Księżyca kryształowy, płynny mróz ściął ziemię W czarne, ostre, po brzegach rozbłyskane cienie. W bezmierną noc samotną, obcą, chłodną,
W tę głębię niebios podwodną,
W te diamentowe mgły Buchnęły tchem piekarnianym I ogniem kuźni Tysiączne okna i drzwi...
Na lodowate księżyca bezbrzeże,
Na wiekuisty przypływ bladych fal,
Na zgiełk żałosny od umarłych łąk,
Od księżycowych hal —
Zionęły pustką pośmiertną Samotne nad miastem wieże I opuszczone w niebiosach —
...W zwojach firanek na framug marmury Chylą się ciężkie rozognione czoła I sploty bezsilne rąk Przed tym dokoła Bezmiarem zimnej stali —
...Na zimny, nagły wiatr,
Ginący wilczym susem w morzach liści--
Na płynną taflę lodu, która mrożąc pali —
Kładą się usta błagające, drżące
W zgubionym słowie
Serc, co już wszelkiej zbyły nienawiści,
Lecz ran zabliźnić nie mogą —
Ani dać skrzydła miłości spętanej...
Przed księżycowym, niemym w zenicie obliczem — Tęsknota w piersi kagańcowej kracie Płomieniem kłębi się, miota —
Z krat się wyrywa dziką ognia szmatą —
Płonącą żagwią krwi z śmiertelnej rany — Najgłębszą iskrą żywota —
Drga szałem w chłodnej miesięcznej poświacie — Drga chwilę — pjana życiem i zatratą —
Dymna — czerwona —
Rwąca się z mogił ku mogile —
Wichrem niesiona w bezdenne otchłanie — Między tą czarną ziemią i tym modrym niebem — — 1 kona, w prądzie księżycowym kona —
Tym samym wichrem, co ją niósł, zgaszona — Gnając za wiecznym, w wieczność kroczącym
pogrzebem...
307