Ich dwoje / 14 grudzień 2007
Wiesław Łukaszewski
Ludzie spotykają się, chcą siebie, mówią: "ten i tylko ten", "bez niej nic nie ma sensu", a potem - zdarza się - czas jakiś mija i już siebie nie chcą, stwierdzają, że to już nie ma sensu. Rozstają się. Albo dalej żyją razem, płacąc za to nieraz wysoką emocjonalną cenę.
Jedni przeżywają z sobą cale życie, bo chcą być razem i nie wyobrażają sobie, że może być inaczej; inni pozostają z sobą, bo nie umieją się rozstać, jeszcze inni czasem po tygodniach czy miesiącach, a czasem po latach idą każde w swoją stronę. Lew Tołstoj powiedział, że wszystkie rodziny szczęśliwe są do siebie podobne, zaś rodziny nieszczęśliwe są nieszczęśliwe każda na swój sposób. Istotnie, na ogół początki związków emocjonalnych prawie zawsze są do siebie podobne, zakończenia bywają różne. Nic będziemy się tutaj zajmować najczęstszymi przypadkami - kilkudniowymi fascynacjami i szybkimi rozstaniami. To osobna kwestia, bardzo interesująca, ale mniej istotna w naszych rozważaniach. Zajmiemy się raczej związkami o bardziej trwałym charakterze, które przecież powstają z eksplozji uczuć pozytywnych, a rozpadają się z powodu kłębiących się emocji negatywnych. Wyjaśniając okoliczności rozstań ludzi, zazwyczaj odwołujemy się do dwóch kategorii argumentów. Po pierwsze, do argumentu konieczności: „muszę", „nie mam innego wyjścia", „tak dalej być nie może" itd. Po drugie, odwołujemy się do argumentu wolności: „chcę zmienić moje życie", „to jest lepszy wybór", „chcę tego, bo nareszcie poczułam się doceniona" etc. Wprawdzie granice między subiektywną koniecznością i subiektywną wolnością nie są wcale takie czyste, jak myślimy na co dzień, podział ten dla wygody warto zachować.
Czasopisma kobiece, a zwłaszcza listy do tych czasopism pełne są opowieści o powodach, dla których „już nie możemy być razem". Są to opowieści o niespełnieniu, o porażce, o rezygnacji z prób poprawienia czegoś w istniejącym związku. Opowieści te, nieraz dramatyczne, zawierają zupełnie realne najczęściej dobrze zrozu miałe powody, dla których ludzie się rozstają: to przemoc, alkohol, zdrada.
Badania socjologiczne prowadzone w latach 70. w okręgach przemysłowych (m.in. w Lubinie, Koninie, Turoszowie), a dotyczące losów kobiet, pokazały, że pozostawały one w dużej zależności od mężczyzn. Kobiety pytano m.in. o ich wyobrażenie idealnego męża. U bardzo wielu kobiet ideał ten sprowadzał się do trzech kategorii: nie pije, nie bije i daje pieniądze na życie. Prowadzone przez nasz zespół pod koniec lat 80. badania psychologiczne, w których dzieci wiejskie pytano m.in. „po czym poznaje się, że ktoś jest dorosły?" przyniosły również i taką odpowiedź: dorosłego poznaje się po tym, że pije, że bije i że jest zmęczony. Taki wzorzec postępowania dość jasno uzasadnia niechęć do pozostawania razem i pragnienie ucieczki czy innej formy izolacji. Tylko uznanie wyższej konieczności lub całkowita zależność i bezradność mogą skłaniać ludzi do pozostawania w tak destruktywnych związkach.
Często powodów rozstań upatruje się w oczekiwaniach, których albo jedna ze stron nie spełnia (choć je dobrze zna), albo które jedna ze stron wyraża, a druga lekceważy. Rozczarowanie z powodu braku dziecka jest bodaj najbardziej dramatycznym przypadkiem niespełnionych oczekiwań. Ale są też inne, bardziej błahe. Tak więc, domaganie się szczególnych świadczeń w seksie może być traktowane przez drugą stronę jako przejaw aberracji lub rozwydrzenia. Często np. dotyczy to seksu oralnego, czasem częstotliwości kontaktów seksualnych. Rozczarowania mogą dotyczyć wielu innych rzeczy, także zupełnie (obiektywnie) nieważnych: po której stronie lustra w łazience ma leżeć szczotka do zębów, zostawiania brudnych popielniczek itp.
Rozczarowanie wynikające z niespełnienia oczekiwań często bywa siłą bardzo destruktywną. „Spodziewałam się, że Stefan choć trochę zajmie się dziećmi, a on tylko przy telewizorze siedzi", „Myślałem, że Mariola choć trochę będzie interesować się tym, co ja robię w pracy, a tymczasem ona tylko gada przez telefon". Rodzi się pretensja, żal, a co za tym idzie czujność w kwestiach dotyczących spełniania oczekiwań. Osoba doznaje zranienia, przeżywa zawód; jej partner lub partnerka stają się przyczyną i źródłem cierpienia. Najpierw pojawia się „bo ty...", potem sakramentalne „bo ty znowu..", a potem jeszcze bardziej sakramentalne „bo ty zawsze...". Jest rzeczą interesującą, że ranga rozczarowania ma tu mniejsze znaczenie. Równie dobrze może dotyczyć to drobiazgu, jak i sprawy życiowej. Wygląda na to, że emocjonalne efekty rozczarowań sumują się, aż mogą osiągnąć wartość krytyczną wymagającą działań naprawczych, a co najmniej oczyszczających emocjonalnie. Czasem będą to „rozmowy o nas", ale - jak wiadomo - nie zawsze przynoszą one ukojenie. Czasem będzie to koniec związku.
Wiele nieważnych, wręcz absurdalnych oczekiwań, jeśli nie zostanie spełnionych, staje się źródłem konfliktów, rosnącego niezadowolenia, czasem nawet uprzedzeń. Wtedy każde nieomal zachowanie może być źródłem rozczarowania i negatywnych emocji („za głośno oddychasz").
Zazdrość i podejrzliwość partnerów to kolejne powody: „Gdzie byłeś?" „Co robiłaś?" „Kto do ciebie dzwonił?". Słowem, życie w atmosferze przesłuchań wprost zmierzających do udowodnienia winy oczywistej.
Podejrzliwość, nieufność, zazdrość to uczucia destruktywne dla wszystkich. Dla podejrzewającego i pełnego zazdrości, jak i dla obiektu jego podejrzeń, ale także dla otoczenia tych ludzi. Dla pierwszego, bo jego uwaga jest skupiona nieomal wyłącznie na dostarczaniu sobie samemu i partnerowi dowodów jego niewierności czy nieuczciwości, a potem na obracaniu wszystkiego przeciw niemu. Dla obu stron musi być źródłem wielu cierpień. Dla podejrzanego i osaczanego zazdrością wcale nierzadko jest to powód do podjęcia prób potwierdzania podejrzeń partnera. Badania nad tzw. etykietowaniem ludzi ładnie pokazują gotowość do potwierdzania otrzymywanych etykiet. W badaniach, w których informowano badanych, że mają skłonność do agresji, stwierdzono większe prawdopodobieństwo zachowań agresywnych niż w grupie kontrolnej. Jeżeli innych badanych informowano, że mają skłonność do pomagania innym, częściej niż badani z grupy kontrolnej zachowywali się prospołecznie. Etykiety przydzielano losowo.
Podejrzliwość i zazdrość partnera skłaniają też do różnych sposobów ucieczki, np. do kłamstwa. Jest to wyniszczający układ, w którym wiele osób nie potrafi wytrzymać zbyt długo.
Wspomnieć tu warto o lęku przed oceną ze strony partnera. Badania amerykańskie pokazują, że obawy przed negatywną oceną skłaniają jedną lub obie strony do narzucania sobie swoistej cenzury zachowań w obecności partnera i rezygnacji z takiej cenzury pod nieobecność partnera. Oznacza to w istocie dwie rzeczy: prowadzenie czegoś w rodzaju podwójnego życia oraz utratę autentyczności. Pociąga to za sobą konieczność stałej czujności, przeżywania ciągłych napięć, co w dłuższej perspektywie musi być męczące, a nawet niszczące.
Innym, dość rzadko zauważanym, choć wcale nierzadkim, powodem rozstań z tzw. konieczności jest wyczerpanie, wypalenie, bezradność, skrajne zmęczenie, brak sił. Stan taki pojawia się najczęściej wtedy, gdy człowiek traci kontrolę nad konsekwencjami własnego zachowania. Pojawia się także wtedy, gdy nie ma dość zasobów intelektualnych, emocjonalnych czy innych, aby zrozumieć sytuację i poradzić sobie z nią. Przygniatający ciężar takiej sytuacji, fiksacja na kłopotach -sprawiają, że człowiek robi się głupszy (mniej wydolny i mniej sprawny umysłowo), staje się skłonny do przeżywania tylko emocji negatywnych, w dodatku emocji pasywnych, najczęściej smutku (czasem przechodzącego w złość), wreszcie ma mniej motywacji do działania. Mniej potrafi wymyślić, mniej umie wyrazić, mniej jest w stanie zrobić. W skrajnych warunkach ludzie osiągają taki poziom obojętności, że graniczy on wręcz z psychiczną ślepotą: jest im wszystko jedno gdzie są, z kim są, nierzadko zatem uciekają, choć często nie wiedzą dokąd.
Jest jednak ta druga grupa par rozstających się. Na pozór są to pary dobrze dobrane, szczęśliwe, wszystko im się układa, a związki rozpadają się w lawinowym tempie. Ludzie nie chcą być dalej z sobą, choć brak jest oczywistych (dla obserwatorów) okoliczności zmuszających do rozstania.
W wyjaśnianiu takich zjawisk najczęściej wskazuje się na pojawienie się tego drugiego, czy tej drugiej. Ten drugi (ta druga) - wiadomo - pokocha cię czulej. To wyjaśnienie bywa często wystarczające. Niestety, rzadko jest w pełni prawdziwe. Bo ten drugi, ta druga, równie często są przyczyną kłopotów w związkach ludzi, jak i skutkiem tych kłopotów. Najczęściej są i jednym, i drugim. Ten drugi, ta druga, na ogół trafiają (najczęściej nieintencjonalnie) w pragnienia i niezaspokojone potrzeby: „troszkę miłości", „troszkę uznania", „chciałabym być wreszcie zrozumiana", „chciałbym mieć coś dla siebie z tego życia". Jeśli pojawi się inny partner, który da troszkę miłości i uznania, który potrafi odkryć i spełnić ukryte pragnienia, wtedy łatwo staje się alternatywą dla dotychczasowych partnerów. To, jak się wydaje, terytorium łowieckie oszustów matrymonialnych. W ramach badań nad stereotypami prowadziliśmy w naszym zespole badania nad stereotypem oszusta matrymonialnego. Pytaliśmy kobiety, jakie cechy posiada oszust matrymonialny i które z tych cech są ważniejsze od innych. Stwierdziliśmy, że cechuje się on kilkoma ważkimi właściwościami: (a) przejawia wyraziste zainteresowanie kobietą (tą i tylko tą kobietą); (b) jest dyskretny, wrażliwy i nie zadaje zbyt wielu pytań; (c) daje do zrozumienia, że ma złe doświadczenia z kobietami (jest ofiarą kobiecej nikczemności); (d) ma swoje tajemnice, a także (e) jest niepozornej urody. Kiedy innej grupie kobiet zadaliśmy pytanie o czas, jaki chciałyby spędzić z mężczyzną posiadającym takie cechy (oczywiście, nie mówiliśmy, że jest to portret matrymonialnego oszusta), wtedy okazało się, że jest to mężczyzna w porównaniu z innymi bardzo atrakcyjny dla kobiet. Badane kobiety chciałyby z opisanym mężczyzną spędzić cztery razy więcej czasu niż z mężczyzną typowym. Być może dlatego, że skuteczność oszustów matrymonialnych bierze się z zachowań, które gratyfikują ważne, niespełnione marzenia kobiet spragnionych uwagi i miłości.
Ten drugi (ta druga) staje się szczególnie atrakcyjny dla osób, które doświadczyły w swoim dotychczasowym związku nudy i znudzenia („Mój mąż, żeby nie wiem jak się starał, zawsze będzie mniej interesujący od ciebie"). Na tle dotkliwej i długotrwałej nudy ten drugi łatwo okazać się może źródłem odświeżających doznań, pobudzających odkryć w sobie samym i w innych. Poszukiwanie wrażeń, zwiększanie dawki doznań jednych skłania do wysokogórskiej wspinaczki, innych może skłaniać do poszukiwania nowych partnerów, nowych emocji. Bodźce związane z erotyką, a zwłaszcza z seksem, są szczególnie intensywnym i efektywnym źródłem pobudzeń. Badania holenderskie (C. Wuoters)dowodzą, że dokonuje się przemieszczenie (ściślej, wzrost) poziomu „głodu" w seksie. Ludzie chcą więcej i więcej. Brak tych bodźców spostrzegany jest jako źródło monotonii, nudy, pustki. Rzadko zdajemy sobie jednak sprawę, że nuda jest stanem naszego umysłu, a nie stanem otoczenia, w jakim żyjemy.
Znacznie rzadziej dostrzega się pewien ważny fenomen odkryty przez psychologię poznawczą, to mianowicie, że zmiana rodzi zmianę (F. Heider, K. Dąbrowski). Rzadko dostrzega się, że rozpad związków między ludźmi dokonuje się częściej wtedy, gdy wcześniej dokonały się zmiany w innych sferach życia partnerów, np. zmienił się wyraźnie status ekonomiczny, jeden z partnerów wyraziście awansował, zmienił się poziom wykształcenia jednej ze stron. Fakty takie, nawet jeśli dostrzegane, rzadko są trafnie interpretowane. ,Jak Stefan zrobił doktorat, to Mariola mu się od razu głupsza wydała", „Jak Mariola została wiceministrem, to od razu uznała, że Stefan jej nie dorasta". , Jak się wzbogacił, to natychmiast zaczął oglądać się młodszymi". Nie można, oczywiście, wykluczyć opisanych wyżej możliwości, ale najczęściej interpretacje takie wydają się dość płytkie. Z wiedzy o strukturze naszego doświadczenia wiadomo, że naruszenie jednego ważnego elementu, jednego schematu, powoduje zazwyczaj efekt domina. Pozostałe elementy muszą się teraz dopasowywać. Tymczasem zmiany w strukturze doświadczenia pociągają za sobą także zmiany sądów, postaw i zachowań. Choć z pozoru zmienia się niewiele, w rzeczywistości — z pewną przesadą mówiąc — nic nie jest już takie, jak było. To faza dezintegracji, która może zakończyć się pozytywnie, ale może być destruktywna. Często ofiarą przezwyciężania dezintegracji spowodowanej zmianą w jakimś ważnym fragmencie naszego „ja" padają związki między ludźmi. Być może zmianom podlegają elementy najsłabsze i najbardziej podatne na zmiany, wydaje się jednak, że nie zawsze tak być musi. Najważniejsze jednak jest to, że opisywany rodzaj zmian wcale nie musi odwoływać się do negatywnych emocji wobec partnera, wcale — przynajmniej w początkowej fazie - nie musi być skierowany przeciw partnerowi. Ale zmiana w ważnej dla „ja" sferze pociąga kolejne zmiany, powoduje wspomniany efekt domina. Kiedy wszystkie klocki domina odzyskają równowagę, albo też wtedy, gdy wszystkie się już przewrócą, cały układ - na inny, rzecz prosta, sposób — znów staje się stabilny.
Wydaje się, że nie należy też lekceważyć tak potężnej siły jak wyobraźnia, a zwłaszcza jej szczególnej odmiany - życzeniowego myślenia. „On tak na mnie patrzył", „Ona zachowuje się wobec mnie tak kusząco". „To bardzo interesujący mężczyzna", „To nadzwyczaj inteligentna kobieta". Pierwsze dwa zdania są przykładem skupienia uwagi na objawach i interpretowania ich — niestety nie wiadomo, czy trafnie — w sposób przychylny dla siebie. Zwykle prowadzi to do konstatacji: „Chyba jestem kimś ważnym dla niego", „Zostałem zauważony" (w domyśle — doceniony). Dwa drugie zdania bardzo często zawierają ukryte porównania. Oznaczają one zwykle: „To mężczyzna bardziej interesujący niż...", „To kobieta bardziej inteligentna niż...". Ile można zbudować scenariuszy i samopotwierdzających się hipotez na takich przekonaniach, nie wie nikt. Co więcej, przekonanie, że jest się obiektem zainteresowania ze strony Stefana, skłania do zainteresowania Stefanem. To może być początek spirali, a jej końcem może być rozpad poprzedniego związku. Wiele obserwacji wskazuje, że nawet wtedy, gdy nowe uczucie rozgrywa się wyłącznie w wyobraźni, może doprowadzić do porzucenia dotychczasowego partnera. Zmienia się bowiem obraz świata. Badania nad przetwarzaniem scenariuszy w głowie, dotyczące wpływu społecznego (R. Cialdini), a zwłaszcza badania dotyczące gotowości do ulegania pokusom (B. Weigl) przekonują, jak duży wpływ na zachowania ludzi może mieć ich własna wyobraźnia. Osoby, które fantazjowały na temat własnej nieuczciwości, okazywały się bardziej skłonne do ulegania pokusie nieuczciwości niż osoby, które takich fantazji nie miały.
Koncentracja uwagi na powodach, dla których ludzie rozstają się, odciąga uwagę od równie ważnego pytania: dlaczego ludzie nie rozstają się, choć wszystko wskazuje na to, że powinni?
Tu zazwyczaj też wymienia się kilka powodów. Pierwszy i najważniejszy to presja opinii społecznej, lęk przed utratą przyjaciół (rozstanie oznacza najczęściej, choć nie zawsze, także podział przyjaciół), lęk przed opinią dzieci oraz lęk o los dzieci. Jest oczywiste, że presja społeczna (rzeczywista czy domniemana), to potężna siła. Jak pokazały liczne badania nad konformizmem — od klasycznych badań S. Ascha zaczynając — trudno jest przeciwstawić się takiej presji. Większość osób (około dwóch trzecich) ulega presji i zachowuje się konformistycznie. Badania te pokazują jednak, że jeśli poddawany presji grupy człowiek ma sprzymierzeńca, który podziela te same poglądy, wtedy nacisk grupy jest mało efektywny.
Inne, częste uzasadnienie, to warunki materialne. „Gdzie ja się podzieję?" ,Jak ja sobie sam poradzę?" - to typowe kwestie. Im trudniejsza sytuacja ekonomiczna danego związku, im silniejsza wzajemna zależność ekonomiczna, tym bardziej prawdopodobne jest pozostawienie status quo, nawet dużym kosztem emocjonalnym.
Częstym argumentem na rzecz podtrzymywania związku nieudanego jest przekonanie, że „wszystko już za mną", że „już za późno" itp. Choć zdawałoby się, że dotyczy to głównie ludzi starszych wiekiem, to nierzadko można te argumenty usłyszeć także od ludzi wcale młodych. Jest to oczywisty objaw rezygnacyjnej adaptacji i poszukiwania sposobu przetrwania mimo długotrwałego doświadczania negatywnych emocji.
W takich przypadkach ludzie uciekają się do różnych technik kompensacyjnych (praca, działalność charytatywna, sport) zajmujących im czas i absorbujących uwagę, a także przynoszących chlubne gratyfikacje. W takich przypadkach ludzie uczą się, w sposób mniej lub bardziej racjonalny, zmniejszać dawkę przykrości, napięcia, bólu.
Jak widać, powodów, aby się rozstać, jest wiele. Wiele jest także powodów, aby się nie rozstawać. Pewne jest tylko to, że najczęściej obie strony są, mniej lub bardziej jawnie, autorami rozstań.
Na koniec, warto wspomnieć o coraz częściej odnotowywanych tendencjach do unikania konfliktów i komplikacji przez unikanie związków lub przez ich specyficzne formali-zowanie. To pierwsze wydaje się dość jasne. Dane demograficzne ujawniają, że gotowość do wchodzenia w stałe związki osiągają coraz to starsze osoby. Nie przeszkadza to im, rzecz prosta, pozostawać w różnych związkach doraźnych, nie pociągających jednak istotniejszych konsekwencji życiowych. Można powiedzieć, że ludzie z wyboru godzą się na samotne (bardziej lub mniej) życie, decydując się na związki trwałe dopiero po osiągnięciu pewnego poziomu stabilizacji zawodowej, ekonomicznej czy innej.
To drugie, czyli nowe sposoby formalizacji związków, jest mniej zrozumiałe. Nawiązuje do tradycji islamskiej, w której istnieją terminowe kontrakty małżeńskie, m.in. małżeństwo na czas podróży. Na przykład, bardzo dyskutowany we Francji „Pakt Solidarności", który jest czymś w rodzaju społecznej umowy zastępującej dotychczasowe prawo rodzinne, takie terminowe kontrakty małżeńskie przewiduje. Badania sondażowe pozwalają stwierdzić, że spora część Francuzów wyraża się o tej inicjatywie z uznaniem.