190 Bóg Bestia
towarzystwem: „Kiedy przyprowadzał do mnie do domu swych towarzyszy da-daistów i mogłem z nimi porównać jego romańskie rysy i amerykański styl, to zdawałem sobie sprawę, te ścieżka, którą wybrał, nie była ścieżką jego instynktu. Zastanawiałem się, co weźmie w nim górę: dadaizm czy Ritz?”
Jak się okazało, odpowiedź brzmiała: dadaizm. Pewien przyjaciel Rigauta nazwał go kiedyś „pustą walizką", co oznaczało, że jego życiowy bagaż nie był obciążony żadnego rodzaju wiarą. Jej miejsce, zgodnie z przewidywaniami Dostojewskiego, zajęło „powołanie" do samobójstwa i Rigaut stosownie do tego u-kształtował własne życie, w stylu na pozór mało dadaistycznym. Jako pisarz niszczył prawie wszystko, co napisał, skoro tylko było gotowe. Wedle słów Blanche^ nawet jego udawana akceptacja życia najbardziej pustego i konwencjonalnego miała charakter samobójczy. Jedyny sposób, jaki nam pozostaje, aby wyrazić naszą pogardę dla życia — napisał Rigaut w jednym z nielicznych utworów, jakie po nim pozostały — to zaakceptować je. Życie nie jest warte tego wysiłku. jakiego trzeba, żeby je opuścić. [...] Człowiek, którego nie nękają troski ani nuda, osiąga poprzez samobójstwo najbardziej bezinteresowny z gestów, o ile tylko śmierć nie wzbudza w nim ciekawości.”121 Jego własna bezinteresowność była równie głęboka, jak metodyczne było jego samobójstwo. Jego wielbiciel i przyjaciel Drieu de Rochelle opisał jedno i drugie ze stosowną elegancją:
Ten śmieszny akt — nie absurdalny (być może wystraszyło ich to nazbyt wielkie słowo). lecz płaski i obojętny — oto jak jest możliwy. .Pewnego ranka, idąc spać, zamiast zgasić światło, przez pomyłkę pociągam za spust”.
Ta myśl zachwyciła Gonzague‘ego [Rigauta] i jego przyjaciół. Przez jakiś czas żył w błogostanie, pełen jakiejś wewnętrznej chwały. Przezwyciężył samobójstwo. Nie wiedział już. czy żyje. czy nie. czy to on wypalił z pistoletu, czy też drewno w piecu trzasnęło nocą.122
Cztery lata przed śmiercią Rigauta efemeryczne pismo literackie „La Revo-lution Surrealiste” opublikowało dyskusję pod hasłem: „Czy samobójstwo jest rozwiązaniem?” Większość zapytanych odpowiadała twierdząco, i to równie stanowczo, jak gdyby działo się to w Paryżu dziewięćdziesiąt lat wcześniej, aczkolwiek ich ton był daleko mniej wylewny niż u romantyków: „Pozwoli Pan, że zamiast odpowiedzi zacytuję napis z tabliczki wiszącej u mnie w sypialni: «Wchodż bez pukania, ale przed wyjściem będziesz musiał popełnić samobój-stwo».” Implikacje tej dyskusji były jasne: akceptacja samobójstwa, choćby żartobliwa. oznaczała akceptację nowej sztuki, przymierze z awangardą. Ale zaakceptować nie znaczyło jeszcze zrobić. Spośród uczestników dyskusji jeden tylko Renć Crevel. „najpiękniejszy z surrealistów” i zarazem autor jednej z najsubtel-
*2i oLa RćvoIution Surrćaliste". nr 12. grudzieri 1929. ,J2 Ibidem.
niejszych odpowiedzi, rzeczy wiście zdecydował się pójść na całość. Nieco wcześniej tegoż roku opisał on śmierć doskonałą w książce Dćtourr. „Stawiam im-bryk z herbatą na kuchence, szczelnie zamykam okna i odkręcam gaz, zapominając zapalić zapałkę. Reputacja bezpieczna i dość czasu, żeby odmówić config teor...”™ Jedenaście lat później Crevel zabił się dokładnie w ten sposób. Był on jednak wyjątkiem, a prócz tego, jak zaznaczył w swej odpowiedzi, w dzieciństwie głęboko wstrząsnęła nim samobójcza śmierć kogoś, kogo kochał. Dlatego też samobójstwo było dlań czymś więcej niż tylko artystycznym wyznaniem wiary. Co więcej, nie był on dadaistą, lecz surrealistą, a chociaż surrealiści, jak i cała sztuka nowoczesna, zgadzali się z dadaistyczną zasadą ataku, stałego atakowania wszelkich świętości, konwencji i gotowych, niekwestionowanych zasad porządku społecznego, to jednak szukali już dla siebie — by przytoczyć słowa Georges’a Hugneta, surrealisty i historyka dadaizmu — „jakiejś mniej anarchicznej, mniej bezceremonialej formy walki”. Albowiem dadaizm był ślepą uliczką i sam o tym wiedział: jego cele były nie do pogodzenia ze sztuką w sposób zasadniczy, a nie przypadkowy. Trudno, żeby było inaczej, skoro się nie opierał na żadnej estetyce, lecz na perwersyjnej koncepcji humoru, wedle której życie jest kiepskim dowcipem, wymierzonym w samo siebie. Pogląd ten podszyty był desperacją i niepokojem, być może „tak radykalnym jak sama rzeczywistość”, ale obyczaj dadaistów nie pozwalał się do tego w żaden sposób przyznawać. Nawet ci, którzy byli szaleńcami — a sądząc ze znanych relacji, Vache, Cra-van i Rigaut zdradzali niejakie objawy schizofrenii — najwyraźniej nie pozwalali sobie na to. by cierpieć wskutek swojego szaleństwa. Obrócili więc swój niepokój w żart — może i w swej istocie samobójczy, ale zawsze żart. Inni. sprytniejsi, udawali szaleństwo, jak tylko im to pasowało, zarówno w swoich działaniach samozachowawczych, jak i w oddziaływaniu na publiczność. Podobnie jak samobójstwo, była to rzecz, modna.
„Dadaizm jest wieczny — pisał Hugnet — [...] dadaizm nie jest mai de siecle, ale mai du monde." Wydaje się to niemałym roszczeniem jak na niewielki ruch, ale w jakiś paradoksalny sposób jest to prawda. Można lekceważyć dorobek dadaistów, ale jeśli chodzi o artystyczne wyzwolenie, ich osiągnięcia były nieproporcjonalnie wielkie. Na swój chaotyczny sposób dadaizm stworzył nowe obszary dla swych następców. Traktując samobójstwo, szaleństwo i psychopatologię sztuki codziennej jako oddziały szturmowe do swych pogardliwych napaści na publiczność, dadaiści dopuścili do głosu tych, dla których desperacja nie była intrygującą alternatywą, ale przeznaczeniem. Tak więc groteskowość dadaistycznej karykatury ruchu modernistycznego nie odebrała mu jego zasadniczej celności. Różnice dotyczyły tu jedynie akcentu: wszyscy moderniści od początku zakładają zniszczenie wszelkich tradycyjnych wartości, lecz w przeciwieństwie do dadaistów nie mówią o tym na głos. I nie jest to kwestia tchórzostwa ant
123
Patrz M. Nadeau, op. cii., str. 102.