temat takiej antropologii wyłamywałyby się całkowicie z ram tej książki i tyleż samo wykraczałyby poza kompetencje jej autora. Choć nie zostanie jednak tu podjęta próba filozoficznego wprowadzenia do problemu wolności ludzkiej, konieczne jest sformułowanie na użytek naszych wywodów pewnych sugestii na temat tego. jak możliwe jest myślenie socjologiczne bez zarzucenia pojęcia wolności oraz — co więcej — w jaki sposób wizja człowieka obejmująca ideę wolności może uwzględniać wymiar społeczny. Twierdzimy, że kwestia ta wyznacza ważny obszar dialogu między filozofią i naukami społecznymi, nadal kryjący w sobie wielkie tereny dziewicze. Odsyłamy do dzieła Alfreda Schutza i najnowszych poczynań Maurice'a Natansona — one bowiem wyznaczają kierunek, w którym ten dialog mógłby się rozwijać. Nasze własne uwagi zamieszczone na poniższych stronach będą z konieczności nader szkicowe. Mamy jednak nadzieję, że okażą się wystarczające do pokazania czytelnikowi, iż myślenie socjologiczne nie musi koniecznie skończyć w pozytywistycznym bagnie.
Rozpoczniemy obecnie od założenia, że ludzie są wolni i wychodząc z tego punktu, powrócimy do problemu bytu społecznego. Uznamy przy tym za pomocne pewne pojęcia rozwinięte przez filozofów egzystencjalistycz-nych (choć użyjemy ich bez jakichkolwiek doktrynerskich intencji). Czytelnika będziemy zachęcać do wykonania epistemologicznego salto mortale, a następnie — gdy będzie jo już miał za sobą — do powrotu do rozważanej kwestii.
Odtwórzmy nasze kroki do punktu, w którym przypatrywaliśmy się Gehlenowskiej teorii instytucji. Instytucje — przypomnijmy — interpretuje się w tej teorii jako coś, co ukierunkowuje postępowanie ludzkie w bardzo podobny sposób, jak instynkty ukierunkowują zachowania zwierząt. Gdy rozpatrywaliśmy tę teorię, zauważyliśmy wszakże, że istnieje jedna zasadnicza różnica między tymi dwoma rodzajami ukierunkowywania. Zwierzę, gdyby było zdolne do refleksji nad kwestią posłuszeństwa wobec instynktu, powiedziałoby: „Nie mam wyboru". Ludzie wyjaśniając, dlaczego są posłuszni swym instytucjonalnym imperatywom, mówią to samo. Różnica polega na tym, że zwierzę mówiłoby prawdę, ludzie zaś wprowadzają w błąd samych siebie. Dlaczego? Ponieważ w rzeczywistości mogą społeczeństwu powiedzieć: „Nie" i często tak czynią. Krok taki może mieć bardzo nieprzyjemne konsekwencje. Nie potrafią oni jednak na ogół o tym myśleć nawet jako o możliwości, ponieważ uznają swe posłuszeństwo za oczywiste. Ich rola instytucjonalna może być jedyną formą tożsamości, jaką potrafią sobie dla siebie wyobrazić, a wszystko, co od niej odbiega, wydaje im się skokiem
I
w szaleństwo. Nie zmienia to faktu, że stwierdzenie: „Muszę" jest niepraw- i ■
dziwę prawie w każdej sytuacji społecznej. |
Z naszego nowego punktu widzenia — w ramach antropologicznego punktu odniesienia — który uznaje człowieka za wolnego, możemy w tym miejscu z pożytkiem zastosować pojęcie tego, co Jean-Paul Sartre nazwał „złą wiarą". Ujmując rzecz najprościej, „zła wiara" polega na stwarzaniu pozorów, że coś jest konieczne, gdy w rzeczywistości jest dobrowolne. „Zła wiara" jest tedy ucieczką od wolności, nieuczciwym uchyleniem się od „męki wyboru". „Zła wiara" przejawia się w niezliczonych sytuacjach — od ■
najbardziej pospolitych po najbardziej katastroficzne. Kelner robiący od niechcenia swoje rundki między stolikami w jakiejś kawiarni trwa w „zlej wierze" o tyle, o ile oszukuje sam siebie, że rola kelnera stanowi jego rzeczywisty byt, że — choćby tylko w godzinach pracy — on jest kelnerem.
Kobieta, która pozwala na coraz śmielsze cielesne pieszczoty nie przerywając niewinnej konwersacji, jest w „zlej wierze" o tyle, o ile udaje, że to, co się dzieje z jej ciałem, wymyka się spod jej kontroli. Terrorysta, który zabija i usprawiedliwia się przed sobą, że nie miał wyboru, ponieważ partia rozkazała mu zabić, trwa w „złej wierze", ponieważ stwarza pozory, iż jego egzystencja jest w konieczny sposób związana z partią, a w rzeczywistości jest to rezultat jego własnego wyboru. Łatwo zauważyć, że „zła wiara" powleka społeczeństwo jakby błoną fałszu. Jednakże sama możliwość „złej wiary" dowodzi nam istnienia wolności. Człowiek może trwać w „złej wierze" tylko dlatego, że jest wolny i nie chce wyjść naprzeciw swej wolności. „Zła wiara" jest cieniem wolności ludzkiej. Zawarta w niej próba uchylenia się od tej wolności skazana jest na porażkę. Ponieważ — zgodnie ze sławnym stwierdzeniem Sartre'a — jesteśmy „skazani na wolność".
Jeżeli zastosujemy to pojęcie w naszej socjologicznej perspektywie, staniemy nagle wobec zaskakującej konkluzji. Kompleks ról, w którego ramach żyjemy w społeczeństwie, jawi się nam teraz jako ogromny aparat „złej wiary". Każda rola niesie w sobie możliwość „złej wiary". Każdy człowiek, który mówi: „Nie mam wyboru" w odniesieniu do tego, czego żąda od niego jego rola społeczna, trwa w „złej wierze". Możemy łatwo wyobrazić sobie okoliczności, w których wyznanie to będzie prawdziwe w tej mierze, w jakiej nie istnieje wybór w ramach tej oto konkretnej roli. Niemniej człowiek ma wybór — porzucenie tej roli. To prawda, że w pewnych warunkach biznesmen „nie ma wyboru" poza brutalnym niszczeniem konkurenta, jeśli nie chce zbankrutować, lecz to on sam przedkłada brutalność nad bankructwo. To prawda, że człowiek „nie ma wyboru", gdy musi zerwać
135