Henryk I I ZIlNBERti
Oto więc tera/ tr/\ teorie wchodzące w rachubę, każda z odpowiednim komentarzem krytycznym.
Pierwsza polegałaby na twierdzeniu następującym: zdanie rzekomo stwierdzające powinność jest to po prostu rozkaz, którego samo tylko sformułowanie słowne straciło swój charakter imperatywny. „Powinieneś to zrobić" w tej teorii znaczyłoby tyle co „zrób"; przy czym to „zrób” należałoby rozumieć nie jako prośbę ani wezwanie, ale wyraźnie i niedwuznacznie jako właśnie rozkaz. Nie wchodząc w pozory słuszności, które ten pogląd może przedstawiać w niektórych wypadkach specjalnych, i nie zastanawiając się nad błędem, który się w nim kryje nawet i wtedy, powiedzmy od razu, że traktowana jako ogólna teza ta jest na pewno fałszywa. W naturze bowiem rozkazu leży, że dotyczy on zachowania się przyszłego i że zwraca się. bezpośrednio albo pośrednio, do tej właśnie osoby, od której rozkazodawca owego zachowania się wymaga; tymczasem zdania o powinności (tak. dla krótkości, nazwijmy zdania stwierdzające powinność) bynajmniej tych warunków nie spełniają zawsze; przeciwnie: często — bez zmiany w znaczeniu wyrazu powinien — stwierdzają one powinność w przeszłości albo powinność osoby, która o wypowiedzeniu odnośnego zdania nigdy się w ogóle nie dowie; czasem jedno i drugie jednocześnie. We wszystkich tych wypadkach zdanie o powinności nie może w żaden sposób być sformułowaniem słownym rozkazu: to zaś wystarcza, by teorię uznać za błędną.
Ale oto inny pogląd imperatywistyczny (będzie to drugi z trzech, jakie mamy do omówienia), który nie podpada pod nasz zarzut i zdaje sprawę z wypadków przytoczonych przed chwilą nie gorzej niż z innych: polega on na twierdzeniu, że sąd o powinności jest w istocie sądem stwierdzającym jakiś rozkaz, zdanie zaś o powinności — zwykłym wariantem w sformułowaniu słownym takiego sądu. Najprostszą formą tej tezy byłaby ta. według której przyjmowałoby się, że odnośny rozkaz może być rozkazem wydanym przez byle kogo, tak że „powinieneś” znaczyłoby po prostu tyle, co "jest ci nakazane”. Tą jednak odmianą teorii nie będziemy się zajmowali. W wypadku bowiem dwóch rozkazów sprzecznych, dotyczących tej samej sytuacji, prowadziłaby ona do twierdzenia, że w tej sytuacji dane zachowanie się i jego przeciwieństwo jednakowo obowiązują; to zaś czyniłoby pojęcie powinności pojęciem względnym i odebrałoby mu wszelką stosowalność w praktyce. Konsekwencja ta, relatywistyczna w teorii, a z praktyki usuwająca wszelką powinność, me odpowiada intencjom imperatywistów, takim jakeśmy je sformułowali na początku. Swego sensu imperatywistycznego nabiera teza dopiero w postaci następującej: sądy o powinności są to sądy stwierdzające rozkazy rozkazodawcy uprzywilejowanego. Tym uprzywilejowanym rozkazodawcą może być mniej lub więcej hipostazowane „społeczeństwo” niektórych etyk socjologicznych albo państwo, albo taka lub inna jednostka wyjątkowa (mędrzec, prorok, pomazaniec, wódz polityczny, wybraniec tak czy inaczej wyniesiony nad człowieczeństwo zwykłe), i może to wreszcie być Bóg, co daje koncepcję szczególnie prostą i wyraźną, i która nam dostarczy szczególnie dogodnego przykładu do przeprowadzenia dyskusji. Sąd o powinności jest więc tutaj stwierdzeniem rozkazu bożego: zdania „powinieneś” i „powinienem” będą to równoważniki zdań: „Bóg ci każe" i „Bóg mi każe”. Na czym mógłby polegać pozór słuszności tezy tego rodzaju? Zapewne na możliwości twierdzenia z jakim takim prawdopodobieństwem, że psychologicznie rzecz biorąc, człowiek wierzący nie może pomyśleć „Bóg mi każe”, nie myśląc jednocześnie „powinienem"; że są to, w jego umyśle, dwa przekonania nierozłączne. Ale ta psychologiczna nierozłączność obu tych myśli, nawet gdyby była stwierdzona i ustalona, bynajmniej nie pociąga za sobą tożsamości ich treści: żeby ją wyjaśnić, wystarcza, by w oczach wierzącego zdanie ,3óg mi każe” stanowiło rację zdania „powinienem” i żeby ten stosunek racji i następstwa był przez niego każdorazowo ujmowany w momentalnie szybkim akcie myślowym. Kwestia rzekomej tożsamości obu myśli pozostaje więc w dalszym ciągu otwarta. Czy można ją rozstrzygnąć w sensie przeczącym? Dla autora uwag niniejszych, na pewno: osobiście mogę tylko stwierdzić, w sposób najbardziej kategoryczny, że konfrontując z jednej strony myśl „powinienem”, a z drugiej strony myśl „Bóg mi każe” (albo jakąkolwiek inną tego samego typu, gdzie Bóg byłby zastąpiony przez jakiegoś innego rozkazodawcę), widzę najzupełniej wyraźnie, że treści tych dwóch myśh są różne. Imperatywista, ze swej strony, musi twierdzić coś wręcz przeciwnego; w dalszej zaś konsekwencji wypadnie mu również twierdzić, że zdanie: „powinieneś czynić to, co Bóg każe ci czynić” jest czystą tautologią i znaczy po prostu: „Bóg każe ci czynić to, co Bóg każe d czynić”. Czy znajdzie się imperatywista gotów przyjąć tę konsekwencję? Wolna jak się zdaje, uważać to za mało prawdopodobne. A w razie gdyby to prze-