— Mam naprawdę świetny towar, człowieku. Prezent od Tirng Dały. Ten towar przebył długą drogę z Kilcrohanc.
Wyglądali jak teriery, nadstawiające uszu z podniecenia, gdy tak wąchali ziełonobrązowe błoto w przezroczystym worku foliowym, który Davy wyjął z kieszeni swojej kwiecistej kamizelki.
Ja też się w końcu nachyliłam.
I wtedy nagle, bez żadnego uprzedzenia Colette podskoczyła do góry i sięgnęła po swój płaszcz.
— O Boże, jak Już późno. Będą nas szukać. Grace, idziemy.
Wzięła mój płaszcz i nim zdążyłam się zorientować, wkładała mi
ręce w rękawy. Nic chciałam iść, ale nic mogłam wykrztusić z siebie słowa. Zobaczyłam, jak Colette ijohnny patrzą na siebie znacząco.
Gdy przypomniałam sobie o zakonie, przeżyłam wstrząs. Czułam się jakby minęły już całe lata od mojego pobytu w Mayo. Chciałam zobaczyć, co się stanie, kiedy otworzą tę torbę z. zielonym błotem.
— Zobac2, która godzina! — krzyknęła Colette.
Naprawdę musiałyśmy iść. Zapięłam płaszcz i odgarnęłam włosy za uszy. Udawałam, że jestem ponad to wszystko. Chciałam spojrzeć na Johnny'cgo, ale oparłam się pokusie. Zaczęłam wpatrywać się w moje obdrapano noski butów.
Na pożegnanie Colette przywarła do Nocła. Zaczerwieniłam się, ale nie przeszkadzało mi to. żcją pocałował. Przy barze siedzieli jacyś wstydliwi chłopcy ze wsi. którzy odwrócili się skrępowani, ale zdążyli przedtem jeszcze zachichotać.
— Mam cię pocałować? — spytał Johnny.
— Nie — powiedziałam i poczułam się głupio.
— Zakonnice nie mówiły ci o wolnej miłości? — rzucił jeszcze, gdy my zakładałyśmy berety i wpychałyśmy papierosy w skarpetki.
— Kocham tylko Colette — odparłam, próbując wyglądać wyniośle.
— Wiem — przyznał i uśmiechnął się. — Colette mi wszystko opowiedziała.
Patrzyłam na jego krzywy ząb zastanawiając się, co Colette mu powiedziała. Zawstydzona wyszłam, nim Colette skończyła się całować z Noclem.
Czułam się głupio stojąc tak na zewnątrz przed barem. Ludzie gapili się na mnie. Miałam tylko nadzieję, że nic doniosą zakonnicom. Zaczęłam przyglądać się wystawom sklepowym I próbowałam wyglądać zwyczajnie. Wtedy ludzie gapili się Jeszcze bardziej. Przeczytałam reklamę: Podwójna dieta Diamondózo czyni cudu. Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl o tym, co Colette mogła powiedzieć Johnny‘emu.
— Co ty powiedziałaś Johnny'emu o mnie? — zapytałam Ją, kiedy pędem zasuwałyśmy już do zakonu.
— Co masz na myśli?
— No, czy powiedziałaś mu o nas?
— Oczywiście, że powiedziałam mu o nas. Czy nic widział nas razem w barze?
— Tak, ale czy mówiłaś mu o nas w łóż.ku?
— Uhm. On uwielbia słuchać takich historii. Powiedziałam mu, że poszłyśmy na całość
— Nic!
— On to rozumie. Jest bardzo tolerancyjny.
— Niel Colette, nie mogłaś mu tego powiedzieć! Błagam, błagam cię, powiedz, że to nieprawda.
— Dobra, skłamałam.
— Nic wierzę ci. — Cała twarz płonęła mi ze wstydu.
— I powiedziałam mu, że o niego też ciągle pytasz- O jego ubrania ł o całą resztę.
— Nic zniosę tego — stwierdziłam, kiedy przekraczałyśmy drzwi klasztoru.
— Nie bądź głupia!
— Mam to gdzieś. Mam to gdzieś. Po prostu się utopię... — Pobiegłam w stronę alejki prowadzącej do strumienia.
— Nie bądź taką idiotką
— Nic mogę już dłużej tak żyć.
— Przestań!
Wyprzedziłam Colette. Ruszyła za mną, ciągnąc mnie za poły płaszcza. Kiedy dotarłam do strumienia, zatrzymałam się. Nim zanurzyłam nogę, wiedziałam już, że woda jest lodowata. Mimo to zdjęłam buty i skarpetki, trzymając się gałęzi drzewa.
— Co robisz? — spytała Colette. Pomyślałam, że zawsze zadaje głupie pytania.
— Przygotowuję się.
— Ale właśnie że musisz mieć na sobie wszystkie ubrania, Jeśli chcesz się utopić. Potrzebujesz ich, żeby cię pociągnęły na dno.
-113