LEW SZESTOW
O filozcfii mówił zwykle, że jest „wielką i ostateczną walką", za Platonem często powtarzał, że jest ona „przygotowywaniem się do śmierci i umieraniem", za Plotynem natomiast, że jest „tym, co najważniejsze i najcenniejsze".
Całą prawie tradycję filozoficzną uważał za nieprzerwane pasmo błędów i fałszów. Niszczył zaciekle i strącał z piedestałów te wszystkie posągi, którym boską cześć oddawali uznani i sławni mędrcy od starożytności po czasy współczesne.
Odrzucał rozum z jego nieograniczonymi roszczeniami i konieczność, autorytet i oczywistość, powszechnie obowiązujące sądy i wieczne, niepodważalne prawdy, zniewalające wszystkich normy etyki i apodyktyczne prawa moralne, by wbrew nim wysławiać przypadek i wyjątek, kaprys i samowolę, cud i tajemnicę.
Za największego myśliciela uznawał biblijnego Hioba, powiadał, że wiele zawdzięcza Tertulianowi, Pascalowi, Lutrowi, Kierkegaardowi, Dostojewskiemu i Nie-tzschemu. Wszystkich innych filozofów, niemal bez wyjątku, traktował jak osobistych wrogów i wiódł z nimi nieprzejednaną walkę, w której nie było miejsca na kompromis.
Stawiał przed filozofią zadania niemożliwe do wykonania, ale był święcie przekonany, że właśnie filozofia jest tym obszarem Judzkiej aktywności, w którym niemożliwe staje się możliwe, w którym wszystko jest jednakowo możliwe i niemożliwa.
Nie należał Lew Szestow do myślicieli tradycyjnych, ani ze względu na podejmowaną problematykę, ani z u-wagi na formę wypowiedzi. Stronił od życia publicznego, ,oó burzliwych dyskusji i polemik, tworzył na uboczu wielkich wydarzeń swej epoki, nie ulegając wpływom aktualnych tendencji i nurtów w myśli europejskiej. Źródło swej oryginalności widział w tym. że nigdy nie studiował filozofii na uniwersytecie, nie pozwolił, by akademicka maniera skrępowała swobodę poszukiwań. Pozostał samoukiem, lecz nie dyletantem — kiedy zdecydował się włączyć w tocząc;/ się od tysiącleci dialog filozofów, miał już za sobą gruntowne samodzielne studia. Ta uprzywilejowana sytuacja nie była jednak wyłącznym udziałem Szestowa. Niezależność od filozofii akademickiej tworzyła specyficzny klimat całej myśli rosyjskiej przełomu XIX i XX wieku, o czym wspomina Czesław Miłosz, jeden z wielbicieli Szestowa, pisząc, iż jest cn prawdopodobnie „przykładem korzyści, jakie daje rosyjskie kulturalne «opóźnienie»: żadnej scholastycznej teologii i filozofii w przeszłości, mało filozofii uniwersyteckich katedr, natomiast mnóstwo ludzi filozofujących, i to namiętnie, na własny sposób". Nikt z twórców „rosyjskiego renesansu" nie potrafi! wykorzystać tego daru tak jak Szestow. Poczuciu niezwykłej oryginalności, podsycanemu przez krytyków i komentatorów, towarzyszył jednak nieustannie kompleks niezrozumienia. Poza jednym wiernym przyjacielem, francuskim filozofem i poetą rumuńskiego pochodzenia, Benjaminem Fonclane, któremu wszak nie dane było rozwinąć swego talentu (został zamordowany w niemieckim obozie koncentracyjnym w 1944 roku), nie miał Szestow żadnych uczniów ani kontynuatorów'. Żadnej szkoły nie założył, żadnego nowego kierunku filozoficznego nie zapoczątkował. Choć sam nazywał swoją filozofię „ezystencjalną", na-wiązając w ten sposób do bliskiei sobie myśli Kierke-gaarda, którą poznał dopiero pod koniec życia za namową wielkiego „ideowego" przeciwnika i przyjaciela jednocześnie — Edmunda Husserla, to określenie to było jedynie maską, uniemożliwiającą raczej zrozumie-
nie niż stanowiącą pozytywną wskazówkę hermeneu-tyczną. Mc w tym zresztą dziwnego: krytyczna samoświadomość lubi płatać tego rodzaju figle. Nie przeszkodziło to francuskim i niemieckim egzystencjalistom uznać Szestowa za jednego z głównych patronów i protoplastów tego nurtu i uzupełnić własną genealogię odpowiednio wybranymi i zinterpretowanymi fragmentami jego myśli. Do filozofii Szestowa nawiązuje o-twarcie również nasz jedyny rodzimy „egzystencjali-sta" — Witold Gombrowicz.
Czym więc była filozofia autora Aten i Jerozolimy, gdzie szukać jej oryginalności i niepowtarzalności? Sam Szestow zapytany o to kilka miesięcy przed śmiercią odpowiedział: ,,W ciągu tych ponad czterdziestu lat zmagań z filozofią nie zdarzyło się we mnie nic, nie powstała ani jedna myśl, która nie byłaby wyrazem nieprzerwanej walki i jednego pytania: czy to, co u-znajemy za prawdę, zaczerpnęliśmy u źródeł prawdy? O to pytałem przez długie lata..." Wypowiedź ta, choć rzuca nieco światła, może łatwo stać się powodem nietrafnej, bo jednostronnej, interpretacji. Wskazuje bowiem na jeden tylko aspekt filozofii Lwa Szestowa, u-jawnia jej demaskatorski i destrukcyjny charakter. W myśli tej, obok pasji krytycznej i niszczycielskiej, obecna jest także inna, głębsza płaszczyzna refleksji, będąca miejscem pozytywnych konkluzji i rozstrzygnięć. Podobną, opartą na specyficznym „rytmie dialektycznym" strukturę myśli spotykamy w twórczości Fryderyka Nietzschego, która wywarła wielkie wrażenie na młodym Szestowie i odcisnęła swą pieczęć na całej jego działalności intelektualnej. „By móc jakąś świętość wznieść ■—- pisze autor Poza dobrem i złem — trzeba jakąś świętość zburzyć". Nihilistyczna negacja jest środkiem i momentem przygotowawczym, choć całkowicie niezbędnym, to podporządkowanym autonomicznemu celowi, jakim jest tworzenie nowych wartości, wskazywanie nieznanych dróg i możliwości, o-twierających się przed człowiekiem. Ani w jednym, ani w drugim wypadku nie można więc, co się niestety w wielu interpretacjach zdarza, sprowadzać twórczości wyłącznie do krytyki i negacji, do burzycielskiego „nie!", kruszącego „stare tablice". Pamiętać trzeba, że
Nietzsche i Szestow są również autorami poważnych propozycji pozytywnych, choć świadomie nieokreślonych, wyiTLykających się tradycyjnym schematom her-meneutycznym i trudnych do przyswojenia współczesnemu audytorium, co sprawiało, iż były one niejednokrotnie traktowane z przymrużeniem oka, a ich twórcy jawili się jako kolejni nihiliści z przełomu epok. Obecność obu tych perspektyw — negatywnej i pozytywnej — znajduje odbicie w pewnej trudnej do natychmiastowego wykrycia ewolucji, jaką przeszła myśl Szestowa. Mimo iż często podkreśla się „godną podziwu monotonię" (Camus), charakteryzującą jego teksty, mimo faktycznego zafascynowania jedną jedyną „ideą", która przewija się bezustannie we wszystkich jego książkach, mimo permanentnego powracania do tych samych problemów i pytań, ustawicznego cytowania tych samych ulubionych fragmentów, błądzenia po tym samym wciąż obszarze filozoficzno-religijnym można wskazać dwa przynajmniej etapy kształtowania się tej filozofii. O ile w pierwszym okresie dominuje w refleksji, a właściwie, rzec by należało, antyrefleksii autora Filozofii tragedii problematyka sensu stricto filozoficzna, koncentrująca się na przeciwstawieniu egzystencji indywidualnej i jej twórczej wolności represyjnej sile dogmatyzmu filozoficznego, naukowego i etycznego oraz na bezwzględnej krytyce wszystkich systemów, utkanych z abstrakcyjnej, pajęczej sieci idei, ignorujących niepowtarzalność i konkretność istnienia jednostkowego, o tyle w drugim etapie wyraźną przewagę uzyskują zagadnienia i motywy religijne, narasta i potęguje się wątek mistyczny, a na plan pierwszy wybija się przeciwstawienie biblijnego Boga Abrahama, Izaaka, Jakuba bogu filozofów i uczonych. O ile zatem pierwsza faza charakteryzuje się antyracjonaliz-mem, o tyle w drugiej przeważa irracjonalizm, choć obie te perspektywy, co trzeba podkreślić, obecne są w całej twórczości Szestowa i ich wzajemne krzyżowanie się konstytuuje swoistą atmosferę tej filozofii.
II
Filozofia Szestowa nie lęka się antynomii, głosi bowiem, wbrew zasadom logiki i zdrowego rozsądku, że nie ma prawdy, która nie byłaby wewnętrznie kontradyktoryjna, że prawda wręcz żyje tylko dzięki sprzecznościom. Z jednej więc strony akceptuje Szestow stanowisko totalnego sceptycyzmu. Nie ma on jednak nic wspólnego z Kartezjańskim wątpieniem metodycznym, którego zadanie sprowadza się w całości do odnalezienia nowego dogmatu, punktu archimedesowego, pozwalającego skonstruować systematyczną i niepodważalną już wizję świata. Wątpienie musi stać się nieprzerwaną siłą twórczą, musi przeniknąć całą naszą istotę tak, by filozof nie znał momentu spoczynku i spokoju, by nieustannie w fałsz jawny obracał wszystko, co ludzie uznali za prawdę niezbitą. Myśleć — znaczy w tym wypadku precz odrzucić logikę i metodologię, zmieniać wciąż punkt widzenia, ciągle z innego miejsca na świat patrzeć, oddawać w ofierze najdroższe i najgłębiej zakorzenione przyzwyczajenia, smak i nawyki, niepokoić i nie ustawać w poszukiwaniach — nie mając przy tym żadnej pewności, czy wszystkie te ofiary nie pójdą na marne. Wie Szestow doskonale, że konsekwentny sceptycyzm znosi sam siebie, co dostrzegli już starożytni, ale nie jest go to w stanie zdeprymować, bo po pierwsze, dlaczego sceptycyzm miałby być konsekwentny, a więc charakteryzować się tym, co dogmatyzm?, a po drugie, któraż filozofia, jeśli się jej przyjrzeć dobrze, nie znosi samej siebie, z jakiej więc racji wymagać od sceptycyzmu więcej niż od innych teorii? Z drugie] strony jednakże za równie możliwe do przyjęcia stanowisko filozoficzne jest Szestow skłonny uznać dogmatyzm, z tym zastrzeżeniem, by nie zawierał w sobie przymusu dla innego człowieka, by nie starał się stać powszechnie obowiązujący i świadom był wszystkich swoich konsekwencji. Dobrze bowiem zdaje sobie autor Początków i końców sprawę z tego, że po odarciu poglądów ze wszystkich retorycznych, sofistycz-nych i stylistycznych szat, po zredukowaniu ich do najgłębiej położonej warstwy zawsze odnajdujemy tam sąd
na wiarę przyjęty, nie podbudowany żadnym dowodem i w żaden spcsób nie usankcjonowany.
Mimo tej, wydawałoby się, tolerancyjności Szestow odrzuca możliwość jakiegokolwiek kompromisu. Stawia przed człowiekiem jednoznaczną Kierkegaardowską alternatywę: albo-albo — i każe wybierać, podając racie przemawiające za każdą ze stron. Tertium nov datur. Rozum albo Wiara, świat przeciętności albo świat tragedii. Jaki sens ma owo przeciwstawienie i jakie konsekwencje płyną z zajęcia jednej z dwóch możliwych postaw wobec rzeczywistości? Postawę pierwszą, pod presją tradycji etycznej, filozoficznej i naukowej, przyjmuje człowiek, gdy ufając bezgranicznie Rozumowi podporządkowuje się mu bezwarunkowo, rezygnując z własnej wolności i jednostkowości. Świat, jawiący się jego oczom, jest do głębi i w każdym swym najdrobniejszym fragmencie prześwietlony Logosem. Wydaje się doskonale intelligibilną całością, precyzyjnie, jednoznacznie i raz na zawsze podzieloną na sferę bytu i niebytu, prawdy i fałszu, dobra i zła. Bytem jest to, co ogólne, wieczne i niezmienne. Prawdą — to. co powszechne i konieczne. Dobrem zaś to wszystko, co służy przeciętności, co wszystkim znane, co nie wymyka się z dialektycznej sieci idei, w jaką człowiek wtłoczył otaczającą go rzeczywistość. W owym „realnym" świecie o wyraźnych konturach i jaskrawych kształtach, gdzie tylko szaleńcowi cień ze światłością pomylić się może, wszystko rozgrywa się według odwiecznych reguł, koniecznych, nie zakładających możliwości wyjątku, praw Rozumu. Każda myśl człowieka, każdy jego czyn jest absolutnie zdeterminowany: w świecie Rozumu nie ma miejsca dla wolności. Co więcej, naprawdę istnieje tylko to, co konieczne, nieprzypadkowe, możliwe do przewidzenia i zaplanowania, co poddaje się naukowej weryfikacji. Zdarzenia r_agłe i wyjątkowe przeniesione zostały poza granice poznawalnego świata, w dziedzinę Ding an sich, a tym samym faktycznie uznane za niebyłe. Egzystencja ludzka w zracjonalizowanym świecie bardziej przypomina sen niż życie na jawie. Ospały tłum lunatyków automatycznie poruszę się w przestrzeni i czasie wedle od-wieczrr-ch praw Konieczności. A ciągłemu zagłębianiu
10
się w stan sennego odurzenia sprzyja przede wszystkim nauka i krocząca z nią ramię w ramię, od wieków wpatrzona ślepo w naukę jak w najbardziej wzniosły ideał, filozofia — usiłująca objąć świat jednym syntetyzującym spojrzeniem, pragnąca odnaleźć w nim harmonię, która wyjaśnia wszelkie zjawiska. We wszechogarniającym porządku i ładzie, w świecie bezwzględnych praw Rozumu człowiek ogólny znaczy więcej niż człowiek poszczególny. Z tym, co indywidualne i niepowtarzalne, nie liczy się nikt i nic. Jak jednak doszło do takiej sytuacji? Dlaczego człowiek zaufał Rozumowi i uległ jego hipnotycznej sile? Dlaczego zgodził się na ograniczenie obszaru swego doświadczenia i poddał się destrukcyjnemu wpływowi racjonalistycz-nej filozofii i redukcjonistycznym tendencjom nauki? Dlaczego wyrzekł się siebie i swojej wolności? Pytania te, które są jednocześnie pytaniami o sens jednostkowej egzystencji i swoistości losu każdei ludzkiej indywidualności, zapowiadają negację tego wszystkiego, co zniewala jednostkę, co podporządkowuje ją transcendentalnej zasadzie, co wtłacza ją w system koniecznych relacji i powiązań. Stąd też polemiczne ostrze Szestowa skierowane jest przede wszystkim przeciwko racjonalistycznej tradycji filozoficznej, przeciwko systemowej wizji świata, przeciwko idealizmowi. „Z ideami — pisze rosyjski myśliciel — tylko z ideami walczyć musi ten, kto chce przezwyciężyć fałsz świata." To za ich głównie pomocą Rozum — władca uzurpator — zniewolił naiwnego człowieka. Krytyka wymierzona jest przeciwko wszelkim możliwym formom racjonalności i przejawom działalności Rozumu, a więc pośrednio dotyczy również nauki, opartej zawsze na określonych założeniach metafizycznych, usiłującej odkryć w rzeczywistości konieczne prawa, nieprzekraczalne reguły i niepcdważalne zasady i odpowiedzieć w ten spesób na wszystkie możliwe pytania. Walka ta, w której przeciwnikiem Szestowa jest nieomal cała dwuipół-tysiącletnia tradycja filozoficzna, nowożytna i współczesna nauka, a także wszelkie systemy etyki normatywnej, prowadzona jest w imię rehabilitacji praw jednostki.
Jeśli przyjrzymy się uważnie powiada autor Soła
n
fide, narodzinom helleńskiej filozofii, odkryjemy, że nie zdziwienie, jak deklarowali starożytni mędrcy, było jej prawdziwym początkiem, lecz strach — strach przed tym, co nieznane, niespodziewane, przypadkowe. Wszystkie zjawiska o takim charakterze wytrącają człowieka z normalnego toru życia, powodując trwogę, cierpienie i ból. Należy więc tego za wszelką cenę uniknąć, wszak szczęście, a więc brak cierpienia jest celem ludzkiej egzystencji. Jak to uczynić? Myśleli już o tym Drotoplaści greckiej filozofii — Tales i Anaksyman-der — i stąd ich koncepcje jednej pra zasady, konstytuującej naturę wszechświata. Stąd też trwająca nieprzerwanie po dziś dzień, obecna w filozofii, etyce i nauce, tendencja do ujednienia, ujednolicenia tego, co w rzeczywistości zmienne i różnorodne, do uczynienia wszystkiego jasnym i bezproblematycznym. Człowiek, nie nadążając śledzić nieustannie zmieniającej się, przybierającej wciąż nowe formy rzeczywistości, uznał ją za ułudną fikcję, a „prawdziwej" rzeczywistości począł szukać w niezmiennej, wiecznej i doskonałej istocie, poddającej się jedynie rozumowemu oglądowi. Postępowanie takie jest niezwykle charakterystyczne dla lękliwej i konserwatywnej natury człowieka. Kiedy człowiek utracił siły, by iść dalej, uznał, że doszedł już do kresu drogi, choć wszystkie znaki świadczyły o tym, iż koniec kryje się jeszcze za nieprzeniknionym horyzontem. Bojąc się nieokreśloności i rozchwianego gruntu pod nogami, uznał za absolut Rozum, który porządkując niejednolitą rzeczywistość, najlepiej realizuje postulat oddalenia strachu z ludzkiej egzystencji. Dialektyczne sieci spętały niejednorodne i chaotyczne, pulsujące tajemniczym rytmem życie, precyzyjnie zakreślając granice bytu i niebytu. Chaos zamienił się w Kosmos, ale jednocześnie Prawda przekształciła się w Fałsz. Człowiek zrealizował potrzebę bezpieczeństwa, ale utracił wolność. Ontologiczny status istnienia zyskało tylko to, co powszechne, ogólne i niezmienne. Wyjątek stracił rację bytu. W ten sposób kult Rozumu okazał się kultem Konieczności.
Kontynuacją wpatrzonej w Rozum i zafascynowanej racjonalnym systemem myśli greckiej jest, zdaniem Szestowa, prawie cała filozofia nowożytna. Jej ojcem
i najgenialniejszym wyrazicielem jej dążeń nie był, jak się powszechnie sądzi, Kartezjusz, lecz Spinoza. To w jego panteistycznym, wszechobejmującym systemie wyciągnięte zostały ostateczne konsekwencje z idei starożytnych Greków. Jego też wizja filozofii, jako matematycznie ścisłej nauki, zaciążyła nad dalszymi losami „królowej nauk". On wszak powiedział: Non ridere, non lugere, neąue detestari, sed intelligere1, uznając tym samym za zbyteczne i oddalające od prawdy wszystko, co wywodzi się ze wzruszeń, cierpień i namiętności. Za jedyną zaś właściwą metodę prowadzącą do prawdziwego poznania przyjął beznamiętne i ścisłe wnioskowanie logiczne. Dlatego właśnie ideałem, do którego nieprzerwanie zmierza filozofia, stała się czysta matematyka. Cała nowożytna filozofia idzie śladem Spinozjańskich idei. „Ani «krytycyzm» Kanta — pisze Szestow — ani «dynamizm» Hegla, ani filozofia Leibniza i Schellinga, ani nawet współczesna krytyka filozoficzna nie były w stanie przekroczyć okręgu zakreślonego ręką Śpinozy."
ni
Czy nic jednak nie jest w stanie wytrącić człowieka z koszmarnego letargu? Czy iluzja i fałsz, zrodzone ze strachu, na zawsze zastąpiły prawdę? Czy racjonali-styczna wizja świata, w której ginie sens indywidualnej egzystencji, jest jedyną możliwą interpretacją rzeczywistości? Przekonanie o możliwości, a nawet konieczności przebudzenia się za życia i wyrwania się z zakłamanego kręgu idei, zajęcia innej postawy powziął Szestow z analizy jednostkowych doświadczeń od-stępców od powszechnie przyjętego światopoglądu, buntowników zrywających z wielowiekową tradycją filozoficzną. „Poprzez doświadczenie skazanego na śmierć, zaczerpnięte z Dostojewskiego — czytamy w Micie Sy-zyfa A. Camusa — rozpaczliwe przygody duchowe Nie-tzschego, złorzeczenia Hamleta czy gorzki arystokratyzm Ibsena tropi, rozświetla i gloryfikuje bunt ludzki prze-
1 Nie śmiać się, nie płakać, nie przeklinać, lecz rozumieć
13
ciw temu, co nieodwracalne." Konfrontacja jednostki ze światem bezwzględnej konieczności, światem Rozumu, będzie podstawowym wątkiem filozofii Szestowa. W sytuacji zderzenia bezbronnego człowieka ze światem, po którego stronie stoi tradycja, mądrość ludzka, oficjalna filozofia i nauka, okazuje się, że cała ta gigantyczna racjonalna konstrukcja nie jest więcej warta aniżeli samotna, zrozpaczona jednostka. Aby odzyskać należne sobie miejsce, aby przywrócić zdeptane przez rozumną konieczność prawa, musi człowiek rozpocząć nieustępliwą walkę z tym wszystkim, co ogranicza jego wolność. Musi więc wyrwać się z krępującej sieci idei, rozbić puchar usypiającej racjonalnej cykuty, odrzucić świat nauki, filozofii, etyki. Musi przekroczyć granice tych dziedzin, do których zagnała go tradycja, niszczyć wszystkie możliwe światopoglądy i systemy, paraliżujące wolę i twórczą spontaniczność indywiduum. Karamazowowski bunt, szaleńcze słowa: „Nie przyjmuję świata!", stają się natchnieniem i wyznaczają kierunek aktywności zrozpaczonego człowieka. Nie strach więc, lecz rozpacz i bezkompromisowa odwaga są źródłem prawdziwej filozofii, tj. filozofii tragedii. Kiedy „przypadek" doprowadza nas na skraj przepaści, kiedy po wielu latach bezpiecznego, spokojnego życia w służbie Rozumu staje nagle przed nami straszne Hamletowskie pytanie: „Być albo nie być", wówczas otaczający nas świat zaczyna się nam jawić w całkiem nowej perspektywie. Postrzegana przez pryzmat Konieczności rzeczywistość okazuje się jedynie iluzoryczną powłoką, pod którą, jak lawa w wulkanie, gotuje się i szuka ujścia przypadkowość i nagłość twórczej woli. Jest rzeczywistością idealną, która nie ma nic wspólnego ze światem realnym, rządzącym się całkiem innymi prawami. Nie kwestionowany dotąd władca świata idealnego został zdetronizowany, a jego miejsce zajął inny monarcha — Przypadek. Jedyną zasadą nowej rzeczywistości, która ukazała się człowiekowi tragicznemu, kiedy z jego oczu opadły nagle wielowiekowe zasłony, jest to, że nie ma w niej żadnych zasad. Jedyną prawdą wieczną to, że nie istnieją żadne wieczne prawdy. Jedyną koniecznością absolutną — absolutna wolność. „Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest
14
dozwolone" —■ Szestow często na potwierdzenie swych analiz przytacza te słowa Dostojewskiego. Ustanowione przez Rozum porządki Wiedzy i Bytu, Myśli i Życia rozchodzą się definitywnie. Szestow powtarza za Kierkegaardem: ludzie nie żyją w tych kategoriach, w których myślą. Życie jest na tyle złożone, że nie u-kłada się podług żadnej z wymyślonych przez ludzi idei. Rzeczywistości nie da się, jak chciał tego Spinoza, wywieść z rozumu, a byt ujęty w formuły ludzkiego intelektu traci swą pierwotną realność. Jakie jednak drogowskazy mają kierować krokami człowieka w nowym świecie? Co jest tu prawdą, jeśli w ogóle o prawdzie można jeszcze mówić, co nadaje sens egzystencji indywidualnej, która nagle odkryła samą siebie? Nowe punkty orientacyjne określa Szestow początkowo przede wszystkim negatywnie. Aby odnaleźć prawdę, trzeba odrzucić wszystko to, co za prawdę uznaje nauka. Prawda jest dla nauki niedostępna, znajduje się tam, gdzie nauka widzi „nicość", tj. w tym jedynym, niepowtarzalnym, niezrozumiałym, nie poddającym się jakimkolwiek wyjaśnieniom — przypadku. O tym, że mamy tu do czynienia z zupełnie odmienną od tradycyjnych koncepcją prawdy, świadczy fakt, iż „prawdzie" odbiera się jej charakter intersubiektywny. „Zobaczyć ją może — twierdzi autor Apoteozy bezgle-bia — tylko ten, kto szuka jej dla siebie samego, a nie dla innych, kto złożył uroczystą obietnicę, że nie będzie przeistaczał swych własnych widzeń w powszechnie obowiązujące sądy i nigdy nie uczyni prawdy namacalną. Kto zaś chce głosić prawdę, złapać ją w swoje niezdarne ludzkie ręce, słowem, «ucieleśnić» — aby ją potem można było wszędzie, zawsze i wszystkim pokazywać — temu sądzone jest albo doświadczać wiecznych rozczarowań, albo żyć iluzjami: wszystkie ucieleśnione prawdy były tylko ucieleśnionymi błędami." Źródeł prawdy należy szukać tam, gdzie nie sposób przyłożyć żadnej obiektywizującej miary, a więc w tym, co niedorzeczne, paradoksalne i antynomiczne. Świat nie jest intelligibilny, jak chce tego nauka i filozofia: jest właśnie alogiczny, przypadkowy i spontaniczny. Tragiczny umysł ucieka od światła i jasności, od wszystkiego, co znane i zrozumiałe, dąży tam, gdzie
15
w ciemnościach alogiczności i absurdalności oczekują go zjawiska niesprawdzalne, niezrozumiałe i tajemnicze. Celem jego jest wywalczenie prawa do mówienia o tym, o czym ludzie milczą, i przetarcie dróg do pełnej wolności poszukiwania.
W nowym świecie, uwolnionym od despotycznej władzy rozumu i jego powszechnie obowiązujących prawd, nie krępują już człowieka żadne reguły i zasady. Nie istnieje dla niego zniewalająca presja historii i tradycji, zrzucone zostały krępujące więzy moralności. Czyż więc jednostka rzucona w wolność absolutną skazana będzie na wieczne błąkanie się w chaosie niedorzeczności i paradoksów? Czyż rozpacz i jedynie negatywny sens istnienia będzie permanentnym stanem kondycji ludzkiej? Takie stanowisko zaproponują później francuscy egzystencjaliści. Dla Szestowa wszak istnieje inna możliwość, otwierająca się stopniowo na drodze destrukcji i negacji. Ponad horyzontem nihilistycznej pustyni, pośród zgliszcz i ruin starych świątyń wyłania się światło nowej jutrzenki. Tę nową możliwość dostrzega Szestow w porządku wiary. „Nieskutecznemu Rozumowi" przeciwstawia Wiarę w Boga i w nieśmiertelność indywidualną, a więc w to właśnie, czego rozum — głoszący, iż wszystko, co miało początek, musi mieć też koniec — nie jest w stanie pojąć. „Jedyne prawdziwe wyjście — pisze — jest tam właśnie, gdzie nie ma wyjścia dla sądu ludzkiego. Inaczej na cóż potrzebowalibyśmy Boga? Człowiek zwraca się ku Bogu tylko po to, by osiągnąć niemożliwe. Jeśli idzie o to, co możliwe, wystarczają ludzie." Bóg Szestowa pod żadnym względem nie przypomina jednak arcydoskonałej istoty, stanowiącej jedynie sankcję wiecznego kosmosu, w jaką nakazywała wierzyć tradycyjna racjonali-styczna teologia chrześcijańska. Grecko-rzymski świat, przyjmując chrześcijańską wiarę w objawienie, wcale nie oczekiwał nowej nieznanej prawdy, lecz tylko potwierdzenia, autorytatywnego i nie dopuszczającego żadnych wątpliwości potwierdzenia prawdy znanej mu od dawna. Filozofia nigdy nie była, wbrew zapewnieniom średniowiecza, ancilla theologiae, wręcz przeciwnie, teologia zaakceptowana została dopiero po spełnieniu jednego bezwzględnego warunku: absolutnego
16
posłuszeństwa względem filozofii. Już na samym więc początku triumfalnie ogłosiła, że Bóg na górze Synaj obwieścił tę samą prawdę, którą wysławiali starożytni mędrcy. Wysiłki wszystkich następnych pokoleń skoncentrowane były na tym, by ograniczyć pierwotną i niepojętą dla umysłu ludzkiego samowolę Nieba i podporządkować ją prawom Ziemi, tzn. Boga uzależnić od przedwiecznych praw Rozumu. Zinterpretowanie wiary w racjonalnych kategoriach zasadniczo wypaczyło jej sens. Szestow przywoła słowa Kierkegaarda, że „wiara zaczyna się tam, gdzie kończy się myślenie", za Tertułianem zaś głosić będzie: credo, quia ineptum1. Próby sprzymierzenia Aten i Jerozolimy, tj. helleńskiego logosu i wschodniego objawienia, podejmowane od chwili kiedy te dwie obce potęgi zderzyły się ze sobą, powieść się nie mogą. Drogi ich nie zejdą się nigdy, ponieważ to, co dla Aten jest szaleństwem, dla Jerozolimy jest mądrością, co dla Aten — fałszem, dla Jerozolimy — prawdą. Bóg Szestowa, tak jak i Pascala, jest Bogiem Abrahama, Izaaka, Jakuba, a nie bogiem filozofów, uczonych i moralistów. Aby Go odnaleźć, wyrwać się trzeba z granic rozumu i rzucić bez wahania w bezdenną przepaść absurdalnej wiary, która jest jedynym źródłem prawdy i sensu istnienia. Zobaczyć
1 usłyszeć Go może jedynie indywidualny, poszczegól
ny człowiek, i to ten tylko, kto wyrzeknie się wszy
stkiego, co podsuwała mu jako jedyne możliwe credo
tradycja filozoficzno-teologiczna. Królestwo Boże leży
poza wszelkimi ludzkimi racjonalnymi kategoriami, po
za dobrem i złem, poza prawdą i fałszem. Przed trybu
nałem Boga tracą swą moc wszelkie zasady i w proch
się rozsypują najgłębsze i najbardziej niewzruszone
podstawy naszej wiedzy. I nie tylko unicestwieniu ule
ga znaczenie tych wartości, które ceniliśmy dotąd, ale
nowego sensu nabierają również te, którymi gardzili
śmy do niedawna. Decydującym rozstrzygnięciem jest
dla Szestowa interpretacja biblijnego podania o grze
chu pierworodnym. Drzewo poznania nie jest drzewem
życia, jak twierdzi tradycja racjonalistyczna. Biblijna
przypowieść mówi coś zupełnie innego. Zerwanie jabł-
1 Wierzę, ponieważ jest to niedorzecznością (łac).
2 — Dos.tOjewskl i Nietzsche... 17
ka z drzewa poznania oddaliło nas od Boga. Poznanie jest złem, które paraliżuje naszą wolność i zamyka nas w klatce własnego rozumu. Człowiek, ulegając infer-nalnej pokusie, stał sią co prawda istotą rozumną, ale jednocześnie ograniczoną i śmiertelną. Należy więc odrzucić poznanie i wiedzę, wyrzec się możliwości odróżniania dobra i zła, prawdy i fałszu. Soła fide — tylko wiarą osiągnąć można zbawienie, które jest ostatecznym przebudzeniem. Przed każdym człowiekiem stoi zatem alternatywa: wiedza albo życie, konieczność albo wolność, rozum albo wiara. „Jesteśmy umieszczeni — pisze Szestow — między dwoma «szaleństwami», między szaleństwem rozumu, dla którego «prawdy» są prawdami ostatecznymi, skończonymi, wiecznymi i o-bowiązującymi wszystkich, a szaleństwem Kierkegaar-dowskiego «Absurdu», ośmielającego się'podjąć walkę, która na podstawie rozumu i oczywistości — nie jest możliwa, z góry skazana na upokarzającą klęskę... W tym punkcie, w którym filozofia spekulatywna widzi kres wszelkich możliwości i pokornie opuszcza ręce, filozofia egzystencjalna rozpoczyna wielką i ostateczną batalię." I trzeba przyznać, że w swej postawie był Szestow niezwykle konsekwentny. Wybierając bez wahania jedną z alternatywnych możliwości, odrzucając wiedzę i bez reszty oddając się wierze, nie cofnął się przed krańcowym paradoksem, jaki zawiera się w jego koncepcji indywidualnej wolności. Autentyczna wolność ludzka realizować się może tylko przez odżegnanie się od wiedzy, przez podporządkowanie myśli — rzeczywistości, poznania — życiu. Jest to „wolność ignorancji" totalnej, wolność do niewiedzy, utracona w raju przez pierwszego człowieka. „Sokratejska wiedza o niewiedzy, Spinozjański trzeci rodzaj poznania, Kantowski rozum, chciwie zdążający ku powszechnym i koniecznym sądom, nigdy nie oswobodzą człowieka ze stanu sennego odurzenia i nie zwrócą mu jego utraconej wolności, tj. wolności niewiedzy, wolności od wiedzy... Dopóki nie wyrwiemy się z władzy Sokratejskiej wiedzy, dopóty nie odzyskamy wolności do niewiedzy, dopóty będziemy niewolnikami owego strasznego opętania, które przeobraża człowieka z res cogitans w asinus turpissimus." Skok w nicość niewie-
18
dzy jest ostateczną konsekwencją maksymalistycznej postawy człowieka tragicznego.
iv
Myśl Szestowa błąka się między biegunem rozpaczy a biegunem nadziei. Nie zna pewności, bo nie widzi kresu drogi, jaką przemierza. Wiara, której poszukuje autor Kontemplacji i objawienia, nie jest „ziemią obiecaną" Abrahama, gwarantującą odpoczynek i ukojenie. Jest raczej bezkresną pustynią rozpaczy, na której niekiedy, na mgnienie oka jedynie, rozbłyskuje promień nadziei, równie gwałtownie i nieoczekiwanie zapalając się, jak i gasnąc. Aby jednak w ogóle móc ujrzeć światło nadziei, trzeba właśnie zamieszkać na bezdomnej pustyni beznadziejności. Trzeba opuścić się na samo dno otchłani, by w nieprzeniknionych ciemnościach i niczym nie zmąconej ciszy oczekiwać na łaskę nadziei. De profundis ad te ćlamavi, Domine. Droga do prawdy wiary wiedzie nieodwołalnie przez „podziemie" i „katorgę". Na „katorgę" nikt jednak nie udaje się dobrowolnie. Istnieje dziedzina doświadczenia — powiada Szestow — która nie zna ochotników. Znaczna część jego filozoficznej twórczości poświęcona jest właśnie szczegółowym badaniom tej dostępnej tylko nielicznym sfery ludzkiego doświadczenia. O tym też traktuje jedna z pierwszych książek Szestowa: Dostojew-ski i Nietzsche. Filozofia tragedii. Analityczny, drobiazgowy opis duchowego pogromu, jaki stał się udziałem Dostojewskiego i Nietzschego, pogromu, który zmusił ich do porzucenia wszystkich dawnych poglądów i przekonań, do przewartościowania wszystkich wartości, do unicestwienia dotychczasowych nadziei, który rzucił ich w otchłań rozpaczy i sprawił, że w całkowitej samotności, opuszczeni przez bliskich i drogich ludzi, musieli stanąć nagle oko w oko z nową rzeczywistością — oto główny temat tej książki. Ów moment totalnego przeobrażenia wewnętrznego, „kiedy nadzieja umiera, a żyć trzeba dalej, i to wiele lat jeszcze", staje się od tej chwili centralnym punktem namysłu Szestowa. Podobnych doświadczeń, stanowiących źródło nowej filozofii — filozofii tragedii, doszukiwać się
19
będzie później w twórczości Ibsena i Szekspira, Cze-chowa i Pascala, Lutra i Kierkegaarda.
Pierwszym nauczycielem, który wtajemniczał Szesto-wa w arkana problematyki filozoficznej, był Szekspir. Jemu też poświęcił swoją wczesną książkę Szekspir i jego krytyk Brandes, słusznie nazwaną przez kryty- ków „jedynym dogmatycznym dziełem Szestowa", w niczym bowiem nie przypomina ona jego późniejszych utworów. Poszukiwania etycznej sankcji, usprawiedliwiającej przypadkowość i absurdalność egzystencji indywidualnej — przewodnia intencja tej książki — wkrótce zostaną porzucone. Stanie się to za sprawą lektury dzieł Nietzschego. Wiele lat później podczas rozmowy z Benjaminem Fondane wspominać będzie Szestow wstrząsające wrażenie, jakie wywarło na nim pierwsze spotkanie z tekstami niemieckiego filozofa: „Nie mogłem zasnąć i szukałem argumentów, aby prze- ciwstawić się tej myśli potwornej, okrutnej. Oczywiście Przyroda jest bezlitosna, obojętna. Niewątpliwie zabija z zimną krwią, bez mrugnięcia okiem. Lecz myśl nie jest Przyrodą. Nie ma żadnych podstaw sądzić, aby zamierzała również zabijać słabych, poszturchiwać ich, by pomóc Przyrodzie w jej strasznym dziele. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje... W tym momencie w ogóle nie znałem Nietzschego. Nic nie słyszałem o jego życiu. Potem, chyba w wydaniu Brockhausa, przeczytałem o nim krótką notkę biograficzną. On także należał do tych, z którymi Przyroda rozprawiła się okrutnie i bezwzględnie: poznała, że jest słaby, i zdruzgotała go. Tego dnia zrozumiałem". Krok po kroku śledzi Szestow duchowy dramat Nietzschego, starając się dotrzeć do najgłębszych motywów, które skłoniły autora Wiedzy radosnej do porzucenia ideałów młodości i wypowiedzenia wojny całej tradycji filozoficznej. Początkowo nic tragedii nie zapowiada. Pierwsze książki Nietzschego nie odbiegają od powszechnie akceptowanych reguł, służą „dobru" i „rozumowi" tak, jak wymaga tego wielowiekowa mądrość ludzkości. Nie istnieją dla ich autora żadne pytania bez odpowiedzi, dla wszystkiego, co problematyczne, znaleźć można rozwiązanie, wystarczy tylko w tym celu wysłuchać rady wszechwiedzącego i wszechmocnego sędziego. Im
20
jednak uważniej wsłuchuje się Nietzsche w głos Rozumu, tym bardziej oddala się od samej rzeczywistości, aż do całkowitego zignorowania jej. W momencie gdy należałoby spodziewać się nagrody za całą dotychczasową działalność, odepchnięta rzeczywistość podsuwa mu nagle jedno małe pytanie o sens jego własnej jednostkowej egzystencji. „Kiedy poraził go grom — pisze Szestow — niebo było nad nim jasne i czyste, nie oczekiwał niebezpieczeństwa, był ufny i spokojny jak małe dziecko." Zaczyna się dramat. Okazuje się bowiem niespodziewanie, że „żadna harmonia, żadna idea, żadna miłość i łaska, słowem, nic z tego, co od starożytności po czasy dzisiejsze wymyślali mędrcy, nie jest w stanie usprawiedliwić bezsensu i absurdu w losie poszczególnego człowieka". Opuszcza Nietzschego wszystko, w co święcie wierzył do tej pory, a co najważniejsze, porzuca go również to, czemu służył najwierniej: „rozum i dobro". Dopóki mógł obejść się bez pocieszenia z ich strony, dopóty obdarzały go hojnie swymi przywilejami; kiedy wszystko zostało mu odebrane, i one zniknęły dyskretnie i niepostrzeżenie. O-kazały się całkowicie bezsilne, gdy można było spodziewać się po nich największego przejawu siły. Cóż więc warta jest cała mądrość ludzka, filozofia, nauka, etyka, skoro nie potrafi odpowiedzieć na najważniejsze pytanie, cóż warte są wszystkie idealistyczne rozwiązania, skoro nie potrafią uchronić jednostki przed naporem rzeczywistości?! Od tej chwili staje się Nietzsche bezwzględnym krytykiem wszystkiego, w co tak bezgranicznie wierzył dotąd, a jego niszczycielska pasja jest tym większa, im bardziej niezachwiany wydawał mu się przedmiot jego dawnej wiary. Jednocześnie zjawiska problematyczne, zagadkowe, nierozstrzygalne znajdują w nim płomiennego apologetę. Ostatnie wszak słowo filozofii tragedii brzmi: „Szanować wielkie nieszczęście, wielką brzydotę, wielkie chybienie!.,. Nie przenosić wszystkich okropności życia w dziedzinę Ding an sich, poza granice syntetycznych sądów a priori, lecz szanować!" Duchowym sojusznikiem Nietzschego w jego nieprzejednanej walce z prawdami Rozumu i prawami Konieczności był Dostojewski. U źródeł twórczości autora Braci Karamazow leży, zdaniem Szesto-
21
wa, kongenialne doświadczenie rozpaczy i totalnego przewartościowania wszystkich otrzymanych w spadku wartości. O ile obiektem destrukcyjnych dążeń Nie-tzschego była przede wszystkim etyka, ograniczająca swymi odwiecznymi kategoriami „dobra" i „zła" wolność indywidualną, o tyle nihilistyczne intencje Do-stojewskiego kierują się zwłaszcza w stronę nauki, w równie despotyczny sposób krępującej jednostkę kategoriami „prawdy" i „fałszu". Faktycznym zaś przedmiotem napaści jednego i drugiego jest Rozum i ra-cjonalistyczna wizja świata. Co dało Rozumowi prawo — pytają obaj — osądzać wedle swej woli wszystko, samemu nie podlegając żadnemu osądowi, stanowić ostateczną sankcję wszystkiego, samemu nie mając żadnej sankcji nad sobą? Skąd jego imperatorskie prerogatywy?
Katorga nie skończyła się dla Dostojewskiego w chwili, gdy po czterech latach zesłania zatrzasnęły się za nim więzienne bramy. Przez cały ten trudny okres towarzyszyła mu wiara, która była podstawowym impulsem jego dotychczasowej twórczości, wiara w świętość ideałów „sumienia i rozumu", nakazująca wykorzystanie wszystkich sił w służbie u „zahukanego, marnego człowieka", Jedynie nadzieja na powrót do dawnego życia pozwoliła autorowi Biednych ludzi przetrwać katorgę. I oto teraz, gdy po długich latach oczekiwania otworzyła się wreszcie możliwość urzeczywistnienia wzniosłych marzeń młodości, co więcej, gdy marzenia zaczęły przybierać realne kształty, Dostojewski spostrzega ze zdumieniem, że ideały te są równie zniewalające jak więzienne kajdany. Koszmarny sen śni się nadał. Przełomowym momentem w jego twórczości, momentem, w którym po raz pierwszy znajduje wyraz to niezwykłe odkrycie, są, twierdzi Szestow, Notatki z podziemia, „ów rozdzierający krzyk przerażenia, wyrywający się z duszy człowieka, który uświadomił sobie nagle, że kłamał całe życie, że udawał tylko, kiedy wierzył sobie i innym, iż najwyższym celem istnienia jest służenie marnemu człowiekowi". Jeśli kiedykolwiek napisana została Krytyka czystego rozumu, to nie Kant był jej autorem, lecz Dostojewski Dzieło królewieckiego myśliciela było w rzeczy samej
22
apołogią rozumu, autentyczną zaś krytyką, która kończy tysiącletnie panowanie samozwańczego władcy ludzkości, są Notatki z podziemia. Zamierzenie Kanta zostało przekreślone już w punkcie wyjścia, przy-* jął on bowiem na wstępie bezkrytyczne założenie istnienia koniecznej i powszechnej wiedzy w postaci czystej matematyki i czystego przyrodoznawstwa i zapytał jedynie o warunki możliwości naukowej metafizyki. Jeśli postępowanie Kanta, zauważa Szestow, miałoby rzeczywiście dokonywać się pod znakiem krytyki, jeśli chciał on naprawdę przebudzić się z dog-mat/cznej drzemki, to zupełnie inne pytanie powinno zostać postawione — pytanie o status ontologiczny samych nauk „pozytywnych": skąd czysta matematyka i czyste przyrodoznawstwo czerpią swe uzasadnienie, czy mają prawo wiedzą nazywać to, co przedkładają nam jako wiedzę, i czy to, o istnieniu czego zapewniają nas w tak kategoryczny sposób, nie jest czasem ułudą i iluzją? I to pytanie, godzące w rzeczy samej w niepodważalność wyroków Rozumu, sformułował dopiero Dostojew-ski. Wyznaczyć „granice możliwego doświadczenia" — takie zadanie kierowało poczynaniami Kanta i stało się dewizą całej późniejszej filozofii. Dostojewskiemu „granice" te jawią się czymś znacznie bardziej zniewalającym niż więzienne mury, które właśnie opuścił. Ponad nimi dostrzegalny był wszak maleńki skrawek nieba, poza „granicami możliwego doświadczenia" natomiast nie widać już nic. Notatki z podziemia są odkryciem, że granice takie, ustalone przez niewolnicę Rozumu — naukę, nie istnieją, że nie ma również żadnych wiecznych praw i zasad zabezpieczających te granice. „W miejsce zastępu wolnych, niewidzialnych, indywidualnych i kapryśnych duchów — powiada Szestow za Dostojewskim — którymi mitologia zasiedliła świat, nauka stworzyła nowy świat widm — widm koniecznych i niezmiennych, w którym chciała widzieć ostateczne przezwyciężenie starożytnych przesądów." Wraz z zawieszeniem rozstrzygnięć Rozumu, z unieważnieniem naukowego obrazu świata — po dokonaniu tej iście fenomenologicznej redukcji — wkraczamy do królestwa samowolnego, drwiącego ze wszystkich świę-
23
tości kaprysu, królestwa, w którym nic nie znaczą już nasze kategorie „prawdy" i „fałszu", „dobra" i „zła", w którym wszystko jest jednakowo możliwe i niemożliwe. W miejsce racjonalistycznej, konserwatywnej, krępującej filozofii przeciętności pojawia się filozofia „podziemnego człowieka" — filozofia tragedii.
Cała twórczość Dostojewskiego skoncentrowana jest na beznadziejnej walce z odwieczną zasadą Rozumu mówiącą, iż dwa razy dwa równa się cztery: zawsze, wszędzie i dla wszystkich. Jego późniejsze wielkie powieści kontynuują jedynie i rozwijają w wielu wariantach główną myśl Notatek z -podziemia. Walka ta nie toczy się jednak w ramach obwarowanego określonymi regułami racjonalnego dyskursu, tradycyjnej filozoficznej polemiki — Dostojewski jest zbyt przenikliwy, by potykać się z Rozumem na jego własnym terenie, za pomocą jemu tylko właściwej broni. Bohater Notatek rzadko posługuje się logiczną argumentacją, niezbitym dowodom swego śmiertelnego wroga przeciwstawia śmiech, drwinę, ironię i szyderstwo. Język rozpaczy nie pokrywa się z językiem nadziei. Wiedział o tym doskonale również Nietzsche, dla którego myśleć znaczyło „dręczyć się, męczyć, wić w konwulsjach", który podobnie jak Dostojewski odwraca starą dewizę Spinozy: nie intelligere, lecz ridere, lugere i de-testari. Tylko takim sposobem zapewnić można sobie zwycięstwo w tej walce. Dlatego też wbrew wszystkim oczywistościom, wbrew wszelkim wymaganiom „sumienia i rozumu", na przekór filozofii „przeciętności" obaj z równie wielką pasją i stanowczością ogłaszają aroganckim i dumnym tonem „nową wielką deklarację praw podziemnego człowieka": pereat mundus, fiam!
Nie można traktować książki Szestowa o Dostojew-skim i Nietzschem jako naukowej wykładni ich światopoglądów. Autorowi, który jawnie oświadczał, iż jedyną „wskazówką" metodologiczną będzie dla niego „samowola...", choć nie całkiem przecież dowolna, obce było narzucanie sobie tego typu rygorów. Interpretowane zjawiska traktował instrumentalnie, wykorzystując je jako medium dla własnej wypowiedzi filozoficznej. Dlatego też w Dostojewskim, o którym mó-
24
wi, więcej jest w istocie samego Szestowa, więcej jego własnych myśli i sądów niż przekonań autora Zbrodni i kary. To samo odnieść można do jego wizji filozofii Nietzschego, Kierkegaarda i innych, o których pisał. Często zarzucano mu z tego powodu swoistą „sze-stowizację" badanych fenomenów i choć ironicznie odpierał ów zarzut twierdząc, że powinien rozdąć sie z próżności, gdyby rzeczywiście był autorem tego wszystkiego, co napisał, to zarzut ten pozostaje jak najbardziej prawomocny. Łatwo również zauważyć, że utożsamia np. przekonania Dostojewskiego z poglądami „podziemnego człowieka", Raskolnikowa czy Kiriłowa, negliżując w ten sposób całą skomplikowaną polifo-niczność jego dzieł. Analogiczny zabieg stosuje w odniesieniu do Nietzschego i jego Zaratustry. Pamiętać trzeba jednak, że Szestowowi ze względu na własne zadania twórcze znacznie bardziej zależy na wyartykułowaniu poglądów bohatera Notatek z podziemia bądź Zaratustry niż samego Dostojewskiego czy Nietzschego. I choć jest to paradoks, jakże jednak właściwy tej refleksji, to dla autora Filozofii tragedii nie Dostojew-ski wypowiada się ustami „podziemnego człowieka", lecz dokładnie na odwrót: bohater Notatek znajduje swego orędownika w osobie Dostojewskiego. Nie jedyny to paradoks filozofii Szestowa. Inny, znacznie poważniejszy w skutkach, kryje się w samej sytuacji myśliciela, który zdecydował się na walkę z myślą, który jako filozof właśnie wypowiedział wojnę filozofii, a więc antynomiczność położenia tego, kto walcząc z Atenami w imię Jerozolimy, mieszka i żyje w Atenach. Ratuje się Szestow z tej opresji jak tyiko może, uciekając się do aforystycznej formy wypowiedzi, do logiki Kierke-gaardowskiego „Absurdu", do poetyckiej metafory i romantycznej ironii. Mimo beznadziejności swej sytuacji nie chce pogodzić się z porażką, nakłania do buntu w chwili, w której wszystko, wydawałoby się, wskazuje na to, iż musi on zakończyć się nieuchronną klęską. I ponawia swój absurdalny akt rozpaczy z wytrwałością Syzyfa. Dlatego też filozofia Szestowa tak daleka jest od przekazywania gotowych „prawd" odnalezionych na końcowym etapie dociekań. Nie przypomina dialogu, w którym każdemu pytaniu towarzy-
25
szy odpowiedź. Jest raczej nieustannym pytaniem i relacją z własnych gorączkowych poszukiwań. W jej słowniku nie figuruje termin „pewność", nawet w odniesieniu do Wiary, którą przeciwstawia Rozumowi. Zalicza się Szestow do tych myślicieli, o których w książce o Dostojewskim i Nietzschem pisze: „Poszukują światła, lecz nie są pewni, czy to, co wydaje im się źródłem światła, jest nim rzeczywiście, czy nie jest czasem złudnym migocącym płomyczkiem lub, co gorsza — halucynacją rozstrojonej wyobraźni".
Gdy spróbujemy zapomnieć na chwilę o utartych schematach historyczno-filozoficznych i z perspektywy „wielkiej i ostatecznej walki" Szestowa rzucić okiem na dzieje nowożytnej filozofii, będziemy mogli dostrzec pewną charakterystyczną tendencję. Zauważymy wówczas periodyczność pojawiania się określonego stylu filozofowania, odbiegającego znacznie od tradycyjnie przyjętego. Postawa taka, negująca racjonalność ludzkich dążeń i odrzucająca rozum jako źródło poznania i wiedzy, uobecnia się po raz pierwszy w czasach nowożytnych w refleksji Pascala. Symbolicznie więc nazwać ją możemy „postawą Pascala". W stuleciu następnym nawiąże do niej J. J. Rousseau, potem zaś przerwany wątek kontynuować będą Kierkegaard i Nietzsche. W naszym wieku najbardziej konsekwentnie rozwija ją Lew Szestow. Każda epoka ma swojego Pascala. Symptomatyczne jest, kiedy buntowniczy i ignorancki „Pascal" pojawia się na scenie filozoficznego dramatu. Otóż wtedy właśnie, gdy kult racjonalności dosięga zenitu, gdy struktura rzeczywistości przypominać zaczyna precyzyjnie skonstruowany system, w którym brak miejsca dla niczym nie zdeterminowanego wyjątku, gdy filozofia za wszelką cenę usiłuje stać się „nauką ścisłą". Wystarczy nawet pobieżnie zapoznać się z intelektualną atmosferą czasów Pascala, Rousseau, Kierkegaarda, Nietzschego i Szestowa, by się o tym przekonać. Kiedy więc Rozum uzurpuje sobie miano absolutnego jedynowładcy i wszyscy w pokorze na twarz przed nim padają, nie śmiąc nawet spojrzeć w oblicze imperatora, nagle zjawia się ktoś, kto w arogancki
26
i szyderczy sposób próbuje podać w wątpliwość jego niepodważalne wyroki i wskazać na drugą, irracjonalną sferę ludzkiego bycia w świecie, nieprzenikliwą i niedostępną racjonalnemu poznaniu. Przeważnie zajmuje stanowisko biegunowo opozycyjne i nierzadko wikła się ze względu na swą jednostronność w różnorakie sprzeczności i antynomie. Błędem byłoby wszakże ignorować i niedoceniać go z tego powodu choćby dlatego, że jego bunt składa się również na samowiedzę epoki, w której przyszło mu wieść swą samotną walkę. Nie idzie tu o szczegółową analizę „postawy Pascala" — ma ona wymowę przede wszystkim symboliczną. Warto jednak zwrócić uwagę na jedną myśl, którą usiłuje na wiele sposobów wyrazić każdy, kto przyjmuje tę postawę. Powiada on mianowicie, że rozum jest wielką rezygnacją z tego, czego rozumem objąć się nie da.
Cezary Wodziński Warszawa, grudzień 1983