Av(4('< £r
Kierkegaarda, wychodzącego od tradycji chrześcijańskiej, w której wyrósł, nie ma żadnej wątpliwości, że żądającym ofiary nie jest nikt inny, jak tylko Bóg. Dla Biblii, a w każdym razie dla Starego Testamentu, nie jest to równie oczywiste; przecież w pewnym miejscu106 „namowę” do zabronionego postępowania, przypisuje się Bogu, a w innym Szatanowi107. Zapewne Abraham nie mógł już nigdy pomylić głosu, który niegdyś kazał mu opuścić ojczyznę, i w którym — chociaż mówiący nie powiedział mu, kim jest — rozpoznał on głos Boga. I zapewne Bóg „kusi” go tylko, to znaczy z głębin istoty człowieka przez najskrajniejsze żądanie wydobywa najbardziej wewnętrzną gotowość do oddania się i umożliwia mu, aby dojrzała ona do pełnej intencji czynu, i aby jego odniesienie do Boga stało się całkiem rzeczywiste; wtedy jednak, gdy nic już nie stoi na przeszkodzie między intencją a czynem, Bóg zadowala się pełną gotowością i powstrzymuje działanie. Może się jednak zdarzyć, że grzeszny człowiek nie ma pewności, czy dla przebłagania Boga nie powinien ofiarować nawet umiłowanego syna'08. Moloch naśladuje głos Boga, Bóg jednak, przeciwnie, nie żąda od tego człowieka109 — nie od Abrahama, swego wybrańca, lecz właśnie od ciebie i ode mnie — niczego więcej, jak tylko sprawiedliwości i miłości, i tego, aby ów człowiek „obchodził się” z Bogiem „oględnie”. Innymi słowy: nie żąda on wiele więcej niż tego, co zasadniczo etyczne.
Tam, gdzie chodzi o „zawieszenie” etyki, najważniejszym pytaniem, które ma pierwszeństwo przed każdym innym, jest to, czy rzeczywiście przemawia do ciebie absolut, czy też ten, kto go małpuje. Należy przy tym zauważyć, że — jak podaje Biblia —Boski głos, który mówi do jednostki, jest „szmerem łagodnego powiewu””0; Moloch woli potężny ryk. Wydaje się jednak, że zwłaszcza w naszym wieku trudno jest rozróżnić oba te głosy.
106 Por. II Sm XXIV, i.
107 Por. I Krn XXI, i.
108 Mi V, 7.
109 Mi V, 8.
MO III Kri XIX, i2.
jest to wiek, kiedy na świecie panuje zawieszenie etyki w postaci karykaturalnej. Owszem, zawsze pojawiali się małpujący absolut naśladowcy i do ludzi wciąż na nowo dochodziło z ciemności wezwanie, aby składali w ofierze swych Izaaków. Już tak tu jest, że tylko jednostka może wymyśleć, kim jest właśnie dla niej Izaak. Ale we wszystkich tych czasach uwidaczniały się również, widzialne w komnatach ludzkiego serca, na poły wyblakłe, na poły jaskrawe, obrazy absolutu
— wszystkie razem nie do końca wierne, a jednak usprawiedliwione, przemijające niczym mara senna, a jednak uwierzytelnione w wieczności. Niezależnie od tego, jak bardzo niedostateczna była obecność tych obrazów, wystarczyło tylko (pod warunkiem, że były one konkretnie uzmysłowione) zwrócić się do nich, aby nie ulec ułudzie głosów. Sytuacja zmieniła się od czasu, gdy według Nietzschego „Bóg umarł”. Mówiąc realistycznie, znaczy to, że sytuacja zmieniła się od czasu, gdy zaczęła obumierać twórcza siła wyobraźni ludzkiego serca — od czasu, gdy duchowa źrenica nie uchwytuje już objawień absolutu. Duszą władają fałszywe postacie absolutu, ponieważ utraciła ona zdolność przepędzania ich przez odwoływanie się do prawdziwych postaci. Wszędzie tam, gdzie rozciąga się ludzki świat
— na Wschodzie i na Zachodzie, z lewej strony i prawej — owe fałszywe postacie absolutu bez oporu przebijają warstwę etyki i żądają od ciebie „ofiary”. Gdy dobrym, młodym duszom zadaję pytanie: „Dlaczego oddajesz to, co masz najdroższego, prawdziwość osoby?”, wciąż na nowo słyszę odpowiedź: „Właśnie to, tę najcięższą ofiarę muszę ponieść, aby...” — obojętne, „aby nadeszła równość” lub „aby nadeszła wolność” czy też jeszcze inaczej. I, pełni ufności, składają oni ofiarę: w państwie Molocha prawi kłamią, litościwi zadają męki i rzeczywiście i prawdziwie sądzą, iż zabójstwo brata przygotuje drogę dla braterstwa! Wydaje się, że przed najniegodziwszą z posług wykonywanych dla bożyszcz nie ma żadnej drogi ucieczki.
Nie będzie przed nią żadnej ucieczki dopóty, dopóki nie zmartwychwstanie sumienie człowieka, które wezwie go, aby odwołując się do prawładzy swej duszy, powstrzymał się od