WIECZÓR CHORYCH Psalmodia
Niechaj Pan będzie z nami, albowiem nadchodzi wieczór.
Wieczór czarny, wieczór głuchy, wieczór lotem widm złowieszczych tłumny.
Cofnęło słońce promień z ostatniego łoża — najmłodszego trupa oblicze pożegnało całun-kiem, ześlizgnęło się po oknie na topole przydrożne.
Kto z nas zawoła: ,,jutro cię obaczę, słońce!?” — Kto się ośmieli? A powiedział dziś rano, który leży martwy.
Na kogo padnie los — ten idzie. A z brzega może kto w pośrodku stoi.
Niechaj Pan będzie z nami, albowiem nadchodzi wieczór.
Nadchodzi mrok i chłód i wichru świst i śmierć. Nadchodzi.
Siostro, proszę Cię za nas wszystkich, proszę za najbiedniejszego, zamknij wszystkie okna.
Zamknij okna — jeżeli chcesz zbawienia w ostatniej godzinie — zamknij szczelnie i jeszcze raz zabij — i jeszcze.
Weź szczudła tego, który umarł, uderzaj we framugę, zabij szpary. Uderzaj szczudłem w okna, aż się zamkną szczelnie.
Żeby oknami nie weszły ciemności, żeby zostały na dworze.
Zamknij, siostro, okna póki jasno, — póki góry płoną w środku nieba — zamknij okna. Potem ciemności wylecą z gałęzi, potem ciemności uchwycą ci ręce, okna ci zamknąć nie dadzą — aż wejdą.
Niechaj Pan będzie z nami, albowiem nadchodzi wieczór.
Zrodził się wieczór w otchłannym łonie gór pałających, wczołgał się na stopnie krużganka, całuje krwawe Chrystusowe stopy.
Odemknął wieczór żelazne wrota kościelne, wszedł w święty las kolumnowy, uderzył cicho w płyty grobowców.
Wypełzają z lochów roje ciemności, kłębami swymi zapełniają nawy i łuki, splotami okręcają filary, płaskimi paszczami liżą posadzkę kamienną.
Wstąpił wieczór na stopnie ołtarza, stanął w ponurej tęczy kaplicznych szyb różnofarbnych, wzbił się pod sklepienie ogromnym słupem kadzidlanych dymów.
Wyciągnął potworną dłoń bezcielesną, zamknął w niej hufce swoje i filary.
Wyciągnął rękę do świata jasności, wskazał słońce zawieszone u skały w niebiosach.
169