Komparatystyka jest lękotwórcza. Pełna entuzjazmu osoba, uczestnicząca w seminarium magisterskim lub doktoranckim - załóżmy, Że mowa o kobiecie, gdyż obecnie większość studiujących kompani tystykę to kobiety - rozpoczyna studia podekscytowana otwierającymi się przed nią horyzontami. Rok lub dwa później odkrywa,, że nie ma stabilnego gruntu pod nogami. Oczekuje się od niej więcej niż od rówieśników z wydziałów literatur narodowych — lepszej znajomości języków, większego oczytania w literaturze, większej specjalizacji w teorii — ale nie jest jasne, czy skorzysta zawodowo z całej tej dodatkowej pracy. Wcześnie powiada się jej, że na wydziałach komparatystyki nie ma wielu etatów, będzie więc musiała ostro rywalizować z kolegami, których studia były mniej wymagające, ale bardziej specjalistyczne. Czyż wydziały literatur narodowych nie będą wolały kogoś z jej zdolnościami i przeszkoleniem od badacza
0 węższym wykształceniu? - zapytuje z nadzieją. Niekoniecznie, odpowiada jej doradca. Zależy to od intelektualnego i politycznego klimatu na konkretnym wydziale oraz od tego, jak dany wydział rozumie swoje potrzeby. Niekiedy zdolność komparatysty do noszenia różnych kapeluszy jest właśnie tym, czego potrzeba - „hej, ona może u nas poprowadzić kurs o filmie... oraz przeglądowy kurs osiemnastowiecznej literatury francuskiej... a mogłaby się nawet wcisnąć gdzieś w dwudziestowieczną!”. W innych wypadkach taką wielokompetencyjność postrzega się jako oznakę dyletantyzmu.
Porównywanie się z rówieśnikami z wydziałów literatur narodowych budzi w tego typu osobie obawę o własne powołanie do porównywania literatur. Czy to faktycznie jej fach? Niektóre z najbardziej pasjonujących kursów na kampusie w ogóle nie koncentrują się na literaturze. Profesorowie zadają lektury z zakresu socjologii, antropologii, filozofii, historii. Najgorętsze dyskusje toczą się wokół teorii raczej niż literatury samej. Więc co ma być z czym porównywane
1 jak? „Nąjpoważniejszą oznaką krytycznego stanu naszej dyscypliny