I
72 Wspomnienia o Sokratesie II 1 z tych dóbr nie korzystali. Tych, którzy i sami chcą mieć wiele kłopotów, i innym wiele kłopotów przysporzyć, w tym duchu bym wychowywał na władców i osadzał na tronie. Siebie zaliczam jednak do rzędu ludzi, którzy pragną żyć najłatwiej i najprzyjemniej.
io Odpowiedział mu na to Sokrates:
— Jeśli chcesz, rozważmy i taką sprawę, kto właściwie żyje przyjemniej — panujący czy poddani?
— Proszę bardzo, rozważmy — odrzekł Arystyp.
— Otóż zacznijmy od tego — podjął Sokrates — że spośród znanych nam narodów w Azji panują Persowie, a Syryjczycy, Frygowie, Lidyjczycy są to narody podległe. W Europie panują Scytowie, Meotowie zaś pozostają pod ich panowaniem. W Libii panują Karta-gińczycy, Libijczycy są podporządkowani ich władzy. Jak więc sądzisz? Które z wymienionych narodów żyją przyjemniej? Albo jeśli idzie o Hellenów, wśród których sam przebywasz, czy przyjemniej żyją obywatele państw sprawujących hegemonię, czy też sprzymierzeńcy od nich zależni?
Tu przerwał Arystyp:
u — Ależ ja nie myślę zaliczać siebie do rzędu niewolników, lecz sądzę, że pomiędzy tymi dwiema krańco-wościami musi być jakaś pośrednia droga, którą staram się postępować, a która ani przez panowanie, ani przez poddaństwo, ale przez wolność najbardziej prowadzi do szczęścia.
12 — I rzeczywiście — zauważył Sokrates — gdyby
ta droga prowadziła nie tylko nie przez panowanie i nie przez poddaństwo, lecz także nie przez ludzi, wtedy być może twoje słowa zawierałyby jakąś cząstkę słuszności. Jeśli jednak przebywając między ludźmi nie uważasz za rzecz wskazaną ani sam rządzić, ani
Wspomnienia o Sokratesie II 1
73
podporządkowywać się rządom, ani chętnie okazywać szacunek rządzącym, śmiem sądzić, że na sobie się przekonasz, jak ludzie wyposażeni we władzę znakomicie potrafią zamieniać w niewolników swoich poddanych i łzy im z oczu wyciskać, zarówno jeśli chodzi o całe państwa, jak i o poszczególnych obywateli. Czyżbyś nie wiedział, że co słabsi sieją i sadzą, z tego silniejsi zbierają plony, wycinają im drzewa i wszelkimi sposobami, ze wszystkich stron ciemiężą zarówno słabszych, jak i tych wszystkich, którzy nie chcą ulegle służyć, aż w końcu tak złamią w nich wszelką wolę oporu, że słabsi z przymusu wybierają niewolę zamiast walki z silniejszymi? Czyżbyś nie wiedział, że w stosunkach prywatnych silni i dzielni wykorzystują również słabych i niedołężnych i zaprzęgają w niewolę?
— Z tego właśnie powodu — odpowiedział Arystyp — aby nie doznać podobnej doli, nie chcę jako obywatel należeć do żadnego państwa, ale wszędzie pozostanę cudzoziemcem.
— Aleś ruszył dowcipem, Arystypie! — zawołał Sokrates. — To rzeczywiście jest prawda, że od czasu jak zginęli Sinis, Skironi Prokruses, nikt już nie krzywdzi ludzi przybyłych z obcego kraju. Co więcej, dzisiaj nawet politycy ustanawiają prawa, które mają chronić cudzoziemców, aby im się nie działa krzywda. To prawda, że sami cudzoziemcy poza gronem swoich krewnych i bliskich zjednują sobie jeszcze innych przyjaciół, że dla zapewnienia sobie pomocy obwarowują miasta murami, gromadzą broń dla odparcia napaści wrogów, a prócz tego werbują sobie sprzymierzeńców poza granicami kraju. I kiedy już mają to wszystko, doznają jeszcze krzywdy. Ty jednak pomyśl, że znajdujesz się w sytuacji odmiennej. Choć nie masz żadnej