Billings Hospital Uniwersytetu Chicagowskiego: „Ukryci za szybami, które nie pozwalają ich widzieć, studenci medycyny, pracownicy opieki społecznej, pielęgniarki i salowe, kapelani i przyszli kapelani obserwują cierpiących na choroby, które najczęściej są nieuchronnym dochodzeniem do porozumienia ze śmiercią. Pacjenci, poprzez swe doświadczenia, są nauczycielami, w całkowicie rzeczywistym sensie, uczącymi o końcu życia” („Time”, 2. II. 1968 r„ s. 38—40).
Poczucie spełnienia jest rzeczywiście dostępne człowiekowi z ulicy w obliczu umierania i cierpienia. By to wykazać, zacytuję list otrzymany od więźnia z Okręgowego Więzienia w Baltimore. Był to człowiek „zrujnowany finansowo, uwięziony”, a jednak „całkowicie pogodzony” z sobą i ze światem, co nastąpiło, gdy znalazł sens nawet w tak nędznym życiu. List kończył się okrzykiem: „Jak cudowne jest życie. Cieszę się dniem dzisiejszym, z niepokojem oczekuję jutra”.
Prerefleksyjne ontologiczne rozumienie siebie samego rzeczywiście składa się z dwóch aspektów: z „prelogicznego rozumienia bytu” i z „pre-moralnego rozumienia sensu”. Ale w pewnych przypadkach oba aspekty są stłumione. Żaden z nich nie da się pogodzić z indoktrynacją w duchu redukcjonistycznej filozofii życia. Prowadzi to do nihilizmu, przeciw któremu powstaje następnie pewna postać reakcji, tzn. cynizm. Musiałem kiedyś podjąć leczenie wybitnego psychoanalityka, który popadł w poważną depresję, wypływającą z nihilizmu. Trudno było pomóc mu w znalezieniu drogi do owej podstawy egzystencjalnej, na której kierunek i wizja wartości byłyby znów osiągalne dla niego — osiągalne dla niego, ponieważ on sam był kierunkiem i wizją. Istnieje punkt, w którym byt i sens łączą się. Jest
to mimo wszystko powód, dla którego premoral-ne rozumienie sensu jest zakorzenione w prelo-gicznym rozumieniu byty, a oba rozumienia stapiają się w prerefleksyjne ontologiczne rozumienie siebie samego.
Nawet w zatwardziałych pozytywistach mądrość serca może wyprzeć wiedzę rozumową i pozwolić na rozpoznanie bezwarunkowej sensowności życia poprzez potencjalny sens cierpienia. Nie wyłączam z tego nawet nihilistów. Absolwent psychologii Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley pisał w liście do mnie: „To dziwne. Nihi-liści najpierw śmieją się z pańskiego pojęcia sensu poprzez cierpienie, aż ostatecznie ich łzy zmiękczają ich”.
Nicholas Mosley miał oczywiście słuszność, gdy pisał, że „istnieje dziś temat tabu, tak jak ongiś tabu było życie seksualne, a jest nim mówienie
0 życiu tak, jak gdyby miało ono jakiś sens” (Natalie, Natalia, New York 1972). Jest więc rzeczą zrozumiałą, że logoterapia napotyka pewien opór. Nie boryka się ona z frustracjami i stłumieniami popędowymi i seksualnymi ani nie zajmuje się nimi, lecz interesuje się frustracją, a w konsekwencji stłumieniem woli sensu. Ofiarą stłumienia nie jest Eros, lecz Logos. Ale gdy wola sensu zostaje stłumiona, nie postrzega się już istnienia sensu.
Logoterapia zmierza do odsłonięcia woli sensu
1 do pomagania pacjentowi w dostrzeganiu sensu w życiu. Ale czyniąc to opiera się na fenomenologicznej analizie prerefleksyjnego ontologicznego rozumienia siebie. Czerpie z tego, co pacjent wie mocą mądrości serca, w głębi serca, w mroku nieświadomości. Wiedzę tę wydobywa na powierzchnię świadomości. A będąc przeświadczony, że fenomenologia oznacza przekładanie mądrości serca na język nauki, mogę teraz dodać
161
U — Nieuświadomiony Bóg