SLOTA
Któremuś z bóstw obmierzła liści trwałość: Przyleciał z wichrem i z trzydniowym deszczem, Trząsł dzwony drzew i tchnieniem wył złowieszczem, Nękał jak mógł ich świętą wytrzymałość.
Lecz u Złotego Węzła, z sercem wieszczem Czuwał Bóg Dobry; Ogniów swych wspaniałość, Choć w sinej skrytą chmurze, cisnął w żałość Szarpanych roślin, ciepłodajnym dreszczem.
Wreszcie odleciał, wyjąc, bies znużony;
Zostawił grząskie błoto, chłód, kałuże,
Garść liści zdartych z drzew — i pokrak wrony.
Lecz świat, jak przedtem, stał JESZCZE zielony!... Mocniejsza była litość, niźli burze —
1 od chmur — Wieczny Lazur rozzłocony.
PAŹDZIERNIKOWI ŚWIĘCI
Zieleniutka Jadwiga Świeżych malin kosz dźwiga Ona, co innym Świętym Zazdrościła ponęty Rozkwiecenia i wiosny,
Dziś strój wzięła radosny I pod bujnymi drzewy Z hożymi siadła dziewy.
W zieloności i złocie Przybyła też Urszula.
W wielkim była kłopocie,
Że ją wezmą do ula Za wichury i słoty.
Wyszła tedy z swej groty Wilgotnej, ciemnej, mglistej, Strój przywdziała złocisty,
Złotem sypie jak Jowisz —
A jak się to stało —
Gdyby cię kiedy spotkało — Zawsze za wcześnie się dowiesz.
413