działań ludzkich. Zakłada pewne zrozumienie tego. że zdarzenia w świecie ludzkim mają różne poziomy znaczenia, z których część zakryta jest przed świadomością potoczną. Może nawet zakładać pewną dozę podejrzliwości co do sposobu, w jaki zdarzenia te są oficjalnie interpretowane przez władze, czy to polityczne, czy prawne, czy religijne. Jeśli zechcemy się posunąć tak daleko, to okaże się, że nie wszystkie warunki historyczne są równie łaskawe dla rozwoju perspektywy socjologicznej.
W konsekwencji mogłoby się okazać, iż myślenie socjologiczne ma największe szanse rozwoju w okolicznościach charakteryzujących się gwałtownymi wstrząsami samoświadomości, zwłaszcza oficjalnej, autorytatywnej i powszechnie przyjętej samoświadomości, czyli kultury. Jedynie w takich warunkach dociekliwi ludzie zdają się znajdować pobudkę do wykraczania w swym myśleniu poza przeświadczenia owej samoświadomości i. w efekcie, do kwestionowania autorytetów. Albert Salomon dowodzi przekonująco, że pojęcie „społeczeństwo" — w jego współczesnym socjologicznym sensie— mogło się narodzić dopiero z upadkiem normatywnych struktur chrześcijaństwa i — później — ancien rćgime. Możemy więc teraz wyobrazić sobie „społeczeństwo" jako ukryty szkielet pewnej budowli, której zewnętrzna fasada zasłania ten szkielet przed spojrzeniem ogółu. W chrześcijaństwie średniowiecznym „społeczeństwo" zostało ukryte za fasadą religijno-polityczną. tworzącą codzienny świat Europejczyka. Jak wskazał Salomon, po rozbiciu przez reformację jedności chrześcijaństwa tę samą funkcję pełniła bardziej zsekularyzowana fasada państwa absolutnego. Dopiero wraz z rozpadem absolutyzmu ukazał się zrąb „społeczeństwa" — to znaczy świat motywów i sił, które nie mogą być zrozumiane w kategoriach oficjalnych interpretacji rzeczywistości społecznej. Perspektywa socjologiczna może być więc pojmowana w kategoriach takich, jak. „widzenie na wskroś", „zaglądanie za" prawie w takim sensie, jaki mają one w mowie potocznej: „widzieć czyjąś grę na wskroś", „zaglądać za kulisy", słowem: „nie dać się zwieść".
Nie pomylimy się wiele, jeśli uznamy myślenie socjologiczne za rodzaj tego. co Nietzsche zwał „sztuką niedowierzania". Otóż byłoby gigantycznym uproszczeniem sądzić, że sztuka ta zrodziła się dopiero w czasach współczesnych. „Widzieć wskroś" rzeczy jest prawdopodobnie dość powszechną funkcją inteligencji nawet w bardzo prymitywnych społeczeństwach. Amerykański antropolog, Paul Radin, dostarczył nam żywego opisu sceptyka jako pewnego typu ludzkiego w kulturze pierwotnej. Mamy także świadectwa pochodzące z cywilizacji innych niż cywilizacja współczesnego Zachodu,
I
potwierdzające istnienie form świadomości, które mogą być z powodzeniem nazwane protosocjologicznymi. Możemy tu na przykład wskazać na Herodota czy Ibn Chalduna. Istnieją nawet teksty pochodzące ze starożytnego Egiptu, wyrażające głębokie rozczarowanie politycznym i społecznym porządkiem, który zyskał sobie reputację jednego z najbardziej spójnych w dziejach ludzkości. Wszakże z początkiem ery nowożytnej na Zachodzie ta forma świadomości pogłębia się, ukierunkowuje i systematyzuje, określa myśl coraz większej liczby dociekliwych ludzi. Nie jest to miejsce do rozważania w szczegółach prehistorii myśli socjologicznej (bardzo wiele zawdzięczamy tu Salomonowi). Nie będziemy tu także przedstawiać listy intelektualnych przodków socjologii i ukazywać jej związków z Machia-vellim, Erazmem, Baconem, filozofią siedemnastowieczną i osiemnastowiecznymi belles-lettres — wszystko to uczynione zostało gdzie indziej i przez innych, bardziej kompetentnych niż autor tych słów. Wystarczy podkreślić raz jeszcze, źc z myślą socjologiczną wiąże się wiele wydarzeń intelektualnych, kóre zajmują szczególne miejsce w nowożytnej historii Zachodu.
Wróćmy raczej do stwierdzenia, że perspektywa socjologiczna zakłada proces „patrzenia wskroś" fasad struktur społecznych. Można by spojrzeć na to z perspektywy codziennego doświadczenia ludzi mieszkających w wielkich miastach, jednym z fascynujących zjawisk wielkiego miasta jest olbrzymia różnorodność działań ludzkich zachodzących za ścianami z pozoru anonimowych i nieskończenie monotonnych szeregów domów. Osoba żyjąca w takim mieście od czasu do czasu doznaje zdumienia czy nawet wstrząsu, gdy odkrywa dziwaczne zajęcia, jakim dyskretnie oddają się niektórzy ludzie w domach, które z zewnątrz wyglądają jak wszystkie inne na jakiejkolwiek ulicy. Doświadczywszy tego raz czy dwa, osoba ta nieraz przyłapie się na tym, że spacerując ulicą dość późnym wieczorem, zastanawia się, co też może się dziać w jasnych światłach prześwitujących przez szeregi zaciągniętych zasłon. Przeciętna rodzina zajęta miłą rozmową z gośćmi? Scena rozpaczy wśród choroby czy śmierci? Czy scena rozwiązłych rozkoszy? A może dziwny kult lub niebezpieczny spisek? fasady domów nie mogą nam nic powiedzieć, nie wyrażając nic więcej prócz architektonicznego dopasowania do gustów jakiejś grupy czy klasy, która może już nawet na tej ulicy nie mieszkać. Tajemnice społeczne kryją się za fasadami domów. Pragnienie przeniknięcia tych tajemnic jest ścisłym odpowiednikiem ciekawości socjologa. W miastach dotkniętych nagle jakąś klęską pragnienie to może być nieoczekiwanie zaspokojone. Ci, którzy doświadczyli bombar-
37