-1 jak? - zapytała matka, ledwie przekroczyli próg salonu. Wyraz jej twarzy był pełen napięcia.
- Maja była najlepsza -odpowiedział Dirk bez zająknienia. - Nikt jej nie dorównał!
- Wiedziałam, że tak będzie! - Henny z zadowoleniem skinęła głową. Dopiero teraz uśmiechnęła się do córki. - Oczywiście, że jest najlepsza! Leonard też już wraca do zdrowia -dodała. - Połóż się teraz spać, skarbie.
Maja pocałowała mamę i tatę na dobranoc. Przez chwilę czuła na plecach jego silną dłoń, jakby chciał powiedzieć - „Już dobrze, moja mała. Nie bój się!”
Spojrzała na umierającego ojca i poczuła, jak łzy spływają jej po policzkach. Przyłożyła swoją mokrą twarz do jego szyi.
- Nie odchodź - wyszeptała - nie odchodź! Tak bardzo się boję. Co mam robić? Co robić?
Świszczący oddech ustał. Przez chwilę błysnęła jej nadzieja, że ojciec nie śpi, że spojrzy na nią i powie - „Pssst, już dobrze!”
Ale ten odwrócił jedynie lekko na bok swoją głowę. Nie mógł już słyszeć głosu córki.
Dwa dni później zmarł.
- Odszedł z tego świata całkiem spokojnie - stwierdziła Henny Schneider. - Sądzę, że już niczego nie był świadomy. Jeszcze tylko raz otworzył oczy i uśmiechnął się do mnie, a potem po prostu przestał oddychać.
Przyjaciółki skinęły współczująco głowami.
- Łagodna śmierć. Na dodatek w otoczeniu rodziny. Zrobiłaś wszystko, co było w twojej mocy!
Henny przytaknęła, małymi łykami popijając gorącą kawę, którą zaparzyła córka.
- Mogę kawałek? - z tym pytaniem Yasmin zwróciła się do trupio bladej Mai, która częstowała właśnie ciastem.
Dziewczyna już od dziewiątej krzątała się w kuchni, żeby upiec babkę. O ósmej po ojca przyjechali ludzie z zakładu pogrzebowego Była zadowolona, że go zabrano. Ciało miało zostać przygotowane do pogrzebu, aby żałobnicy mogli się jeszcze pożegnać ze zmarłym.
Kiedy przestał oddychać, matka na osiem godzin zamknęła się z nim w salonie. Maja pukała do drzwi, szlochając.
- Pozwól mi wejść, powiedz coś, no powiedz coś!
Ale nikt nie odpowiadał. W końcu przestała płakać. Usiadła na schodach i czekała. Czuła, że lodowacieje i staje się coraz bardziej pusta wewnątrz. Następnego dnia, po otwarciu drzwi, matka wyglądała jak gdyby nigdy nic, a jednak była kimś obcym.
- Teraz możesz pożegnać się z tatą - oznajmiła.
Maja spojrzała na zmarłego. Był szarobrązowy. Zwłoki w niczym nie przypominały ojca. Przez chwilę przyglądała im się z góry. Nie, to ciało nie miało z nim już nic wspólnego, było jednym, wielkim nowotworem - nabrzmiałe, napompowane lekarstwami i narkotykami, wydzielało gnijący odór raka.
Maja patrzyła na powiększone pory jego policzków, na siwe włosy, które sterczały niczym trujące kolce, na bezkrwiste wargi, i nagle poczuła uścisk w gardle. Obróciła się, wybiegła na korytarz i zwymiotowała jeszcze przed drzwiami toalety.
Matka cofnęła się parę kroków.
- Weź się w garść - powiedziała. - Przed nami kilka trudnych dni. W końcu zostało jeszcze dużo do załatwienia. Wasz ojciec powinien mieć godny pogrzeb.
I taki miał. Chociaż Leonard siedział obok Mai z naburmuszoną miną. Wygłaszano długie mowy poświęcone osobie zmarłego, o tym, jaki był dobry i obowiązkowy, dawał przykład kolegom i współpracownikom, a jego odejście stanowi oczywiście niepowetowaną stratę dla żony oraz dwojga dzieci.
Henny Schneider siedziała przez cały czas w pierwszym rzędzie wyprostowana jak świeca. Później, razem z dziećmi, przyjęła kondolencje od przybyłych na pogrzeb gości.