Kiedy próbowałem nawiązać przypadkową rozmowę albo przeprowadzić sformalizowany wywiad, mężczyźni unikali mojego wzroku i często sugerowali, abym porozmawiał z kimś ważniejszym. Cały czas odpowiadali nic nie znaczącym „Tak, proszę pana", „Nie, proszę pana”.
(Whitehead, 1986, s. 215)
Również doświadczenia Peshkina wyniesione ze studiów nad ortodoksyjną szkołą protestancką wskazują, żc przynależność etniczna i religijna etnografa mogą odgrywać istotną rolą podczas nawiązywania kontaktów w terenie:
Wśród betlejemitów chciałem uchodzić za niechrześcijańskiego uczonego zainteresowanego zjawiskiem fundainentalistycznego szkolnictwa religijnego, które zdobywało coraz większą popularność w kraju. Stwierdziłem [jednak][...] żc żydowskie pochodzenie będzie miało bardzo poważne konsekwencje dla badań, stając się nieoczekiwanie wyróżnikiem mojej osoby. Bctlejemici pozwolili mi zdefiniować własną tożsamość podczas badań, ale nie mogli przejść do porządku dziennego nad moją duszą nie mającą szans na zbawienie. Wbrew chęciom przekonałem się, że żydowskie pochodzenie wciąż przysparza kłopotów.
Razem z uczniami chodziłem na zajęcia z dogmatów wiary i znaczenia tożsamości chrześcijańskiej, podczas których dowiedzieliśmy się, że jestem częścią odkupionego świata. Ja uosabiałem ciemność i niegodziwość, która silnie kontrastowała z ich boską jasnością i prawością. Betlejemici uczyli swoje dzieci, aby z takimi jak ja nigdy nic zawierać przyjaźni, związków małżeńskich ani nie robić interesów. Bo takich jak ja można, co najwyżej, nawracać.
(Peshkin, 1985, s. 13-15)
Co prawda Peshkin nie został wykluczony ze środowiska, ale badania terenowe przebiegały w z góry określonej atmosferze.
Z analogicznym problemem zetknęła się Magee (katoliczka) podczas badań nad w większości protestancką Królewską Policją Ulstcru w Irlandii Północnej. Zdołała jednak nawiązać dobre stosunki z większością ludzi w terenie:
Po roku uporczywe wścibstwo badacza musi zacząć drażnić [...] Ale pomijając przypadki chwilowej irytacji, których nie brakowało [...] dla większości respondentów moja obecność stała się czymś na tyle normalnym, że mogli swobodnie wyrazić, zapewne powszechne, obawy dotyczące badań. Czasami wątpliwości dawały o sobie znać zakamuflowane w żartach i sprośnych komentarzach. Badacza zaczęto nazywać „Starym Nochalem”, a dowcipom na temat poprawności nazwisk w „Republican News”, wydawanym przez Sinn Fein, nie było końca.
(Brewer, 1991, s. 21)
W niektórych wypadkach przynależność do odmiennej grupy etnicznej bądź narodowościowej może przynieść znaczące korzyści. Han-nerz (1969) przy okazji studium nad czarnym gettem w Stanach Zjednoczonych wspomina, że, choć zdaniem jednego z informatorów mógł być tym „błękitnookim blond diabłem”, o którym mówią czarni muzułmanie, to jednak szwedzkie obywatelstwo dystansowało go od pozostałych białych.
Inną ważną cechą badacza terenowego jest wiek. Choć nie można tego uznać za prawdą uniwersalną, etnografia wydaje się dziedziną uprawianą przez młodych badaczy. Wynika to prawdopodobnie z tego, że ludzie młodsi mogą więcej czasu poświęcić na pracą w terenie (często dopiero rozpoczynają karierą naukową). Łatwiej jest im też zająć pozycją „outsidera” lub osoby „marginalnej”. Nie oznacza to bynajmniej, że badania etnograficzne zastrzeżone są wyłącznie dla młodszych badaczy, trzeba jednak mieć świadomość, iż wiek wpłynie na charakter nawiązywanych stosunków i gromadzonych danych. Student odbywający praktyką z pewnością nawiąże innego rodzaju kontakty niż, na przykład, profesor w średnim wieku.
Od wieku badacza zależy w dużej mierze jego modus operandi, o czym pisze Henslin, posługując się przykładem badań nad taksówkarzami, które prowadził, mając 29 lat, i bezdomnymi, którymi zajmował sią w wieku 47 lat:
[Prowadząc obserwacją uczestniczącą taksówkarzy] niewiele zastanawiałem sią nad niebezpieczeństwami, bo porwał mnie zapał socjologicznych dociekań. Chociaż podczas pierwszego tygodnia mojej pracy za kółkiem zamordowano kilku taksówkarzy, mało sią tym faktem przejąłem, bo mnie przecież nic takiego nie mogło spotkać.
Kiedy jednak ponownie stanąłem twarzą w twarz z uliczną rzeczywistością, stwierdziłem, że na tym etapie życia wszystko wygląda inaczej. Wiek zrobił swoje — do ulicznych doświadczeń podchodziłem już znacznie bardziej konserwatywnie. Dużo cząściej zastanawiałem sią nad tym, co robię, i zadawałem pytania o sens.
Dalej autor przechodzi do opisu swoich rozterek podczas spotkania z grupą włóczęgów.
Naprzeciw parkingu dostrzegłem grupką około sześciu mężczyzn i dwóch kobiet. Zupełnie nie przypominali młodych ludzi z miast Środkowego Zachodu, których zdążyłem poznać w trakcie badań. W ich wyglądzie najbardziej rzucała sią w oczy masa „żelastwa”, stercząca, ze wszystkich części ciała. |
105