200 AKTUALNOŚĆ -WALKI O TREŚĆ)
Ale tu znowu uwidocznia się aktualność Walki o treść. Bo w młodym pokoleniu poetyckim zarysowuje się wyraźna linia podziału; ci, którzy przeszli przez awangardę i wyszli z niej, głoszą i tworzą poezję jako sztukę, realizację idealnego piękna, gdy tymczasem ortodoksi ruchu awangardowego, którzy pragną oczyścić go | naleciałości wracając do pierwotnych założeń (np. J. Maśliński), wchodzą na drogę Irzykowskiego w Walce o treść, głosząc odkrywczy charakter i poznawczo-wychowawczy walor twórczości poetyckiej. I logiczną tego konsekwencją jest, że nowy, najmłodszy teoretyk krakowskiej Awangardy, Michał Chmielowiec, powołuje się jawnie na Walkę o treść.
Ale ci nieoczekiwani sprzymierzeńcy nie objęli w całości programu literackiego, jaki stawia Walka o treść. Wśród drobnych utarczek, starć, dygresji, aforystycznej akrobatyki intelektualnej przewija się czerwoną nicią główna idea książki i przewodnia myśl działalności krytycznej Irzykowskiego — mit „książki-matki”, ideał wielkiej literatury, wchłaniającej w siebie wszelkie problemy praktyczne ludzkiego istnienia, przede wszystkim — problemy współżycia, i rzucającej most trwałego porozumienia między człowiekiem a człowiekiem. Przez racjonalizację ciemnych żywiołów (vide Freud), przez rozjaśnianie etyczne zawiłych sytuacji wiedzie droga postępu, droga do prawdziwego socjalizmu. Literatura odgrywa przodowniczą rolę w tym dążeniu naprzód, jest strażą przednią ludzkości. Oto jeszcze jedno, niby to mimochodem rzucone i przez to ukryte zdanie z Walki o treść: „Literatura jest nie tylko środkiem, ale sama dla siebie również dostatecznym celem, jako rewia najpiękniejszych — oby! — ciał duchowych narodu, jako teren najsubtelniejszych i naj-zjadliwszych walk, jako praeforma dla wyższych typów ż y c i a.”
W tych słowach wyraża się jedna z najwyższych apoteoz literatury, jakie były kiedykolwiek wypowiedziane. Chyba z dyskrecji, z wstydłiwości znajdują się one jakby na marginesie — suchy, pomawiany o zrzędność i przekomość krytyk nieskłonny jest do wybuchów entuzjazmu. Ale czemu tych słów nie podjęli pisarze? Czemu nie porwał ich ten utopijny i wspaniały program, który wyznacza im rolę rzeczywistych przodowników pochodu dziejowego? Chyba są to ludzie mali, niezdolni do widzenia wielkich perspektyw i podejmowania wielkich zadań. Walka o treść roztoczyła przed nimi horyzont — zda się — zbyt rozległy. Ale równocześnie — i to jest głęboki paradoks tej książki — horyzont zbyt ciasny. Bo w ujęciu Irzykowskiego sztuka i poezja całkowicie jest z ziemi. Artysta dostarcza ludziom rozrywki, pobudza ich sztucznie do śmiechu i płaczu, a poza tym współpracuje w dziele wyzwolenia człowieka z dotkliwszych od materialnego niedostatku więzów niewoli psychicznej, więzów podświadomości i społeczności. To wiele — ale jednak za mało. Bo każdy prawdziwy artysta, a zwłaszcza poeta wierzy, że tworząc dzieło, dzieło znikome i skazane materialnie na zagładę — w pewnym sensie tworzy na wieczność. Że choć jego głos, jego mowa, jego krąg myśli i uczuć jest ograniczony, to jego poezja w pewnym sensie jest fakt em pozaludzkim. Że w dziele jego, wzrosłym na glebie ziemskiej, dziele, które wchłonęło w siebie wszelkie uroki i proch, i popiół ziemi — odbija się niebo. I to właśnie niepewne i nie udowodnione przeświadczenie nadaje właściwy sens tworzeniu nowych dzieł sztuki i obcowaniu z tymi dziełami, które zostały stworzone.