• Gofred •
Tymi nad ziemią bieży rączym lotem, Obłok i wiatry rwie nieokrócone.
Gdy tak był w drogę gotów, zaraz potem Na dół obrócił pióra rościągnione,
Kęs nad Libańską górą wytchnął sobie I w jednej mierze trzymał skrzydła obie.
Fotym się spuścił na dół ku Tortozie Prosto, jak strzała puszczona z cięciwy.
Już też i Febus na złoconym wozie Z morza wydawał swój promień życzliwy,
A Gofred, jako zwykł był, w swym obozie Odprawował swe modlitwy troskliwy,
Gdy równo z słońcem — jaśniejszego słońca Ujźrzał na wschodzie niebieskiego gońca.
Który mu tak rzekł: „Czym się więcej bawisz? Zima precz poszła, pogoda nastaje,
Czemu świętego miasta nie wybawisz Z ciężkiej niewolej? Czego-ć nie dostaje? Czemu na leże zaraz nie wyprawisz I wojsk nie zwiedziesz w kupę? Bóg wydaje Wyrok, że masz być wodzem i hetmanem,
A wszyscy radzi przyznają cię panem.
Bóg ci swą przez mię wolą opowiada. O, jakoś pilne winien mieć staranie,
Abyś urząd ten, który na cię wkłada,
Dobrze sprawował, a miał w Nim ufanie!” To rzekszy Anioł dalej nie odkłada Swej drogi nazad w niebo, a w Hetmanie — Zniknąwszy — w sercu wielki zostawuje Strach: zmartwiał wszytek i ledwie się czuje.
Lecz skoro k sobie przyszedł, a rozbierać Począł poselstwo i kto je sprawował, Zaraz iść w pole i lud myśli zbierać,
Aby do końca pogaństwo zwojował.
I Nie żeby prze to, że go Bóg obierać Chce przed inszymi, tym się popisowa!, Lecz że wie wolą Bożą wyrażoną, Wszystkę swoję myśl ma w niej utopioną.
Zacne panięta, swoje towarzysze Zwoływa, którzy po leżach mieszkali.
Gęste śle posły, listy częste pisze,
Prosi i radzi, aby się zjeżdżali.
Szlachetne serca znienagła kołysze, Wszytko przekłada, czym by się wzbudzali, A takie słowa wynajduje na nie,
Że ich przymusza chętnych na swe zdanie.
Co przedniejszy się wodzowie zjechali,
Lecz Boemunda samego nie było.
57