— Cholera! — krzyczy, gdy trafia stopą w miękką ziemię zagfl I nu ziemniaków.
Ojciec uśmiecha się teraz szeroko, w słabym świetle sącząc^® I się z szopy Hilda widzi jego błyszczące, białe zęby, gdy wychodźl^B I naprzeciw. Pomaga jej wrócić na ścieżkę i obejmuje jej barki ran^H niem; natychmiast przywierają do siebie w dymnej poświacie ksii- I życa; natychmiast tlący się w nim przez cały wieczór ogień wybu<^M silnym płomieniem, gdy kołyszą się w tył i w przód przyciśir^^fl do siebie mocno, tam, na ścieżce przed szopą. Słychać stłumiony śmiech Hildy, tulącej twarz do jego szyi, wreszcie powoli odsuwą^B się od siebie, kierują się do szopy, mijają drzwi, drzwi się zamyk^H i na działkach znowu zalega cisza.
(Boże, jak ja bym chciał, żeby i w-tym domu wreszcie zapanoyj^H ła cisza! Oni znowu tam są, zdaje się, że tupią teraz po podłodze, tu* I pią przez kilka minut, aż w końcu padają, najwyraźniej bez sił, zo® śmiechem na podłogę. Stoję na krześle i walę butem w sufit, ale te® nic nie daje, a mam wrażenie, że nawet pogarsza sytuację. Pani Wil-t I kinson będzie miała się z czego tłumaczyć, i to nie tylko z tego, że jl® kies stworzenia zakłócają mój sen w nocy. Ciągle bolą mnie wnętrH ności!)
Moja mama stała przy drzwiach wejściowych Hrabiego Rochest® i zdezorientowana rozglądała się dookoła. Pub był pełen ludzi, a o tęj porze klientelę ogarniało coś na kształt zbiorowego szaleństwa: luj dzie rozmawiali, śmiali się i gestykulowali jak marionetki, grotesk® we kukiełki, a moja mama, potulna i trzeźwa, czuła się mocno w® straszona. Unoszący się w powietrzu dym gęstością nie ustępów® mgle; w tłumie gości, których głośne zachowanie zdawało się dod® wać im wielkości, a ujmować cech ludzkich, trudno jej było zorientuj wać się, czy ojciec jest tam obecny, czy też nie. Choć potulna i trz® źwa, postanowiła jednak działać: ściskając kurczowo torebkę, zacz® ła przepychać się do baru, przepraszając i rozglądając się co kro® Wreszcie dotarła do kontuaru. Cierpliwie czekała, aż która] z barmanek zwróci na nią uwagę. Ale za każdym razem, gdy jedl na z nich się zbliżała, jakiś wielki, rumiany mężczyzna wyciągał poi nad ramieniem mamy swe czerwone łapska i podawał puste kufla i szklanki, wyliczając zamówione napoje; no i barmanka zaczynał] biegać wzdłuż kontuaru tam i z powrotem. Cała sytuacja powtórz®
In lip kilka razy, a mama stała tam, malutka przy tych pijakach-gi-■rnUch, aż w końcu zwróciła na siebie uwagę życzliwej, młodej ko-liml.y za barem, która zapytała:
K — Co dla pani, kochana?
— Szukam mojego męża r- wyjaśniła mama.
I Stojący obok mężczyzna prychnął, a kiedy powtórzył jej słowa [|Woim towarzyszom, rozległo się kilka zgiełkliwych komentarzy.
— A jak on się nazywa, kochana? — spytała zagoniona barmanki! z nutą współczucia w głosie, który musiała wytężać, by być sły-RKiiną w ogólnym harmidrze.
■ — Horace Cleg.
I — Jak?
I — Horace Cleg -4 powtórzyła mama.
\ — Horace! — krzyknął stojący obok mężczyzna. — Ktoś cię szuka!
I — Jest tutaj? — zapytała go mama.
i — Jeśli ma dobrze w głowie, to nie! — odparł i razem z towarzyszami ryknął śmiechem.
I — Horace Cleg? — spytała barmanka. — Nie znam go, kochana. iCzęsto tu przychodzi? j — Nie — odparła mama. — Chyba nie.
■ — Przykro mi. Ma pani na coś ochotę?
I — Nie, dziękuję.
Mama odwróciła się i zaczęła przeciskać się do drzwi, by po chwili znów znaleźć się we mgle.
Przeszła przez most nad torami i stała na ścieżce biegnącej przez działki; wpatrywała się w szopę ojca. Grunt za budyneczkiem opadał stromo w dół; dwuspadowy dach konstrukcji odcinał się wyraźnie na tle mgły i nocnego nieba, na którym księżyc przypominał teraz bardziej niekształtną bryłę niż regularną kulę — wyglądał jak wielki ziemniak. Przez szpary wokół drzwi sączyło się słabe, migotliwe światło, więc wiedziała, że ojciec tam jest; tym, co zatrzymywało ją na ścieżce, były dobiegające z wnętrza stłumione, obce głosy; ojciec najwyraźniej miał towarzystwo.
Po kilku minutach głosy ucichły i mama, zmarznięta po nocnych wędrówkach, pomyślała, że mogłaby po prostu przejść ścieżką i zapukać do drzwi. Ale nie poruszyła się; trzęsąc się z zimna, stała przy