dk&dL
ŁoOQ i
uX?<3
U
Wieczorami zasiadają w kucki przy wspólnych ogniskach; w szałasach pełnych dymu, który ma odstraszać moskity. Niskie, krępe postacie o t«iedzianobrązowym kolorze skóry. Czasami wymalowane Czerwoną maścią z roztartych nasion onoto - jej zapach chroni s|ipij| przed insektami. Nagie, albo prawie nagie ciała - niewielka przepaska biodrowa raczej podkreśla, niż zasłania. Zresztą ludzie tutaj są dumni z tego jak wyposażyła ich natura, i obnoszą to publicznie.
Wszyscy ■* kobiety, toężcagrźfti, dzieci.mają poprzel#|iwane ąo-sy i uszy, czasami także wargi i policzki; przetkriięte przez nie piórka, kolorowe ciernie, rybie ości, kły dzikich zwierząt - to indiańska biżuteria.''. ‘
Siedzą tak skupi^p.%flkół ognia godzinę, może dwie - tu nikt nie mierzy czasu - czekają chwili, gdy moskity odlecą spać i będzie stfjs m#lf§ia bff pocznie tpzejść do hamaków^
Te l^czome godziny to pora Opowieści.
Niektóre z nich dotyczą czasów bardzo odległych. Takich, których nie pamiętają na^t. najstarsi mieszkańcfwk&ski. Takichilttó-rych nie pamiętał nikt z żyjących już wtedy, gdy dzisiejsi Najstarsi byli jeszcze Najmłodszymi. .
,»* ■ tĘjj-; tych Opowieściach pojawiają się niekiedy tajemnicze osoby o oczach w kolorze nieba i skórze tak bladejr,jak brziffh oskubanego z piór ptaka garsa. O skórze bladej niemożliwie. Niewyobrażalnie. o
Ą w podatku porośniętej włosami...
Oczywiście nikt w te Opowieści nie wierzy. Najstarszym musiało się coś pomieszać. A nawet jeżeli !>le ln^tó na pewnoyjpomiesza-ło się wcześniej tym, od których oni usłyszeli te wszystkie bujdy. I teraz bezmyślnie powtarzają.
Owłosione ręce i nogi, zarost na twarzy - to jeszcze można zro-zumieć - po prostu Najstarsi mylą małpę z człowiekiem. Ale biała skóra? Eee tam.
Nikt im nie wierzy. Ale czy Wy uwierzylibyście, gdybym Wam powiedział, że żyją na ludzU o niebieskim odćgljila skóry? A przecież są tacy! Rzadka skaza genetyczna powodujecie zamiast normalnego pigmentu, ich skóra produkuje ten sam barwnik,
który zawierają niebieskie oczy. Barwnik jak najbardziej naturalny i ludzki, tyle że powstaje w niewłaściwym miejscu. Niewiarygodne i niewyobrażalne, prawda?
Tak więc Najstarszym nikt nie wierzy. I czasami ta niewiara ciągnie sięlprzeiS; długie lata, trwa wiele pokoleń. W tym cząsię Najmłodsi dorastają do pozycji Wojowników, Wojownicy zasilają Starszyznę, a Najstarsi co noc snują plemienne Opowieści:
...O białych ludziachg którzy daumo, dawno temu płynęli rzeką w pobliżu naszej wioski. A myśmy ich obserwowali ukryci w nadbrzeżnym gąszczu. Trzymaliśmy dmuchawki gotowe do strzału. Wycelowane w białe szyje. Oni iwą?nie widzieli, ale myśmy się im przypatrzyli bardzo dokładnie W mieli białą skóręMdo tego włł$$gĘĘą rękach, nogach i policzkach. Niektórzy tak-'ŻM*na piersiachjjNie tak gęste jak Ę^żnałpy, ale jeśnakjftffasy. Nie pewno!
I nie były tóWłósy Wucmnrze normalń^b wdosów — tytko brązowe. A U jętki * nego żółte. I to ti^ąśi^e ten Z żółtą czupryną mutłj^^lw ko^nze toi$ha.#r Ś
Najstarsi opowiadają długo i ze szczegółą|J||. Na podchwytliwe pytania odpowiadają zawsze tak samo: - zgodnie - nigdy się nie mylą, nie plączą. Mimo to nikt im nie daje wiary. Nikt! Już nawet oni sami zaczynają wątpić tyć własne Opówieści.
Do czasu! ^ ' %
Do czasu, gdy moje czółno po raz pierwszy zaszura o piaszczysty brzeg rzeki pośrodku ich wioski...
Ak Kilkakrotnie udało mi się dotrzeć do wiosek, gdzie Wprawdzie 9ĘBm wszyscy słyszeli ji|| o Slttńenii^iałych ludzi, ąUHSłikfiich jeszcze nie widział.
Pierwszy kdfitakt z Dzikimi jest zawsze bardzo uciążliwy. Trzeba się uzbroić w masę cierpliwości. I poczucia humoru. Biały w indiańskiej Wiosce to coś jak lądowanife UFO albo kino objazdowi, ’ Przez pierwsze dni jest ośrodkiem natarczywego zainteresowania i-ńie zazna ni chwili prywatności. Nawet kiedy mu ćej.prywatności bardzo potrzeba, bo na przykład idzie „na stronę”:
Po kilkunastu latach w dżungli wciąż nie mogę się przyzwyczaić, że stadko dzieci idzie za mną w krzaki i kuca sobie dookoła, Wm Ja kucam. Patrzą uważnie co robię* a ja pffeecież nie robię rjic