, niestety, nie poniósłszy szwanku - tak wojny Bolesława Chrobrego z Marchią Miśnieńską opisywał biskup mersebur-ski Thietmar. Najprawdopodobniej to on pierwszy użył w piśmiennictwie nazw Polska i Polacy. Żyjącego na przełomie X i XI wieku kronikarza można nazwać pierwowzorem głosu z zewnątrz.
Obcy, ale swojski
Kim zatem jest głos z zewnątrz? To przedstawiciel innej rzeczywistości i innego dyskursu niż dominujące w społeczeństwie, do którego ów głos się zwraca. O „inności” przesądzają trzy cechy.
Po pierwsze, dystans geopolityczny dzielący głos od jego odbiorców, np. Polaków. Geopolityczny - ponieważ ani narodowość, ani religia głosu nie jest decydująca, ale jego związek z obcym systemem społecznym. Gombrowicz, Giedroyc, Miłosz - to tylko niektórzy Polacy wchodzący w dwuznaczną rolę głosu z zewnątrz. Ancien regime malował ich jako dezerterów z polskości, utożsamiając bycie trybikiem socjalistycznego państwa z byciem „prawdzi-
dobre wróżki
wym” Polakiem. Emigracyjni twórcy byli jednak postrzegani jako beneficjenci fizycznego oddalenia od ojczyzny. To oni mieli być ustami tych, którzy nie mogli głośno nazwać rzeczy po imieniu.
Po drugie, głos z zewnątrz mówi albo wprost o Polakach, albo podejmuje ważne dla nich kwestie. Fenomenolog Bernhard Waldenfels, emerytowany profesor uniwersytetu w Bochum, zwrócił uwagę na fundamentalną funkcję, którą w społeczeństwie pełni obcy. Rzuca wyzwanie swojskości, czyli temu, co znane i rozumiane samo przez się. Obcy wkracza jako nad-zwyczajny (das Ausser-orden-tliche), który podważa oczywistości i skłania do ponownego spojrzenia na siebie przez grubsze okulary. Przypisuje mu się szersze horyzonty myślowe, a lokalna polityczna poprawność go nie ogranicza. Jednym słowem, może powiedzieć więcej niż rodzime gadające głowy.
Socjologowie Peter Berger i Thomas Luckmann już w latach 60. minionego stulecia podkreślali coraz wyrazistszą rolę społeczną ekspertów konkurencyjnych, czyli reprezentantów marginalizowanych ideologii, oraz kontr-ekspertów - intelektualistów, którzy poddają próbie oficjalne przekonania. Lecz żeby w ogóle zostać wysłuchanym, muszą dzielić z ekspertami tradycyjnymi pewne niekwestionowane minimum światopoglądowe - tzw. uniwersum symboliczne. Ani Erika Steinbach ze Związku Wypędzonych, ani Rudi Pawełka z Powiernictwa Pruskiego nie zostaną zaliczeni w poczet głosów z zewnątrz, mimo że dotykają spraw dla nas istotnych i zwracają się bezpośrednio do Polaków. Ich opinie godzą w nasze bezdyskusyjne świętości. Most między dyskursami jest zerwany.
Po trzecie, anonimowy dziennikarz z zagranicy albo bloger to jeszcze nie głos z zewnątrz. Ten jest oceniany przez filtr swojej biografii. Dokonania i życiowe perypetie głosu stanowią argument za jego wiarygodnością lub przeciw niej. Niektóre osoby zasługują na miano
głosów tradycyjnie ważnych, gdyż grają prestiżowe role na arenie międzynarodowej. Jeżeli papież Benedykt XVI albo którykolwiek z żyjących prezydentów Stanów Zjednoczonych choćby zająknie się o Polakach, jego słowa nie umkną mediom w Polsce.
Gdyby pokusić się o wskazanie na typ idealny głosu z zewnątrz, wybór padłby na autora „O demokracji w Ameryce” Alexisa de Tocqueville’a, arystokratę i członka Akademii Francuskiej zafascynowanego młodą demokracją zza oceanu. Do dziś Amerykanie podchodzą do jego słów z namaszczeniem. Jednak w naturze typy idealne prawie nie występują. Na tocquevillowskiej nucie próbował grać współczesny francuski intelektualista Bemard-Henri Levy. Odbył podróż po Ameryce śladami mistrza, ale zapiskom wydanym pt. .American Vertigo” daleko do statusu bestsellera. Czasy się zmieniły, a zdecydowanie większe emocje u Amerykanów wzbudziła obrazoburcza wędrówka po USA, którą pod przebraniem kazachskiego reportera Borata sfilmował brytyjski komik Shacha Baron Cohen.
Głos za głos
Warunkiem sine qua non stania się głosem z zewnątrz jest medialność. Telewizja preferuje sympatycznych cudzoziemców, którzy najpierw się z nas pośmieją, a potem okażą uczucie do nowej ojczyzny. Rekordy oglądalności bije serial „Ranczo” o Amerykance mieszkającej na polskiej prowincji, większość zaś zagranicznych gości programu „Europa da się lubić” to dziś celebryci z tabloidów. Natomiast dla prasy opiniotwórczej pozyskanie nad-zwyczaj-nego komentatora jest kwestią prestiżu. Współczesna rywalizacja głosami z zewnątrz o czytelnika stanowi element dziennikarskiego bon tonu.
„Gazeta Wyborcza” od lat współpracuje z kilkoma głosami z zewnątrz na zasadzie symbiozy. Intelektualiści, którzy zdobyli pięć minut sławy w Polsce, potwierdzają elitar- 3
czerwiec 2008 WIEDZA I ŻYCIE"
43