140 Em ile M. C-ioran
i nasze przekleństwo? Nie. Ponieważ nie możemy oddzielić „przyczyny” od naszego niepokoju, nie oddzielając się od samych siebie. Popełniając ten grzech, oddzieliliśmy się od istnienia, zyskując w zamian niepokojącą świadomość tego istnienia.
Wszyscy, którzy zdradzili czysty geniusz życia i zmącili witalne źródła w demiurgicznym porywie świadomości, dokonali zamachu na pierwotne racje istnienia, samego istnienia. Pogwałcili ostateczne tajemnice życia i zerwali zasłony, które kryły tajemnice, głębie i złudzenia. Nieczyste sumienie wynika z podjętego dobrowolnie bądź nie ataku na życie. Wszystkie chwile, które nie były chwilami ekstazy w obliczu życia, połączyły się w nieskończonej winie sumienia. Życie zostało nam dane po to, by umrzeć w jego obliczu w ekstazie. Powinnością człowieka było kochać je aż do orgazmu. Ludzie musieli wkładać wiele trudu w budowę tego drugiego raju, jednak żaden jego kamień nie został jeszcze położony, nic prócz łez. Czy można wznieść raj na łzach?
Grzech metafizyczny jest odchyleniem największej odpowiedzialności wobec życia. Dlatego czujemy się tak odpowiedzialni przed jego obliczem. Jesteśmy winni, że sprzysięgliśmy się w naszym cierpieniu przeciwko pierwotnej czystości życia. (Czyż życie również nie sprzysięgło się przeciwko nam?).
Człowiek, który kocha życie, lecz buntuje się przeciwko niemu, podobny jest do chrześcijańskiego fanatyka, który zaparł się Boga. Grzech teologiczny jest tak samo ciężki jak grzech metafizyczny. Istnieje jednak pomiędzy nimi pewna różnica: Bóg może wybaczyć, jeśli chce, życie jednak, zrażone i oślepione naszym blaskiem, może nas odzyskać jedynie wtedy, gdy sami tego zechcemy. Oznacza
to wyrzeczenie się drogi własnego ubóstwienia i zatracenie się w bezimienności życiodajnych źródeł (przyłączenie się do rajskiej niewinności, kiedy człowiek nie znał ani cierpienia, ani umiłowania cierpienia). Jeszcze raz, zbawienie jest kwestią woli.
Zabić człowieka czy zabić życie? W pierwszym wypadku potępią was wasi bliźni, w drugim waszym potępieniem stanie się wasz własny los. Żyjemy tak, jakbyśmy zostali skazani przez ostateczną zasadę (przez naturę, życie, istnienie, Boga itp.). Być może jednak jest tak jedynie wtedy, kiedy zaczynamy wiedzieć, czym jest życie i rozumieć rzeczy niedostępne filozofii, pogardzać prawami natury, smucić się inaczej, kochać absurd...
Stamtąd droga ciemności mogłaby wyjść ku tajemnemu światłu. A jeśli to światło byłoby ostatecznym kresem? Gdyż nie będziemy już mogli ponownie upaść ze światła w ciemność, skoro światło przyjmie nas jako kres naszej historii. Dlatego właśnie przemienienie ma taki nieodparty urok w porównaniu z brzemieniem grzechu metafizycznego, który bardziej niż pospolite przestępstwo pozbawił nas ludzkiej godności i usunął ze wspólnoty życia. Nikt, na drodze cierpienia i grzechu, szaleństwa i śmierci, nie traci z oka olśniewającego blasku ostatecznego światła. Tak samo jednak nikt z tych, którzy gorzko doświadczyli dialektyki życia i jego demonizmu, nie może zaakceptować ostatecznej szczęśliwości, nawet gdyby miał nadal żyć. Z lęku przed końcem. Gdyż przemienienie jest porażką dialektyki, istotową transcendencją każdego procesu.
Dlatego świętość to stan ciągłego przemienienia, ponieważ
✓
jest ona ostatecznym przekroczeniem dialektyki. Święty nie ma historii — idzie prosto do nieba.