208 LOSY PASIERBÓW
Dubowik napisał Domce czuły list, włożył weń pięćdziesiąt pezów i wysłał wartościowym.
Na ósmy dzień otrzymał niemniej czułą odpowiedź. O swatach Sacharynki i o wynikłym z nią zatargu przemilczała, aby nie przysparzać mężowi zmartwienia. Napisała o swej trosce o niego, o dzieciach i o własnym zarobku. Chcąc zaoszczędzić pozostawiony jej na życie grosz, podjęła się prania bielizny dla Szmujły na Nueva Yorku.
...Cztery pezy na czysto zarabiam w tydzień — pisała — i nic nie tracę, bo mydło, sińkę i węgiel do żelazka daje swoje. Za drugie trzy pezy proponował mi mycie podłóg dwa razy na tydzień i sprzątanie, alem nie przyjęła ze względu na własne dzieci, które nie miałabym gdzie zostawić. Tak Szmujło, jak i żona jego bardzo mnie polubili i bywają czasami u mnie. Ja wiem, że to jest pijawka, jak każdy z ich narodu, ale już wolę żydowi pokłonić się, niż tym zarazom, bo ten chociażby w Boga Ojca wierzy, a te głupie łby diabłem opanowane, chcieliby człowieka w łyżce wody utopić. Szmujło mi raz mówił, że za 100 pezów może ciebie do Kdmary frii w Armourze postawić. Chwali się, że jest jeden na Nueva Yorku żydek, który umie dobrze po niemiecku i ma dostęp do samego Mecka, archirenta w Nowej fabryce. Piszę tobie o tym, abyś wiedział, że jak coś nie pójdzie ci w tym kampie, to my jeszcze nie przepadli.
...Jeszcze raz ciebie proszę nie zadzieraj z czarnotą i Kozyra trzymaj krótko, bo on ciebie raz dwa wmiesza do bójki. Ci jołupnie straszą, że, jak kto z naszych wejdzie z czarnymi w swarkę, to już nie wyjdzie od nich żywy.
Czytał i płakać mu się chciało a serce duma rozpierała. Taka czuła, taka rozumna i zaradna była!...
Odpisał jej natychmiast, nakazując by zrezygnowała z zarobku, a pilnowała dzieci.
Po miesiącu z górą ciężkiego strapienia znowu powrócił do równowagi. Czyste stepowe powietrze odrodziło go. Znowu się poczuł silnym i młodym. Ciężkie jak żelazo podkłady z czerwonego quetiracho przenosił bez niczyjej pomocy. Sześciokilowym młotem wywijał jak motyką. Gdy zachodziła potrzeba, sam przesuwał za koniec szynę.
Pracował i nie czuł nigdy zmęczenia. Obudziła się w nim silna chęć czynu i życia. Godziny nie mógł posiedzieć bez zajęcia. Praca obowiązkowa przy kolei nigdy nie trwała dłużej jak 9 godzin, resztę długiego dnia spędzał na zajęciu prywatnym. Prał, czyścił, reperował lub pisał żonie i swym najbliższym za morzem listy. W Rosji pozostawił na łasce bolszewików matkę z nieletnią wychowanką, w Polsce miał kilku towarzyszów broni i szczerych przyjaciół, pochodzących z tych samych co on okolic. Ci, co wcisnęli się w pierwszych latach niepodległości do administracji państwowej, żyli nieźle, reszta klepała biedę, tułając się po kraju. A byli to dobrzy przyjaciele, gotowi głowę oddać w potrzebie. Prosili go, aby, gdy urządzi się w Argentynie i o nich pamiętał. Przesyłał im więc teraz słowa nadziei, chociaż własne losy były jeszcze pod znakiem zapytania.
I w arteli też znalazł dwóch niezłych przyjaciół. Byli nimi: Bolek Łuczynka, rodak ze Stołpców, i Jonas żyłanis, Litwin ze Staro-święcian. Obaj mieli rodziny w Kraju. Pierwszy pracował w arteli od roku, drugi dopiero od trzech miesięcy. Zygmunt nie ubiegał się o ich przyjaźń — sami do niego przylgnęli i paso-