wysyłajmy z funduszów składkowych do zagranicznych zakładów. Czyńmy wreszcie jedno i drugie”18.
II
w
W rok później ten sam temat podjęła ze swadą Eliza Orzeszkowa. \ ^Obserwując czy to nadniemeńską, czy nadwiślańską scenę, pisała pjs o głupich ambicjach zrujnowanych synów obywatelskich, szukających posady, i tylko posady. I chociaż przyznawała, że o posady te współzawodniczą ónTz dziećmi innych, nieszlacheckich warstw społecznych, to jednak okazywało się, że „nad głowami poszukiwaczów unosi się tradycja, echa przeszłości [...] unoszą się nad brukiem miejskim, obwieszczając gościnność i zbawczość biur rządowych”. A przecież — dowodziła — biura te już w dawniejszych, lepszych latach były ponad miarę przepełnione i młodzież trwoniła w nich swe zdolności, o czym pisał Korzeniowski w Krewnych. I nic nie pomaga, nadal ten1sam pęd, co tłumaczyć można tylko „ślimaczym zasklepieniem się w skorupie raz utartych wyobrażeń”. Bo przecież dziś ci poszukiwacze posad z paru klasami gimnazjum nie mogą wspiąć się wyżej niż na „stołek kancelisty”, a i tego „zdobyć nie podobna inaczej, jak długim zachodem i niskim ukłonem”. Z tych to „parobków biura” rodzi się nasz rodzimy proletariat, litości godny, ale „nie mniej dla trwałości i pomyślności bytu naszego społeczeństwa niebezpieczny niż ten, którego ponura tłuszcza zaćmiła świetny horyzont Francji”19.
Na wyrzekania więc, iż nie ma pola do pracy, odpowiedź jest jedna: „praca rąk, panowie!” Krajowi potrzebny jest wykształcony, kulturalny rzemieślnik. On to powinien stworzyć tak nam brakującą „pośred-nią warstwę społeczeństwa”, rezerwuar pracy i energii, „napełniony siłą popędu i zarazem oporu”. Nic by w zasadzie nie szkodziło, by miał on średnie wy kształcenie._Orzeszkowa^uważa nawet, że ideałem byłoby powszechne nauczanie gimnazjalne (choć zapewne miała tu na myśli tylko młodzież szlachecką i mieszczańską). Rzecz w tym jednak, iż u nas „z młodego człowieka, który mniej lub więcej zasłużenie stał się posiadaczem patentu, świadczącego q ukończeniu nauk szkolnych, uczynienie skromnego pracownika rąk wydaje się ogółowi naszemu dziwactwem, potwornością, zbrodnią niemal, wołającą o pomstę do ojcowskich herbarzy i macierzyńskich rojeń o synu genijuszu”. Toteż „jedną z najpilniejszych potrzeb społeczeństwa naszego” jest szkoła rzemiosł. Na takie szkoły we własnym interesie łożyć powinni
Słówko o pewnego rodsaju p rot eta ryjąc ie, „Niwa” t. 1, 1872, a. 204-205.
19 E. Orzeszkowa, O jednej s najpilniejszych potrzeb społeczeństwa naszego, „Niwa" t. III, 1873, s. 102-103.
kapitaliści, programy układać powinna inteligencja, szlachta zaś tam raczej niż do gimnazjów kierować powinna swe pociechy20.
Wiadomo już więc było, CO kto robić powinien. Szkoła rzemiosł na dobre dwa dziesiątki lat stała się omegą wszystkich wariantów programu pracy organicznej w dziedzinie zatrudnienia nadwyżek populacyjnych. Poruszano ten temat setki razy, różnych zresztą po takiej szkole spodziewając się dobrodziejstw.
' Znamienna była sama nazwa: nie szkoła zawodowa — ten termin pojawiał się rzadziej —lecz właśnie „szkoła rzemiosł”. Od tej sprawy rozpoczął swoją historię założony w roku 1875 „Przegląd Techniczny”^ Autor — prawdopodobnie założyciel i redaktor pisma, Stefan Kossuth — stwierdził na wstępie, że przemysł fabryczny „zdaje się dążyć do zupełnego wyrugowania rzemiosł”, mając nad nimi przewagę w kapitale, pomnażanym przez towarzystwa akcyjne, oraz w geniuszu wynalazczym mechaników. Ale produkcja fabryczna ustępuje rzemieślniczej w artyzmie wykonania; toteż w przyszłości zapewne utrzymają się tylko rzemieślnicy-artyści. Tym zaś nie wystarczy już staroświecka nauka w terminie u majstra. Dobre to tak długo, póki „rzemieślnicy rekrutują się głównie z jednej wyłącznie klasy, nawskroś przesiąkłej tradycyjnemi wspomnieniami”. A co, gdy do rzemiosł zechcą zwrócić się tacy ludzie, dla których te tradycje nie mają żadnego znaczenia? Tych perspektywa terminowania odstraszać będzie: to dla nich właśnie i przede wszystkim potrzebne są szkoły, w których można będzie nabyć niezbędne wykształcenie ogólne, teoretyczne, techniczne, ekonomiczne i estetyczne. Tak wszechstronne przygotowanie pozwoli rzemieślnikom obronić swoją samodzielność przed konkurencją przemysłu^a nadto zachować uczucie godności osobistej. W tę więc stronę powinny się kierować „ofiary i zapisy dobrze myślących obywateli”21.
Doradzaniem młodzieży szlacheckiej karier zawodowych nowego typu skwapliwie zajmowała się też prasa konserwatywna. „Niwa” martwiła się, że młodzież ta nie ma żadnego wyobrażenia o przemyśle i zwłaszcza na prowincji stare przesądy są nadal żywe: „każdy uczeń, który kończy choćby progimnazjum z patentem, marzy o karierze urzędniczej, duchownej, wiejsko-gospodarskiejr a niekiedy też i wvż-szei. naukowej”. Ale do „fabrycznego zawodu”, nie pójdzie. Ale bo 2 1
237
Szkota rzemiosł, „Przegląd Techniczny" 1875, s, 1-8, 81-87.
20 Ibidem, s. 124-125, 154.