Państwo
— Zatem, gdybyśmy takie (niewłaściwe) odżywianie się i tryb życia przyrównali do budowania melodii czy do pieśni
E zawierającej wszelkie możliwe harmonie i wszelkie możliwe rytmy, to porównanie byłoby słuszne?
— Jakżeby nie?
— Prawda, tam różnorodność i bogactwo zaszczepiały brak dyscypliny, a te zaszczepiają chorobę. Aprostota w kulturze duchowej szczepi w duszach rozwagę, a ciałom zdrowie przynosi.
— Święta prawda — mówi.
— A kiedy się rozpusta i choroby w mieście szerzą, czyż nie 405 otwiera się wtedy wielu gmachów sądowych i lecznic, i oto zaraz prawo i medycyna głowy podnoszą i mają miny uroczyste, kiedy nawet wielu ludzi wolnych poważnie im się oddaje?
— Czemu by i nie miały?
xiv — A że wychowanie w mieście stoi źle i haniebnie, czy umiałbyś na to podać świadectwo bardziej wymowne niż to, że zaczynają poszukiwać lekarzy i sędziów najwybitniejszych nie tylko ludzie ostatniego rzędu i rzemieślnicy, ale ci również, b którzy udają, że się wychowali w klasie ludzi wolnych? Czy nie uważasz, że to hańba i wielkie świadectwo braku kultury ! osobistej musieć się odwoływać do prawa narzuconego przez innych, niby to panów i sędziów, a nie mieć swoich własnych j praw do rozporządzenia?
— To — powiada — hańba największa ze wszystkich.
— A czy nie myślisz — dodałem — że jeszcze większa hańba i wtedy, kiedy ktoś nie tylko znaczną część życia spędza w sądzie na skargach i obronach, ale w dodatku objawia mało do-
c brego smaku i uważa za właściwe popisywać się tym, jak są niebezpieczne jego fałszywe skargi i obrony, jak to on potrafi kręcić na wszystkie strony i wszystkie drzwiczki przełazić i wywijać się i wymykać tak, żeby kary uniknąć i to w sprawach drobnych, i bez żadnego znaczenia? Taki nie wie, o ile
piękniej samemu sobie życie urządzić i nie potrzebować sędziego, który zasypia nad sprawą.
- No nie — powiada — to jeszcze większa hańba niż tamto.
- A potrzebować medycyny — dodałem — i to nie dla ran, albo kiedy spadnie jakaś sezonowa choroba, ale przez leni- d stwo i przez taki sposób życia, jakiśmy opisywali, cierpieć na reumatyzmy i wiatry, jak jakieś bagno zbyt pełne, na wzdęcia
i na katary i zmuszać dowcipnych synów Asklepiosa, żeby coraz to nowe nazwy chorób wymyślali, czy to nie wygląda na hańbę?
- Rzeczywiście — powiada — te nowe i dziwne nazwy chorób.
- Których — dodałem — nie było za czasów Asklepiosa. To wnoszę stąd, że jego synowie pod Troją nie gniewali się na służącą, kiedy zranionemu Eurypylosowi dawała pić wino e pramnijskie, obficie zasypane mąką jęczmienną z tartym se- 40 rem w dodatku, co zresztą ma powodować zapalenia, i nie ganili Patroklosa za to leczenie.
-Ajednak — powiada — ten napój przecież nie na miejscu dla kogoś w tym stanie.
-Nie — mówię — jeżeli zważysz, że synowie Asklepiosa dawnymi czasy nie bawili się w chodzenie za chorobą do szkoły — to jest ta medycyna dzisiejsza. Powiadają, że tak nie było przed Herodikosem. Herodikos był nauczycielem gimnastyki, a że był chorowity, więc połączył gimnastykę z medy- b cyną i zaczął zadręczać naprzód i najbardziej siebie samego, a później wielu innych ludzi.
- Jakimże sposobem? — powiada.
- Urządził sobie — mówię — przewlekłą śmierć. Zaczął chodzić za swoją chorobą, która była śmiertelna, i on jej uleczyć nie mógł, a że miał dużo wolnego czasu, więc leczył się całe życie, męcząc się, ile razy odstąpił od zwyczajnego trybu.
135