Kto ma coś takiego, musi być bogaty. Jemu jest wszystko jedno!”. Takie wyjaśnienie wystarczyło mu, aby uspokoić nieczyste sumienie. Zamierzał w następny wolny dzień sprzedać swoją starą komórkę na pchlim targu i używać znalezionej Nokii. Nie wiedziałem, co o tym sądzić. Na uniwersytecie uczono nas, że znaleziony przedmiot należy zwrócić właścicielowi, ale tutaj takie cnoty nie miały szans przebicia. Tu chodziło o prawdziwą różnicę między biedą a bogactwem.
Tanga poznałem podczas ćwiczeń woj skowych, krótko po tym, j ak zacząłem pracę w Foxconnie. Zostaliśmy przyjaciółmi. Tang urodził się w 1988 r. i ukończył wyższą szkołę zawodową Baiyun w Kantonie. Po szkole pracował w kilku miastach w delcie Rzeki Perłowej i Jangcy. W Toshibie w Hangzhou w prowincji Zhejiang zarabiał względnie dobrze. Pracował również ponad pół roku na Filipinach. Po wielu latach pracy odłożył kilkadziesiąt tysięcy juanów, ale nagle jednemu z członków rodziny trzeba było opłacić pobyt w szpitalu. W ten sposób stracił całe oszczędności i musiał zaczynać od nowa.
Tang był świeżo po ślubie z dziewczyną, z którą znali się od sześciu czy siedmiu lat. Kupili sobie razem dom w rodzinnych stronach o powierzchni ponad 170 m2 i w połowie go spłacili. Dużą część potrzebnej kwoty dostał od teścia, resztę wyłożyli sami. Dlatego pojechali pracować do Chongąing. Tang zatrudnił się w Foxconnie, jego żona w Inventec. Jest to fabryka elektroniczna dostarczająca Foxconnowi części komputerowe HP.
Zaprzyjaźniłem się z Tangiem. Był człowiekiem, który wyznaczał sobie cele w życiu i ciężko pracował w przekonaniu, że ciężką pracą i wysiłkiem zapewni sobie i swojej ukochanej lepsze życie w przyszłości. Troszczył się o swoją rodzinę, do tego nie chciał, żeby żona pracowała tak ciężko, jak on. Martwił się, gdyż długie nocne zmiany ją męczyły, miała ciężką pracę i mało zarabiała. W tamtych dniach zamierzał do niej pojechać, aby pomóc jej złożyć wypowiedzenie, a także zapakować walizki. Pragnął dla niej lżejszego życia, gotów był ją wspierać, nawet jeżeli pozostanie bez pracy. Uzgodnili, że jeżeli zostaną bez innego wyjścia, to żona zatrudni się w Foxconnie, a wtedy będą razem, troszcząc się o siebie.
Zastanawiało mnie, dlaczego Tang pracował w Foxconnie przy produkcji, a nie wykorzystywał swoich licznych koneksji rodzinnych (których inni mu wręcz zazdrościli), aby znaleźć lżejszą i lepiej płatną pracę. Jego starszy kuzyn był sekretarzem powiatowego komitetu partyjnego w Chongąing, a wuj dyrektorem tamtejszego urzędu skarbowego. Tang wyjaśnił mi, że pragnie kierować się rozumem i zachować czyste sumienie. Chciał być oceniany wyłącznie na podstawie własnych dokonań i cieszyć się dobrą opinią u innych. Unikał możliwych konfliktów interesów wśród krewnych, które w ostatecznym rozrachunku mogłyby niekorzystnie wpłynąć na stosunki w rodzinie. Poza tym nienawidził skorumpowanych funkcjonariuszy, którzy defraudowali pieniądze prostych ludzi.
Praca w Foxconnie była dla Tanga rozwiązaniem przejściowym. Życie w fabryce znosił z trudem, ale nie mógł niczego zmienić, dopóki spłacał kredyt za dom. Poza tym był po ślubie i tym samym wziął na siebie dużą odpowiedzialność. Wspólnie z żoną zdecydowali, że w najbliższych latach nie będą mieli dziecka. Nie zdobyliby środków na jego utrzymanie, a dziecko czekałoby równie trudne życie jak ich. Nie miał więc na razie innego wyjścia, jak pozostać w fabryce i dzięki temu zmniejszyć obciążenia finansowe. W przyszłości zamierzali jednak wraz z żoną powrócić w rodzinne strony i założyć tam hodowlę dzikich świń. Z obliczeń wynikało, że koszty takiej inwestycji wynoszą około 1,5 min juanów. To dla Tanga niewyobrażalna suma - musiałby zaciągnąć kredyt w banku. Jeżeli by się nie powiodło, popadłby w ruinę. Sprawa wymaga więc dużej rozwagi.
Lin, rocznik 1986, zarabiał na życie, rozwożąc śniadania na trójkołowym rowerze w pobliżu fabryki Foxconna. Poznałem go, kiedy podeszliśmy do niego, chcąc kupić zupę ze smardzów. Lin jest człowiekiem otwartym, który mówi to, co myśli. Przyjemnie nam się rozmawiało i nawet przyniósł nam kawałek ciasta ryżowego własnej roboty. Sprzedawał smaczne jedzenie. Zaczęliśmy spotykać się częściej i zostaliśmy przyjaciółmi. Codziennie rano szedłem do niego przed pracą, żeby zjeść nadziewane pierożki.
On również bardzo wcześnie wyruszył z domu w poszukiwaniu zarobku, nie poszedł jednak do fabryki. Uzyskał zatrudnienie w restauracji jako praktykant i nauczył się gotować. Od pierwszego dnia, kiedy zaczął tam pracować jako praktykant, wiedział, że w przyszłości założy własną firmę. Nie chciał przez całe życie pracować dla innych. W restauracji awansował na drugiego kucharza i opanował sztukę kulinarną. Jego specjalnością były dania z makaronem. Zarabiał zupełnie przyzwoicie i odłożył ponad 20 tys. juanów. Niemniej potem musiał wrócić do domu, bo zachorował jego ojciec, a pobyt w szpitalu kosztował kilka tysięcy juanów dziennie. Lin wydał na pokrycie kosztów niemal wszystkie zarobione pieniądze. Po śmierci ojca nie chciał już tak bardzo oddalać się od domu, gdyż musiał