ale niewielu Zyskał naśladowców. Niestety, nie wszyscy lubią paradoksy moralne.
Kwestia ta rozbrzmiała po całej Europie, odkąd „obywatel genewski” w nagłym olśnieniu na drodze do Vincennes ujrzał, iż zakusy filozoficznego rozumu tłumią naturalną skłonność ludzkiego serca. W sławnych rozprawach Jana Jakuba Rousseau kultura objawiła się jako źródło cierpień i rozdarcia. Utworzenie społeczeństwa było grzechem pierworodnym rodzaju ludzkiego. Człowiek zyskał własność, ale utracił wolność. Poddał się prawom — i utracił przyrodzoną zdolność współczucia. Ze stanu dzikości przechodząc w stan ucywilizowany, posiadł wi ad om ość dobrego i złego, którą spożytkował do krzywdzenia bliźnich. Źródłem wszystkich nieszczęść człowieka jest właściwa mu prawie nieograniczona zdolność doskonalenia się; ona to, „z wieku ila wiek rozwijając i rozum jego, i błędy, i występki, i cnoty, czyni go w końcu tyranem tak samego siebie, jak i natury*'2. Albowiem zdolność ta wyradza się w próżną ciekawość, pychę i żądzę wywyższenia się ponad innych, która jest najdzielniejszą sprężyną poznania i władzy. I Akt oskarżenia Rousseau przeciwko cywilizacji był tak namiętny ) i tak totalny, że dwa następne stulecia moralnej retoryki niewiele już doprawdy potrafiły doń dodać: do dziś w ruchach kontrkultury albo w różnych odmianach amatorskiego egzystencjalizmu rozwija się i transformuje russoistyczne wątki. Człowiek uspołeczniony zgubił więc przede wszystkim swoją autentyczność: „zawsze się jakby znajdując poza sobą, umie żyć tylko w opinii drugich i z ich to oceny czerpie całe, chciałoby się powiedzieć, poczucie swego istnienia”. Społeczność w oczach mędrca to już tylko „zbiorowisko ludzi sztucznych”5. Cywilizacja jest wielkim gmachem pozorów, obłudy, zniewalających form, rytuałów, dystynkcji. Życie wyższych sfer towarzyskich Francji Ludwika XV — z jego znienawidzonym przez Rousseau „duchem galanterii” —posłużyło tu za model, ale wnioski sięgają szerzej i dalej. Oskarżeniem objęte zostało wszystko, co za czasów Turgota i encyklopedystów wiązało się z wyobrażeniem postępu lub co było jego ubocznym skutkiem: więc nauki i sztuki, państwo i prawo, technika i medycyna, bogactwo i zbytek, poddaństwo i małżeństwo, wygody życia i zatrucie środowiska naturalnego, a nadto wojny, morderstwa, przerywanie ciąży, epidemie, pożary i trzęsienia ziemi. Biada zwycięz-
2 J.J. Rousseau, Trzy rozprawy z filo sof ii spoletsnej, opr. H. Elzcnbcrg, Warszawa 1956, i. 155.
3 Ibidem, *. 228-229.
com! „Gdy z jednej strony weźmiemy pod uwagę ogrom prac ludzkich, zgłębienie tylu nauk, wynalezienie tylu sztuk, zastosowanie tylu sil, zasypanie przepaści, zrównanie gór z ziemią, rozsadzenie skał, usplaw-nienie rzek, wzięcie pod uprawę tylu ziem leżących odłogiem, i te sztucznie stworzone jeziora, i te bagna, któreśmy osuszyli, i te gmachy olbrzymie wzniesione na lądzie, podczas gdy morze zaroiło się od okrętów i marynarzy; i kiedy się z drugiej strony choć trochę zastanowimy, jakie to wszystko przyniosło korzyści istotne dla szczęścia rodzaju ludzkiego, musi nas uderzyć zdumiewająca dysproporcja, która zachodzi między jednym a drugim, tak że opłakiwać nam tylko wypadnie zaślepienie człowieka, który, by zaspokoić szaleńczą swą pychę i jakieś bezmyślne uwielbienie samego siebie, żyje w ciągłej gonitwie za każdą, jakiej tylko może doznać, niedolą, od której go dobroczynna natura starannie trzymała z daleka”4.
Te dwie wczesne rozprawy Jana Jakuba stanowią, rzec by można, prototyp tylu późniejszych buntów1 intelektualistów przeciwko inte-lektualizmowi, umysłów wyrafinowanych przeciwko wyrafinowaniu kultury, zdolnej do tak wielkich dzieł, a całkiem niezdolnej do powściągnięcia brutalności ludzkiego świata. Mało tego: bo wręcz służącej tyranii i przemocy przez dostarczanie im narzędzi zniewolenia.
Osąd tak bezwzględny całego dotychczasowego biegu dziejów, procesu poznania i uspołecznienia, zdawał się krzycząco niesprawiedliwy, wręcz absurdalny i prowokujący — skutecznie — do sprzeciwu. Ale przyznać trzeba, że fanatycznie skrajny umysł filozofa, nie wahającego się przed wyprowadzeniem ze swych założeń konsekwencji ostatecznych, oddał niezwykłą usługę sprawie analizy tej pozornej calizny, jaką chciała być idea cywilizacji. Idea ta w połowie XVIII wieku ledwie się zaczynała — jeszcze bez nazwy — formować jako pojęciowy agregat, a już Rousseau obnażył jej wewnętrzne pęknięcie: „nasze dusze wypaczały się, w miarę jak nasze nauki i sztuki dążyły do doskonałości”5.
Gdzie jednak odnaleźć antytezę owego schizoidalnego stanu narodów ucywilizowanych? W tej mierze odpowiedź Jana Jakuba jest wcale nie jednoznaczna, proponuje on bowiem — na sąsiadujących ze sobą stronicach —aż trzy różne porządki wartości, wszystkie zlokalizowane
* Ibidem, *. 242-243.
3 Ibidem, i. 15.
10 Jakiej cywilizacji
145