W dniu tak uroczystym a zarazem jedynym w swoim rodzaju, jakim jest pierwszy dzień kwietnia, zapraszamy wszystkich chętnych i niechętnych na niepowtarzalną premierę szkolnej kroniki filmowej, która odbędzie się na scenicznych deskach teatrzyku estradowego.
- Ale ja zmieniłam zdanie. Skrytka jest znakomicie zabezpieczona, przedmioty nie ulegną zniszczeniu, jeśli nawet poleżą jeszcze kilka lub kilkanaście lat.
Dyrektor wzruszył ramionami:
- Na co pani liczy? Ależ to nonsens, proszę pani. Bez naszego udziału nigdy nie odzyska pani rodzinnej biżuterii.
Pani Dobeneck znowu milczała, jakby szukając słów, które nas nie obrażą.
- Jestem stara i być może nie doczekam tej chwili - rzekła po jakimś czasie. -Ale tajemnicę schowka przekazałam Alfredowi. On jest młody i może czekać. Żałuję, że naraziłam panów na kłopot i kosztowną podróż do Frankfurtu, choć nie poczuwam się w tym wypadku do winy, ponieważ nie zachęcałam panów do tego. Należało właściwie zrozumieć moje milczenie.
Dyrektor Marczak podniósł się gwałtownie z krzesła, a ja uczyniłem to samo.
I mnie także gniew jeżył włosy na głowie.
- Zanim powiem pani „do widzenia” -zabrałem głos - pragnę panią ostrzec, że osobnicy, którzy rozpoczęli poszukiwanie schowka, wkrótce zostaną zatrzymani i poniosą zasłużoną karę.
- Nikogo nie upoważniałam do poszukiwań - odparła z oburzeniem pani von Dobeneck.
Wzruszyłem ramionami:
- Być może mówi pani prawdę. Ale na wstępie rozmowy wspomniała pani, że radziła się kogoś w sprawie ukrytych zbiorów; Otóż prawdopodobnie ten „ktoś” albo sam rozpoczął poszukiwania, albo też miał zbyt długi język. Muszę panią powiadomić, że przedwczoraj w pani byłym pałacu w Gardzieniu spotkałem dwie zwalczające się grupy poszukiwaczy skarbów i handlarzy antyków.
Pani Dobeneck aż'usiadła na swoim wielkim łożu.
- Przysięgam, że nie mam z tym nic wspólnego. To mnie niepokoi, panowie...
Po chwili jednak znowu położyła się na łóżku. Mruknęła:
- Niech sobie szukają. Schowek jest zupełnie gdzie indziej i nikt go nie odkryje bez moich wskazówek.
- W Forcie Lyck także niczego nie ma -stwierdziłem.
Pani Dobeneck wybałuszyła na nas oczy pełne zdumienia.
- Tak, łaskawa pani - skinąłem głową.
- Dlatego radzę jeszcze raz przemyśleć całą sprawę.
Zobaczyłem, że pani Dobeneck wyciągnęła rękę w kierunku stolika i przycisnęła niewidoczny dla nas guzik dzwonka. Po chwili w drzwiach stanęła pokojówka.
- Proszę wyprowadzić tych panów -oświadczyła pani Dobeneck.
Skłoniliśmy się chłodno i w milczeniu opuściliśmy sypialnię. Odniosłem wrażenie, iż moje ostatnie słowa o Forcie Lyck były jak granat z opóźnionym zapłonem, pozostawiony w pokoju starej pani. Minie chwila, on wybuchnie i rozpryśnie się dobry humor pani Dobeneck.
(Cdn.)
OSOBY:
Komentator kroniki Reżyser filmowy Reporter Profesor
Uczniowie z klas: Vllla, Vlc i Vllb REKWIZYTY:
Filmowy projektor, wycięty z kartonu lub zrobiony z pudełka, z umieszczoną wewnątrz lampą Bandaże
Duże, papierowe, graficzne znaki pierwiastka Różnej wielkości młotki Kawałki blachy i papier imitujący blachę Szklanki, kubki, butelki i inne naczynia Dwie zwinięte z papieru tuby imitujące lufy
Komentator kroniki:
Witam państwa serdecznie na projekcji trójwymiarowej primaaprilisowej szkolnej kroniki filmowej, zrealizowanej pod wpływem najnowszej fali, której przypływ następuje tylko pierwszego kwietnia, a nakręconej przez zupełnie nieznanego reżysera i operatora w jednej osobie- o głośnym, acz popularnym nazwisku Kowalski. Panie reżyserze, prosimy!
(Na scenę wychodzi reżyser od stóp do głowy owinięty bandażem).
Reżyser:
Przepraszam bardzo, że w takim stanie... ale kręcąc kronikę starałem się chwytać szkolne życie na gorąco...
Komentator:
Współczujemy i dziękujemy! Brawo dla pana reżysera! Czy można wiedzieć, co skłoniło pana do nakręcenia tego niesłychanego dokumentu? Reżyser:
Chciałem ukazać życie szkoły takie, jakie jest ono na co dzień, bez zbytecznych ubarwień i upiększeń...
Komentator:
No, i co, udało się?
Reżyser:
Proszę obejrzeć nakręcony materiał..,. Komentator:
Panowie asystenci, materiał proszę!
CZYLI SZKOLNA PRIMAAPRILISOWA KRONIKA FILMOWA
(Wchodzi jeden z asystentów wnosząc kawałek kretonu).
Komentator (zdenerwowany):
Nie kretonowy, ale filmowy! Filmowy materiał! Asystent:
Ale fonia czołówki wysiadła...
Reżyser:
Kiedy?
Asystenci:
Po drodze, na przedostatnim przystanku autobusowym...
Komentator:
Trudno! Odtrąbimy czołówkę sami. Proszę, wszyscy wstajemy i trąbimy „Wlazł kotek a \ płotek!” Trzy, cztery! %£
(Podczas gdy widownia „trąbi" sygnał czołówki, asystenci zapalają lampę projektora oświetlając scenę-ekran, na którą wchodzą uczniowie wnosząc różnych rozmiarów graficzne znaki pierwiastka).
Głos komentatora:
Naszą kronikę zaczynamy od odwiedzin w klasie Vllla podczas lekcji matematyki.
Uczniowie (starają się wyciągnąć na długość przyniesione ze sobą pierwiastki)
1.. . raz! I... raz!
(jedni wyciągają pierwiastki samodzielnie, inni pomagają sobie nawzajem)
Głosy uczniów:
Ciągnij! Trzymaj! Mocniej! Kiedy nie mogę!...
1.. . raz! I... raz!
Głos komentatora (przekrzykując uczniów): Wywiad z klasą Vil!a przeprowadza reporter naszej kroniki (na ekranie ukazuje się reporter . z mikrofonem w ręku).
Reporter:
Przepraszam bardzo, ale chciałem zapytać, co tu się właściwie" dzieje?
Uczniowie (nie przerywając pracy):
Wyciągamy pierwiastki!
Reporter: *
Niesłychane! No, i jakie są rezultaty?
Jeden z uczniów:
Przed chwiią padł właśnie zupełnie nie naciągany rekord w wyciąganiu. Koledze Pyćkiewiczo-wi udało się wyciągnąć pierwiastek na niespotykaną dotąd długość 50 cm!
Reporter:
Niesamowite! Prosimy rekordzistę o dwa słowa dla kroniki, jak doszedł do takiego wyniku.
(Na pierwszy plan wykuwa się dość pokaźnej
V,
V
24