72 O Czystej Formie
wrogowie mnie posądzają. Jakkolwiek dopuszczam kompromis w malarstwie, robiąc prawie naturalistyczne portrety, co jednak nie jest bez korzyści ze względu na umiejętność rysunku i może utrzymywać w „formie” w znaczeniu sportowym, to jednak kompromis ten uważam za nieporównywalnie słabszy od kompromisu w teatrze, który musiałbym zakwalifikować jako czyn społecznie nieuczciwy.
Napisane w r. 1921
RZECZ O CIĄGŁOŚCI BZDURY MALARSKO-KRYTYCZNEJ
GŁOS «PLASTYKA» WOŁAJĄCEGO NA PUSZCZY1 2
Ostatnio nie brałem przeważnie w ręce żadnych krytyk malarskich. Przestałem się interesować tą sprawą, bo a) uznałem, że malarstwo jako sztuka w ogóle skończyła się definitywnie3, b) ponieważ sam przestałem być od siedmiu lat artystą malarzem w mojej definicji tego pojęcia i c) ponieważ zbyt dużo czytałem bzdur krytycznych i zwątpiłem w jakąkolwiek poprawę krytyki malarskiej. Bezmyślne frazesy takiego p. X nie różnią się niczym od frazesów krytykonów, z którymi walczył mój ojciec, kiedy mnie jeszcze na świecie nie było2. Przypadkiem wpadł mi w ręce odnośny numer „Czasu”, tego notorycznie najpoważniejszego pisma krakowskiego, i wprost zdębiałem, przeczytawszy tam krytykę wystawy, w której brałem udział3, pióra p. X4.
Więc jak to — dziś jeszcze w najpoważniejszym piśmie mogą być wypisywane bzdury tego natężenia bzdurowatości!! Oczywiście jestem zły na p. X, że schlastał moje portrety, i dlatego to piszę. Przestałem już walczyć ideowo o inną krytykę malarską, bo uznałem to za zupełnie beznadziejne. Nigdy nie brałem do serca żadnych krytyk osobiście — przykre
* Czemu malarstwo, operujące płaszczyzną, a czasem imitacją trzeciego wymiaru, nazywa się plastyką, jest dla mnie tajemnicą niedocieczoną.
2 Muszę (niezupełnie, ale pod względem czasu) odwołać w stosunku do
naszego malarstwa to twierdzenie wobec wspaniałej wystawy „Bractwa św. Łukasza” w Salonie Warszawskim tego roku1. O tym napiszę oddzielnie. Zresztą jest to ostatni ogonek — dobry, ale ostatni.