34064 skanowanie0019 (54)

34064 skanowanie0019 (54)



w drwiące wycie niewidocznego dzikiego plemienia. Jakże łatwo jesa mnie teraz wytrącić z równowagi!

Widzicie, sam jestem poniekąd ogrodnikiem. Prawdę mówiąc! umiejętność dbania o ogród, uprawy warzyw, to jedyna dobra rzecz! jaka wynikła z tych kilku lat spędzonych za granicą, chociaż nigdy! nie podchodziłem do tego z taką pasją jak mój ojciec. Dla niego tenj wąski pas ziemi stanowił nie tylko źródło świeżych warzyw, ale, jaki sądzę, coś w rodzaju sanktuarium, duchowego nieba. Przekraczał! most, wjeżdżał na wąską ścieżkę przy nasypie, mijał ogródki swoich! znajomych działkowiczów, robotników takich jak on, którzy już ko-j pali, pielili albo po prostu spacerowali po ścieżkach z rękami założo-i nymi z tyłu i ze zmarszczonymi brwiami przyglądali się swoim zie-| mniakom, pędom pnącej fasoli, marchewce, kapuście i strączkom! groszku. „Dzień dobry, Horace”, mamrotali, gdy ojciec wolno jechał! ścieżką na swoim rowerze. Może i byli cisi, czasem roztargnieni,! nieustannie zatroskani wolnym wzrostem roślin, pleśnią, zarazami,! mokrym latem czy szkodami wyrządzanymi przez wrony, ale w swo-i ich ogrodach znajdowali, tak jak i ja, spokój i szczęście.

Przez pierwszą godzinę niedzielnego poranka ojciec obchodziła działkę i ta czynność przynosiła mu cichą radość, którą potrafił zro-i zumieć tylko inny działkowicz. Można powiedzieć, że dla tych chwil, J kiedy powietrze było rześkie, a na liściach kapusty leżały krople ro-J sy, pracował cały tydzień, bo właśnie wtedy doświadczał spełnienia, j którego, jestem pewien, nie znajdował nigdzie indziej w swojej pro-} stej, ograniczonej egzystencji. Robił przegląd, rozmyślał, grzebał! w ziemi czubkiem buta, przykucał, by bliżej przyjrzeć się tej czyj tamtej roślince, pod swe zgrubiałe palce brał pokryte żyłkami delikatne liście warzyw i przyglądał im się przez szkła okularów. Po| chwili szedł do porządnej, kwadratowej szopy, zbudowanej z tarcicy ! i papy, i tam, w pełnej pajęczyn ciemności, wieszał kurtkę i wyjmor f wał potrzebne narzędzia; tak zaczynał się dzień pracy. Ten opis ogro- ] du ojca jest dość pobieżny (jeszcze do niego wrócę), ale to właśnie ! dzięki tej działce i tej szopie mógł wykraść z połaci swego życia frag-j ment dający mu poczucie autonomii i przynależności zarazem; i to dzięki nim istnienie stawało się znośniejsze dla niego i jemu podobnych. W całkiem realny sposób działka nadawała sens i. smak życiu, które samo w sobie było pozbawione miłości, monotonne i szare.

Jeszcze nawet nie powiedziałem wam, jak mam na imię! Mam na imię Dennis, ale moja matka zawsze wołała na mnie Pajączek. Porozciągany i wyświechtany ze mnie gość, to fakt, ubranie wisi na mnie jak na kiju, zdaje się powiewać tli wietrze niczym żagiel, prześcieradło lub całun — czasem dostrzegam je, gdy chwiejnym krokiem spaceruję wyludnionymi ulicami, I zawsze mam wrażenie, że poszczególne sztuki odzieży są puste, nie wypełnione, flanela łopocze i okrywa próżnię, nie mnie, jakbym był niczym, a materiał spowijał jedynie samo wyobrażenie człowieka, podczas gdy sam człowiek, nagi, przebywa zupełnie gdzieś indziej. To wrażenie znika z chwilą, gdy docieram do mojej ławki, tam czuję ■ię bezpieczny, mam mur za plecami, a przed sobą wodę i dopóki nie patrzę na gazownię, wszystko jest w porządku. Wczoraj jednak przeżyłem mały wstrząs, bo odkryłem, że nic już na mnie nie pasuje. Zorientowałem się co do tego, gdy wstałem z ławki: nogawki ledwie sięgały kostek, a ręce sterczały z rękawów na absurdalną długość jak patyki, by rozwinąć się na końcu w te moje pociągłe, wiotkie dłonie. Gdy przyszedłem do domu, zdawało się, że wszystko wróciło do normy, ale przyszło mi do głowy, że problem może dotyczyć nie ubrania, lecz właśnie mego ciała. Oczywiście nawet przez myśl mi nie przeszło, by porozmawiać o tym z panią Wilkinson, ona już wcześniej wyraziła swój pogląd w tej kwestii: pozwoliła mi nosić po jednej sztuce ubrania z każdego rodzaju naraz, jedną parę spodni, jedną koszulę, jeden sweter i tak dalej, chociaż, rzecz jasna, ignoruję jej zakaz, bo lubię zakładać na siebie tyle rzeczy, ile tylko się da, czuję się wtedy pewniej, a od powrotu z Kanady pewności siebie stale mi brakuje. Te zmiany to pewnie tylko jakiś błąd w postrzeganiu, w przeszłości już mi się to niekiedy przytrafiało.

17 -


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
skanowanie0020 (54) zapiąć OKazaiym guz»m«=n.nie do: ciemnozielonego n^an
skanowanie0024 (54) 74 (Alheit 1994; Dausien 1996; Kade, Seitter 1996). Jednak nadal brakuje nam sys
skanowanie0027 (54) Grupa wiek Masa ciała1 kcal/dobę2 Aktywność fizyczna A (lata) (kg) ;
IMGT95 354 Zywlonle vi(aminy C 54: owoce róży ogrodowej I dzikiej, rokitnik, porzeczki czarne, trusk
skanowanie0008 (54) zamyita Się i uuz.ymujc; puu uai lici lici i i u,<ri,^ ivira. naunuai ^ymujr
skanowanie0010 (54) i/. GwóTtowne roisienenie priewoauA . Dy fu lory i konfuzory 6. HytotyL---fyaj t


więcej podobnych podstron