z jaskrawoczerwonymi okularami przeciwsłonecznymi. W dłoni dzierżył potężny pęk kluczy i kombinerki. Przez cały czas kiedy miałem do czynienia z Herbertem Brownem, nigdy nie słyszałem, by dokończył zdanie, mimo że wymawiając zaledwie cztery wyrazy, posługiwał się trzema językami jednocześnie, przestawiając się z angielskiego na język Fulanów, z języka Fulanów na francuski i z powrotem. Krótki, gwałtowny wybuch słów kończyło fulańskie przekleństwo albo gest, albo zmiana tematu. Podobny był też jego styl życia. Przerywał zajęcia z religii, by przystąpić do spawania ramy roweru w warsztacie, który był całą jego radością, zostawiał spawanie, by rzucić się z pięściami na stary generator, który źle się sprawował, pędził do dorńu sporządzać mikstury od kaszlu, nie sprawdziwszy, czy bicie generatora przyniosło efekt, a po drodze często gęsto natykał się na konieczność przegonienia kóz z ogrodu albo wygłoszenia kazania o szkodliwości zaciągania pożyczek. Temu wszystkiemu towarzyszyły krzyki i wybuchy złości, rozpacz i frustracja, które sprawiały, że purpurowiał na twarzy, a obserwatorzy lękali się o jego życie. Święcie wierzył w Szatana,, z którym pozostawał w stałym, bolesnym zwarciu. Dlatego jnic, co usiłował zrobić dla ludzi, nie udawało się. Traktory, które sprowadzał, rozlatywały się na kawałki, pompy się psuły, waliły się budynki. Swoim życiem tkwił w nie słabnącynj wirze walki przeciw entropii — sztukując, naprawiając, pożyczając trochę stąd, by załatać tam, używając jednego, by podtrzymać drugie, piłując, odcinając, przybijając, kując.
Miejsce to, pogrążone w atmosferze szaleńczego napięcia, stanowiło ogromny kontrast z pobliską misją katolicką, gdzie panował spokój i porządek. Kierował nią francuski ksiądz z dwiema „matkami”, czyli siostrami sporządzającymi lekarstwa. Były tam nawet kwiaty. Dowayowie wiedzieli, jak wyjaśnić tę sytuację; podkreślali, że protestant jest kowalem. U Dowayów kowale stanowią osobną grupą, z którą kontakty powinny być skrupulatnie ustalane. Kowale nie mogą wstępować w związki małżeńskie z innymi Dowayami, jeść razem z nimi, czerpać wspólnie z nimi wody ani też wchodzić do ich domów. Kowale bowiem zakłócają porządek hałasem, zapachem i dziwnym sposobem mówienia.
W Afryce dni zaczynają się wcześnie. W Londynie zwykłem wstawać pół do dziewiątej — tutaj wszyscy byli na nogach już o piątej trzydzieści, ledwie robiło się jasno. Gdy z wielką punktualnością budziły mnie pokrzykiwania i odgłosy kutego metalu, wiedziałem, że misjonarz przystąpił do zajęć. Przeznaczono dla mnie duży budynek starej misji. Nie zdawałem sobie wówczas sprawy, z jakiego korzystam luksusu; ostatni raz miałem do czynienia z bieżącą wodą, że nie wspomnę o prądzie. Niezmiernie zdziwiła mnie chłodziarka naftowa — po raz pierwszy widziałem jedno z tych monstrów. Kapryśnie nieprzewidywalne — ongi przedmioty pierwszej potrzeby w buszu — stały się rzadko spotykane i zbyt kosztowne z chwilą wprowadzenia elektryczności. Z czystej przekory spontanicznie rozmrażały się i niszczyły miesięczne zapasy mięsa albo emitowały dość ciepła, by spopielić wszystkich obecnych. Należało je chronić przed przeciągami, wilgocią, nierównościami podłogi, a wówczas, jeśli dopisało szczęście, zapewniały uprzejmie stosunkowo umiarkowane chłodzenie. W Kamerunie, wobec rozmaitości języków i ich zniekształceń, występują też inne zagrożenia. Angielskie paraf-fin (nafta) i petrol (benzyna) mieszają się z francuskimi pe-trole (nafta) i essence (benzyna) oraz amerykańskimi kerosene (nafta) i gas (benzyna). Znane były przypadki, gdy zapobiegliwi służący dolewali do lodówek naftowych benzyny, naturalnie z opłakanym skutkiem. Zajrzałem do środka: leżały tam starannie ułożone torby z wielkimi żółtymi termitami.
41