XI
Drogi synu mych wnętrzności, jeżeli nie chcesz tuż przy starym brzegu osiąść na nieodwołalnej mieliźnie, odczytaj sobie co dzień, co następuje:
Nie dawaj się brać na plewy swemu pokątnemu doradcy, a pilnuj się przed nim najczujniej wtedy, gdy udaje, że się składa z urzędu lub (symptomat jeszcze groźniejszy) gdy wśród hołdów lennych prosi cię o dyplom na adwokata przysięgłego.
Za czym pamiętaj, i to nie tylko i nie tyle na pamięć, ile na nerwy, że logika obowiązuje nade wszystko czcicieli Srogiej Prawdy; — że przeto najromantyczniejsze niekonsekwencje są w tobie tylko absurdem, a przy tym znoszą piach na twą i tak mozolną drogę, która oby się nie upiększyła twym nadgrobnym obeliskiem, jeżeli zważyć żólwiość twego po niej chodu.
Gdy się nie jest zdolnym do t. z. miłości, absurdem jest tracić czas nad jej mirażami. — Kto nie umie kochać, powinien miłość zostawić w spokoju: — gdyż tknąwszy ją, — niszczy, psuje. — Ty kochać nie umiesz: umiesz tylko grzeszyć, zamieniać ją w bezrząd płci lub wyobraźni. — Gdy zaś czymś żyć nie umiemy, gdy coś, zamiast rozwijać się i nieść właściwe w rękach naszych owoce, zwraca się ku złemu, — jest to symptomat, żeśmy z tego wyrośli: — inaczej nie gwałcilibyśmy przebytego okręgu, — chcąc go rozszerzyć — to jest przemienić.
Rozszerzyć bez rozsadzenia, przetworzyć bez spotwornienia można zaś tylko w wyższych laboratoriach. Zatem jazda. Winda czeka — „zwei Treppen”.
Rób, jak robi ten właśnie pogodny i roztropny windziarz: — każdą pogrobową drgawkę parterowego człowieczeństwa przenieś wyżej; — chwyć ją w jej zenitowym punkcie, wduś ją w obraz lub melodię, użyj jak pary do kotła swej lokomotywy. W ten sposób uwiecznisz nawet (jeśli ci o to chodzi) to znikome, zużytkujesz to szkodliwe, uradośnisz to dręczące, zaprzęgniesz do swego rydwanu, uwięzisz w swym żaglu siły przekorne. — Wyrwij swym i tak już bezpłodnym chęciom ostatnie szczęty pylników i słupków, czyli bezsilne żądła urzeczywistnienia; zamień je w boleść wyrzeczenia: ból to krótki w twym klasycznie niewiernym sercu; — a boleść w samej iskrze pierwszej krwi wtryśnij w swój chemiczny elaborat. — Tak rtiniej więcej powstaje talizman złotoprzemienny.
1 już nie na Niebo ni zbawienie, lecz — na honor! — przestań się rozrzewniać na melodramatach! — to dobre dla ubogich duchem, dla których jest królestwo niebieskie. — Ty, który co najmniej sięgasz po czerwone, — wiesz dobrze (o ile cię nie tumanią wonne zresztą opary wiosennych otchłani), — że tragedia jest — jak komedia — złudzeniem tylko. — Wszelcy Zygfrydzi i Edypowie czarują parter tym, że giną; — loże zaś — tym, co z nich zostaje. — Prawda nie jest radosna ni
271