-ajiicy generał z możnego posesora stał się dziedzicem jednej tylko I ocenionej na 9000. Drogo zapłacił za ogładę intelektualną i towa-<dKgfZygody wywiadowcy oraz dwu i półtysięczny księgozbiór”.
H p0 powrocie próbował desperacko dochodzić swoich praw do ojco-urządzając — prawdopodobnie w końcu 1772 roku — zajazd na dobra
stałe po ojcu. Nie doprowadziło to do pomyślnego rozwiązania. Z na-|ljf że wszystko ułoży się zgodnie z jego życzeniami, Trembecki zaczął się ^oli żegnać, ale sprawy ojcowskiej spuścizny długo będą go jeszcze | j^ątać. W takiej sytuacji — w zupełnej niepewności co do skutku własnych A biegów około majątku na wsi — musiał Trembecki pomyśleć o związaniu Z*vej przyszłości z królem. Mógł się wszak spodziewać względów monarchy, 'hociażby za usługi wyświadczone mu podczas konfederacji barskiej. Już w sierpniu 1772 roku odwiedził Warszawę; wizyta miała zapewne charakter rozpoznawczy, pragnął odświeżyć dawne znajomości, nawiązać nowe itd. Było t0 — jak widzimy — przed wspomnianym wyżej zajazdem na poojcowskie dobra. Prawdą jest, że Trembecki przystał na służbę dworską pozbawiony już prawie nadziei na urządzenie się na wsi. Trudno jednak wyobrazić go sobie jako ziemianina-gospodarza. Wolno sądzić, iż nawet gdyby zdołał uregulować pomyślnie wszystkie sprawy związane ze spadkiem po ojcu, długo na wsi by nie wytrzymał. Ciągnęło go do wielkiego świata, do wyższego towarzystwa, w którym pragnął błyszczeć. Rozpierała go ambicja, pociągały szersze od jastrzębnickich czy Chmielowskich perspektywy. Marzyła mu się kariera dworska, wojskowa, być może już wtedy miał za sobą pierwsze próby literackie. Literaturę jednak, podobnie jak dobra ziemskie, traktował tylko jako środek ułatwiający awanse na innych polach.
Na stałe zamieszkał w Warszawie u królewskiego kamerdynera, balwierza i szatnego Bruneta, wiosną 1773 roku. Spotkał swych dawnych znajomych: Oraczewskiego, Chwaliboga, Gołuchowskiego, Ronikiera, Cor-ticellego i innych, którzy służyli mu pomocą w nawiązywaniu nowych kontaktów i w urządzeniu się w stolicy. Zaczął zabiegać o jakąś godność. Został szambelanem królewskim z pensją 68 dukatów miesięcznie. Nie było to dużo, a ponieważ nie miał Trembecki innych źródeł dochodu (cząstka ojcowizny, która mu pozostała, obciążona była długiem), wystarczało mu jedynie na w miarę przyzwoite utrzymanie. Jako że mierzył wyżej, zaczął się starać o stanowisko komisarza wojskowego, przynoszące 12000 złp. rocznej pensji. Pierwsza próba była nieudana, urząd otrzymał przyjaciel szambelana — Corticelli; druga natomiast zakończyła się powodzeniem: komisarzem został oficjalnie 7 1 1774 roku. Niedługo mógł się tym szczycić, bo sejm 1776 roku podjął uchwałę o likwidacji całej Komisji Wojskowej. Wróćmy jednak do obfitującego w wydarzenia, ale w sumie niepomyślnego roku 1773. Wtedy to właśnie rozpoczęła się heroiczna, nierzadko groteskowa, długa i monotonna walka Trembeckiego o zapewnienie sobie godziwych warunków życia. Tymczasem namnożył długów, dręczyły go terminy spłat, napierali wierzyciele. Bardzo nad tym bolał i sam z kolei nękał króla o wsparcie, przedstawiał mu