duch wybitny przed wszystkimi wytycza cele. Duch indywidualny, mimo że skazany na wiekowe doskonalenie nigdy nie zatracił swej boskości: „to nie robak ani igraszka rąk Twoich” pisał Słowacki w Genezis i akcentował jego (i swoją!) niezawisłość: „albowiem Tyś jest Stworzyciel — i mój duch ma zarazem zasługę własnego stworzenia” (DW XIV 43). Duch podąża samodzielnie, popada w regres lub wybija się mocą własnych zasług. Gdyż:
żadną nie rządzone wodzą Nieśmiertelne są duchy — lecz wiecznie przechodzą Podług losu.
(DW XV 126)
Nasuwa się pytanie, jaki jest sens mozolnej genezyjskiej wędrówki, po co duch z absolutu się wyodrębniał, jeśli celem ewolucji ma być ponowne z nim złączenie? Z tekstów Słowackiego można wysnuć odpowiedź tylko hipotetyczną. Zmieni się chyba, po genezyjskiej wędrówce, forma uczestnictwa w absolucie: przedtem duch uczestniczył w nim biernie, tylko w nim był, w przyszłości dostąpi pełnego zlania się z Bogiem1 2. A Bogu także potrzebna jest dziejowa praca ducha. Bez realizacji poprzez historię, bez działania i przemian, Bóg będąc wszystkim w niczym się nie objawiał, właściwie nie istniał. Gdyż istnienie to ruch, przezwyciężenie przeciwieństw.
Oderwany od absolutu duch przybrał najpierw formę świateł, „sił magnetyczno-attrakcyjnych”, elektrycznych, ognistych, z ich dynamizmu, zderzeń narodziły się globy. Na ziemi odnalazł się zamknięty w ciężkich, kamiennych kształtach; nie mogąc się z nich wyzwolić, prosił Boga o pomoc, i przybył Anioł Niszczyciel, rozbił skały bazaltowe, wyzwolił go. (W późniejszych fragmentach poetyckich miejsce Anioła Niszczyciela coraz częściej zajmowało odautorskie „Ja”). Od tego momentu, od ofiarowania ciała na śmierć, rozpoczęła się twórcza droga ducha do finalnej doskonałości. Bo Bóg nagrodził go mocą odradzania się w materii, „z tej śmierci
360
1 Ryszard Przybylski mówił o śmierci i metempsychozie u Słowackiego: „śmierć jest aktem umożliwiającym duchowi kolejne wcielenia. Jest warunkiem zaplanowanego przez Boga procesu metempsychozy. Celem śmierci jest bowiem umożliwienie upadłemu i poniżonemu duchowi wędrówki na coraz to wyższe szczeble drabiny Lamarcka, aż do człowieka, od którego zaczyna się powrót do stanu pierwotnego, aż do bezczasu, w którym metamorfozy
metempsychoza są nonsensem, ponieważ w kosmosie bezcielesnym istnienie jest istotą. Na tym zapewne polega deifikacja kosmosu.” (w tomie: Słowacki mistyczny, op. cit., s. 333-334).